Niespodziewana rezygnacja Nikki Haley z funkcji ambasador USA w ONZ powoduje, że administracja prezydenta Donalda Trumpa traci kolejny umiarkowany głos w dziedzinie polityki zagranicznej – podkreślali we wtorek amerykańscy komentatorzy i politycy.
Sekretarz stanu Mike Pompeo w krótkiej wypowiedzi przed Białym Domem podziękował Haley „za dobrą pracę jaka wykonała na tym stanowisku” i dodał, że „w ciągu ostatnich pięciu miesięcy była jego bardzo dobrą współpracowniczką”. Na pytania dziennikarzy Pompeo nie odpowiedział.
Senator Marco Rubio, który ubiegał się w 2016 roku przy poparciu Haley o nominację Partii Republikańskiej na kandydata w wyborach prezydenckich, napisał na Twitterze, iż „Nikki Haley była silnym głosem na rzecz Stanów Zjednoczonych i głosem moralnej przejrzystości w ONZ”. Jak zaznaczył, „fakt, że nas reprezentowała, był dla nas błogosławieństwem”.
Zdaniem Boba Menendeza, najwyższego rangą Demokraty w senackiej komisji stosunków z zagranicą, rezygnacja Haley jest „kolejnym przykładem chaotycznej polityki zagranicznej prezydenta Trumpa” i wyraził zaniepokojenie „próżnią jaka powstanie po jej odejściu”.
Nikki Haley publicznie poinformowała o swojej decyzji zaledwie w trzy dni po największym tegorocznym zwycięstwie prezydenta Trumpa w tym roku, jakim było zatwierdzenie nominacji Bretta Kavanaugha na sędziego Sądu Najwyższego.
Deklaracja Haley z pewnością nie była dla zaskoczeniem dla Trumpa, gdyż jak zwrócili uwagę dziennikarze, zawiadamiający o rezygnacji list nosi datę 3 października.
Wszyscy komentatorzy podkreślają, że pożegnalne spotkanie Trumpa z Haley w Białym Domu miało bardzo serdeczny charakter – w przeciwieństwie do pożegnań z innymi członkami gabinetu, którzy złożyli rezygnację lub zostali zmuszeni do dymisji. Eksperci tłumaczą to tym, że ambasador USA w ONZ zapewniła Trumpa, że nie zamierza ubiegać się o urząd prezydenta w wyborach w 2020 roku.
Komentatorzy zwracają także uwagę, że kadencja Lindsaya Grahama, republikańskiego senatora ze stanu Karolina Południowa i częstego krytyka prezydenta, upływa w roku 2022 i Nikki Haley może spróbować zostać jego następczynią.
Dociekania mediów do tej pory zaowocowały trzema teoriami na temat powodów odejścia Haley. Jedna z nich zakłada, że miała ona nadzieję na otrzymanie stanowiska sekretarza stanu, a po zwolnieniu Rexa Tillersona czuła się „zepchnięta na drugi tor” i pomijana w ważnych decyzjach przez doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego Johna Boltona i nowego sekretarza stanu Mike’a Pompeo.
Druga teoria wskazuje, że Haley ma dwoje dzieci, w tym jedno na studiach, a ponadto zaciagnęła wysoką pożyczkę hipoteczną i ma duże długi na kartach płatniczych – co mogło ją skłonić do szukania większych zarobków w sektorze prywatnym.
Ponadto w ostatni weekend prywatna organizacja Citizens Responsibility and Ethics in Washington (CREW) zażądała od inspektora generalnego Departamentu Stanu przeprowadzenia dochodzenia w sprawie siedmiu bezpłatnych przelotów Nikki Haley prywatnym samolotem znajomych biznesmenów, co miałoby być sprzeczne z kodeksem etycznym pracowników rządu.
Jednak najwięcej zwolenników ma trzecia teoria głosząca, że Nikki Haley jest zbyt ambitna, aby zrezygnować z polityki i z pewnością będzie chciała się ubiegać o prezydenturę – jeśli nie w roku 2020, to w 2024.
Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski (PAP)
fot.MICHAEL REYNOLDS/EPA-EFE/REX/Shutterstock