0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaAmerykaImigracyjny dekret prezydenta. Tydzień później

Imigracyjny dekret prezydenta. Tydzień później

-

Adwokaci na lotnisku O'Hare oferują bezpłatną pomoc
Adwokaci na lotnisku O’Hare oferują bezpłatną pomoc

„Jestem adwokatem, chcę pomóc” – takie plakaty pojawiły się 28 i 29 stycznia na lotnisku O’Hare. Prawnicy z dużych lokalnych firm adwokackich podchodzili do rodzin oczekujących na podróżnych zatrzymanych mocą dekretu prezydenta Trumpa, oferując bezpłatną pomoc. Na O’Hare było ich 50, na JFK jeszcze więcej.

27 stycznia 2017 r. z pewnością przejdzie do historii imigracji w USA. Tego dnia prezydent Donald Trump podpisał dekret okresowo wstrzymujący wjazd do USA obywateli siedmiu w większości muzułmańskich krajów. Jego natychmiastowe wejście w życie spowodowało chaos na lotniskach i zdezorientowało służby graniczne, zmobilizowało natomiast członków organizacji pozarządowych, imigracyjnych, a także prawników, którzy na wielu lotniskach w kraju oferowali pomoc zatrzymanym podróżnym. Na O’Hare w Chicago było ich kilkudziesięciu, wśród nich Jonathan Lahn z kancelarii Kirkland & Ellis LLP, który szacuje, że tylko 28 stycznia na O’Hare było ponad 50 prawników, którzy byli gotowi, by pomagać zatrzymanym.

REKLAMA

W pobliżu jednej z restauracji na Terminalu 5 zorganizowało się całe biuro obsługi prawnej
W pobliżu jednej z restauracji na Terminalu 5 zorganizowało się całe biuro obsługi prawnej

„Problem w tym, że agenci CBP (Urzędu Celnego i Straży Granicznej, U.S. Customs and Border Protection, CBP – przyp. red.) nie pozwalali na widzenie z zatrzymanymi. Podchodziliśmy więc do czekających na te osoby rodzin i oferowaliśmy naszą pomoc. Przygotowaliśmy 16 petycji Writ of Habeas corpus, domagających się zwolnienia nielegalnie zatrzymanych. Byliśmy gotowi zgłosić to do sądu, ale dokładnie wtedy, ok. 10 wieczorem, sąd w Nowym Jorku wydał zakaz zatrzymania tych ludzi. Czekaliśmy do końca, ciągle nie wiedzieliśmy, czy nasze petycje będą potrzebne, ale 30 minut później CBP zaczęło wypuszczać przetrzymywanych pasażerów” – opowiada Lahn, który biegle mówi po polsku i nie ukrywa, że za sprawą swojej żony z Polski i zamieszkania w Niles k. Chicago, gdzie znaczącą populację stanowią Polacy, większość swojego życia spędził wśród imigrantów.

Przeciwko nielegalnemu przetrzymywaniu podróżnych, których liczba w weekend sięgnęła 50, na chicagowskim lotnisku protestowały setki osób. Wśród nich byli lokalni politycy, aktywiści, przedstawiciele International Refugee Assistance Project, National Immigrant Justice Center.

Adwokat Jonathan R. Lahn na lotnisku O'Hare fot.arch. rodz.
Adwokat Jonathan R. Lahn na lotnisku O’Hare fot.arch. rodz.

„Dokładnie przestudiowałem prezydencki dekret i nie mam wątpliwości, że jest on wymierzony w muzułmanów; nie sądzę, że w Stanach Zjednoczonych powinniśmy mieć prawa, które segregują ludzi ze względu na religię” – mówi Jon Lahn.

Tego samego zdania są prokuratorzy generalni z 16 stanów, w tym Kalifornii, Pensylwanii i Nowego Jorku, którzy wydali wspólne oświadczenie, w którym potępili dekret prezydenta USA Donalda Trumpa.

Uznając dekret za niekonstytucyjny, sygnatariusze oświadczenia wyrazili oczekiwanie, że zostanie on obalony, a do tego czasu „będą pracowali w celu zapewnienia, aby możliwie najmniej ludzi ucierpiało z powodu chaotycznej sytuacji, jaką dekret stworzył”. Stanowi prokuratorzy generalni uznali również, że wolność religijna jest fundamentalną zasadą Stanów Zjednoczonych i żaden prezydent nie może zmienić tej prawdy.

Prezydent Trump jednak zdecydowanie odrzuca głosy krytyków, według których obostrzenia dotyczące podróży do USA są wymierzone w muzułmanów. Argumentuje, że chodzi o wprowadzenie szczegółowej weryfikacji podróżnych w celu ochrony kraju i jego granic.

