Sędzia z Kalifornii skazał w poniedziałek na karę śmierci mężczyznę, który wzniecił pożar lasu. Zginęło wówczas pięć osób i zostało zniszczonych ponad tysiąc domów w San Bernardino.
31-letni Rickie Lee Fowler w sierpniu został uznany winnym pięciu zarzutów morderstwa pierwszego stopnia i dwóch zarzutów podpalenia.
Pożar lasu, który zainicjował w 2003 roku, strawił 90 tys. akrów (ponad 36 ha) obszaru Waterman Canyon, zniszczył ponad tysiąc domów i doprowadził do śmierci pięciu osób. Straty materialne oszacowano na 5,6 mld dolarów – podaje akt oskarżenia.
Fowler znalazł się w kręgu podejrzeń po tym, jak świadkowie donieśli, że widzieli jak pasażer furgonetki rzucał płonące przedmioty w kierunku lasu. Prokuratura dopiero po sześciu latach zebrała wystarczające dowody, by wnieść oskarżenie. Twierdziła, że Fowler wzniecił pożar, bo był wściekły za to, że wyrzucono go z domu, gdzie mieszkała jego rodzina – podaje Associated Press. Fowler usłyszał oskarżenie w więzieniu, bo odsiadywał w tym czasie wyrok za kradzież z włamaniem. Kierowca furgonetki zginął później w niezwiązanym incydencie.
We wrześniu ubiegłego roku ława przysięgłych wysunęła propozycję kary śmierci. Obrońcy oskarżonego utrzymywali wówczas, że wystąpią o ponowny proces, bo dowody nie stwierdzają jednoznacznie, że to Fowler wzniecił pożar lub że śmierć ofiar była zamierzona.
Jednak w poniedziałek sędzia Michael A. Smith przystał na karę śmierci. Ostatni raz taki wyrok wydano w Kalifornii w 2006 roku. Sędzia miał też do wyboru karę dożywotniego więzienia bez możliwości zwolnienia warunkowego.
– Dziś, po ponad 10 latach, oddano sprawiedliwość ofiarom i ich rodzinom – mówił w oświadczeniu prokurator generalny Michael Ramos.
Obrońca Fowlera unika komentowania sprawy.
as