Od kilku miesięcy amerykańscy instruktorzy szkolą w Jordanii oddziały syryjskiej opozycji. Ludzie ci nie należą do głównej grupy rebeliantów dążących do obalenia prezydenta Bashara Assada, znanej jako Wolna Armia Syryjska. Waszyngton obawia się, że grupa ta ulega coraz silniejszym wpływom ekstremistów i ma pewne powiązania z al-Kaidą.
Szkolenia prowadzi amerykański wywiad. Waszyngton podkreśla, że do tej pory Stany Zjednoczone nie dostarczają syryjskiej opozycji broni. Nie ma pewności, czy Wielka Brytania i Francji lub inne państwo zachodnie wspiera rebeliantów militarnie.
Według szacunków ONZ w dwuletniej wojnie domowej w Syrii zginęło już 70 tys. ludzi.
Administracja prezydenta Obamy nie ujawnia zakresu ani rodzaju szkoleń. Twierdzi jednak, że robi wszystko, co może, celem odsunięcia Assada od władzy, z wyjątkiem dostaw broni i militarnej interwencji.
Rzecznik Białego Do-mu, Josh Earnest, powiedział, że „USA zapewniają poparcie logistyczne, niezbędne do walki z dyktatorem, który nie waha się przed użyciem…
armii przeciw własnemu narodowi”.
Część Syryjczyków szkolonych w Jordanii, po powrocie do kraju przeka- zuje świeżo nabytą wiedzę innym przeciwnikom Assada.
Departament Obrony nie jest zaangażowany bezpośrednio ani pośrednio w szkolenia syryjskich rebeliantów.
(HP – eg)