Dekret przewiduje wstrzymanie przez 90 dni wydawania amerykańskich wiz obywatelom krajów muzułmańskich mających problemy z terroryzmem. Dotyczy to obywateli Iraku, Syrii, Iranu, Sudanu, Libii, Somalii i Jemenu. Jeśli mają oni obywatelstwo jeszcze jakiegoś kraju, będą mieli prawo ubiegać się o pozwolenie na wjazd do USA. Ten sam dekret zawiesza do odwołania przyjmowanie uchodźców z Syrii, a uchodźców z innych krajów – na 120 dni. W tym czasie władze USA mają sprawdzić, z których krajów uchodźcy stanowią najmniejsze ryzyko.

Wygląda jednak na to, że dokument pogłębił już i tak bardzo wyraźne podziały w amerykańskim społeczeństwie. Badanie Reuters/Ipsos, które przeprowadzono 30 i 31 stycznia, wykazało, że mniej niż jedna trzecia Amerykanów uważa, że ich bezpieczeństwo poprawi się wskutek motywowanego walką z terroryzmem dekretu prezydenta.

Protest przed Terminalem 5 na O'Hare
Protest przed Terminalem 5 na O’Hare

[blockquote style=”1″]40 proc. uchodźców w aglomeracji chicagowskiej od 2002 r. pochodzi z siedmiu krajów objętych dekretem[/blockquote]

Swoje obawy co do wprowadzonych obostrzeń w wewnętrznej notatce skierowanej do kierownictwa Departamentu Stanu podpisało ok. 900 pracowników tej instytucji, będącej odpowiednikiem ministerstwa spraw zagranicznych. Co prawda na 70 tys. zatrudnionych nie jest to może liczbą imponującą, ale na pewno znamienną, na tyle że zareagował na nią rzecznik Białego Domu. Sean Spicer mówił w styczniu, że wie o tej notatce, ale ostrzegł dyplomatów, że albo zaakceptują ten program, „albo mogą odejść”.

Do coraz liczniejszej grupy krytyków w Stanach Zjednoczonych i na świecie antyimigracyjnego dekretu prezydenta USA Donalda Trumpa przyłączył się były prezydent Barack Obama oraz wielu kongresmenów, w tym także wpływowi senatorowie z Partii Republikańskiej.

Zgodnie z komunikatem wydanym przed kilkoma dniami przez rzecznika Obamy Kevina Lewisa, były prezydent, łamiąc niepisaną zasadę, że były przywódca nie ocenia publicznie swojego następcy (przynajmniej w pierwszych tygodniach sprawowania przez niego władzy), oświadczył: „Sprzeciwiamy się jakimkolwiek formom dyskryminacji jednostek z powodu wyznania czy religii”. Dodał, że w sytuacji, gdy amerykańskie wartości są zagrożone, oczekuje się, iż obywatele będą korzystać ze swojego konstytucyjnego prawa do zgromadzeń i wyrażania własnych poglądów.

Także mianowana w 2015 roku przez Obamę p.o. prokuratora generalnego Sally Yates poinstruowała prawników ministerstwa sprawiedliwości, aby nie występowali w sądach w obronie dekretu Trumpa. „Nie jestem przekonana, że rozporządzenie wykonawcze jest zgodne z prawem” – uzasadniła swoje polecenie Yates. Kosztowało ją to stanowisko.

Protest przed Terminalem 5 na O'Hare
Protest przed Terminalem 5 na O’Hare

Dekret Trumpa, zakazujący wjazdu do USA obywatelom siedmiu krajów zamieszkanych w większości przez muzułmanów, skrytykowali również republikańscy senatorowie; Lindsey Graham oraz przewodniczący senackiej komisji sił zbrojnych John McCain we wspólnym oświadczeniu stwierdzili, że rozporządzenie wykonawcze Trumpa może „bardziej pomóc w rekrutacji terrorystów niż zwiększyć bezpieczeństwo” obywateli USA.

„Musimy być ostrożni, ale nie możemy stosować w naszym kraju religijnych sprawdzianów” – powiedział McCain w wywiadzie dla telewizji ABC. Swoje zastrzeżenia wobec dekretu Trumpa wyrazili również publicznie dwaj inni wpływowi republikańscy senatorowie: przewodniczący senackiej komisji finansów Orrin Hatch i przewodniczący komisji spraw zagranicznych Bob Corker.

Dodatkowo zastrzeżenia – ale nie jednoznaczny sprzeciw – wobec dekretu zgłosiło przynajmniej 12 senatorów i kongresmenów z Partii Republikańskiej.

