Według najnowszego raportu, który opublikowany zostanie we wtorek, ropa naftowa z zatopionej platformy w Zatoce Meksykańskiej nie wyparowała, jak przekonują władze, lecz osadziła się na dnie oceanu i zatruwa florę i faunę morską.
Opinię forsowaną do tej pory przez Waszyngton podważają naukowcy z uniwersytetów w stanie Georgia i Floryda.
Ci pierwsi oświadczyli w poniedziałek, że prawie 80 proc. ropy, która wyciekła z platforymy Deepwater Horizon wciąż w różnej formie pozostaje w Zatoce Meksykańskiej. Władze przekonywały do tej pory że chemikalie zostały zebrane lub samoczynnie wyparowały. Oceanograf Charles Hopkins uważa, ze to nieprawda, a pełne usunięcie skutków skażenia zabierze lata.
Naukowcy z University of South Florida uważają natomiast, że dyspergatory używane przez koncern BP do rozpuszczenia ropy pływającej na powierzchni oceanu sprawiły, że plamy surowca zalegają teraz na dnie Zatoki Meksykańskiej i prowadzą do degradacji flory i fauny morskiej. Co więcej, ropa dotarła według naukowców znacznie dalej na wschód niż pierwotnie przypuszczano, i jej złogi znajdują się na dnie oceanu w odległości około 40 mil od wybrzezy Florydy.
Naukowcy alarmuja, że podwodne testy wykazały, że plankton i inne organizmy stanowiące pokarm dla większych ryb, zostały poważnie skażone przez ropę naftową i stanowią zagrożenie dla ekosysytemu Zatoki.
W wyniku ekplozji na platformie wiertniczej należacej do koncerny BP, 20 kwietnia zgineło 11 osób. Z uszkodzonego rurociągu do 15 lipca wyciekała ropa naftowa. Do wód Zatoki Meksykańskiej trafiło ponad 200 milionów galonów surowca.
MNP (CNN)
Copyright ©2010 4NEWSMEDIA. Wszelkie prawa zastrzeżone.