Burmistrz Waszyngtonu Muriel Bowser ostrzegła, że martwi się iż Stany Zjednoczone „pogrążą się w rasowej wojnie”, a o przemoc na ulicach miasta oskarżyła „zewnętrznych agitatorów”.
Po niecałym tygodniu demonstracje pod prezydencką rezydencją osłabły. Potępiający rasizm i domagający się zaprzestania finansowania policji wciąż głosili swoje postulaty m.in. podczas rowerowych przejazdów przez miasto i na transparentach wywieszanych w różnych częściach miasta.
Po postrzeleniu przez policję w Kenoshy w Wisconsin 23 sierpnia Afroamerykanina Jacoba Blake’a pod Białym Domem znów zaczęły zbierać się grupki demonstrantów, w porywach sięgające kilkuset osób. Na wieczorne manifestacje niektórzy stawiają się w kaskach i z tarczami. W weekend doszło do starć z policją i aresztowań.
Za przemoc wobec policjantów na ulicach w amerykańskiej stolicy Bowser obwiniła „zewnętrznych agitatorów”.
Stanowisko to podziela szef waszyngtońskiej policji Peter Newsham. Aresztowani w weekend w stolicy USA to – jak utrzymuje – głównie przyjeżdzający do Dystryktu Kolumbii „z intencją niszczenia mienia oraz ranienia ludzi”.
Stołeczne władze już w czerwcu za przemoc na ulicach miasta obwiniały przyjezdnych. Oficjalne dane wykazują jednak, że wśród aresztowanych od czerwca do sierpnia w trakcie waszyngtońskich protestów i zamieszek aż 83 proc. stanowią osoby z Dystryktu Kolumbii oraz sąsiadujących z nim stanów Wirginia oraz Maryland.
Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)