Ta rosnąca opozycja wobec dekretu Trumpa nie wróży dobrze jego ambitnym zamierzeniom, takim jak rezygnacja z Obamacare, zwiększenie nakładów na infrastrukturę i reformy systemu imigracyjnego, z których wiele musi być zatwierdzonych przez Kongres.

Po weekendowej fali protestów, w poniedziałek na Twitterze Trump ocenił, że zamieszanie na amerykańskich lotniskach i opóźnienia lotów były spowodowane protestami, awarią systemu komputerowego linii Delta Air Lines i „łzami” przewodniczącego demokratycznej mniejszości w Senacie Charlesa Schumera.

Tymczasem zdaniem przedstawicieli linii lotniczych, adwokatów reprezentujących zatrzymanych na lotniskach i kongresmenów, zarówno republikanów, jak i demokratów, prawdziwą przyczyną chaosu na lotniskach w weekend był jednak dekret Trumpa.

Według krytyków to rozporządzenie wykonawcze było przygotowane bez konsultacji z właściwymi resortami i agencjami rządu oraz wprowadzone pośpieszenie bez rozważenia konsekwencji. Schumer, występując w Senacie, ocenił, że sposób wprowadzania w życie tego dekretu jest dowodem na niekompetencję nowej administracji.

Przykładem tego pośpiechu może być poinformowanie nowego ministra obrony Jamesa Mattisa o planowanym rozporządzeniu zaledwie na kilka godzin jego wejściem w życie.

Przedstawiciele linii lotniczych Delta, drugiej największej linii w USA, poinformowali, że awaria systemu komputerowego miała miejsce ponad 48 godzin po wprowadzeniu antyimigracyjnego dekretu.

Przewodniczący Izby Reprezentantów Paul Ryan we wtorek wyraził ubolewanie, że wprowadzeniu dekretu towarzyszył chaos. „Prezydent ponosi odpowiedzialność za bezpieczeństwo tego kraju” – powiedział Ryan dziennikarzom. „Jest godne ubolewania, że na początku (obowiązywania dekretu) panowało zamieszanie. Nikt nie chciał, aby ludzie z zielonymi kartami czy specjalnymi wizami migracyjnymi, jak tłumacze, byli w to wplątani” – mówił.

Oświadczył także, że rozmawiał z szefem resortu bezpieczeństwa narodowego Johnem Kellym i „jest przekonany, że w przyszłości zapewni on, że wszystko będzie przebiegać prawidłowo”.

„Nikt nie wiedział dokładnie, co to znaczy, nawet agenci z Custom and Border Protection, a kiedy nawet sama władza nie wie, co ma robić w danej sytuacji, to jest to dla mnie bardzo niebezpieczna sytuacja. Ale dziś centrum działania już nie jest na lotnisku. Jendak walka ciągle trwa” – konkluduje adwokat Jon Lahn.

(tz), (PAP)

[spacer color=”000000″ icon=”Select a Icon” style=”1″]

Ponad 40 proc. uchodźców, którzy osiedlili się w aglomeracji chicagowskiej od 2002 r., pochodzi z siedmiu krajów objętych antyimigracyjnym zakazem prezydenta Trumpa. Najwięcej – 7,8 tys. pochodzi z Iraku.

Od 2002 r. na terenie metropolii chicagowskiej zamieszkało ponad 30 tys. osób o statusie uchodźcy. Ponad 40 proc. z nich pochodzi z krajów objętych prezydenckim dekretem. Najwięcej uchodźców mieszka w Chicago – prawie 12 tys., w Aurorze – 1750 i w Skokie – 1099. Wśród przedstawicieli krajów, którego obywatele objęci są zakazem wjazdu, najwięcej jest Irakijczyków – 7,8 tys. i Syryjczyków – 1016 – informuje gazeta „Chicago Tribune”.

Dekret Donalda Trumpa zakazuje wjazdu na teren Stanów Zjednoczonych obywatelom siedmiu krajów, zamieszkanych głównie przez muzułmanów: Iranu, Iraku, Libii, Somalii, Sudanu, Syrii i Jemenu. Uzasadnieniem wydania dekretu jest „ochrona Amerykanów przed atakami terrorystycznymi przeprowadzanymi przez obywateli obcych krajów wjeżdżających na teren USA”. Ani jeden z zamieszkanych w aglomeracji chicagowskiej uchodźców z objętych dekretem krajów nie dokonał ataku terrorystycznego na terenie Stanów Zjednoczonych.

REKLAMA

2091330587 views

REKLAMA

2091330886 views

REKLAMA

2093127345 views

REKLAMA

2091331167 views

REKLAMA

2091331313 views

REKLAMA

2091331457 views