0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaUncategorizedJubileusz 90-lecia urodzin Mariana Winczora

Jubileusz 90-lecia urodzin Mariana Winczora

-

Wilno-Hyżne-Chicago

REKLAMA

Chicago (Inf. wł.) – Jako żołnierz VI Dywizji Wileńsko-Nowogrodzkiej AK 8 lipca 1944 roku trafiłem w “łapy” NKWD, najpierw było więzienie w Lidzie, potem w Łostrynie i obóz przejściowy koło Witebska, skąd zamiast “białych niedźwiedzi”, wraz z blisko tysiącem kolegów z AK, wybrałem “wolność” w II Armii LP Gen. Świerczewskiego – snuł opowieść o swoim życiu Marian Winczor, działacz Związku Narodowego Polskiego, który 16 marca w Domu Podhalan celebrował dziewięćdziesiątą rocznicę urodzin.

 

Spod Witebska przetransportowano nas pociągiem do Białegostoku. Na ulicy Bema był formowany 30 Pułk Piechoty wchodzący w skład 9 Dywizji Piechoty, którą później nazwano Drezdeńska. Zostałem czwartym żołnierzem w tym pułku.

Po czterotygodniowym kursie w Białej Podlaskiej zostałem dowódcą drużyny i przez Piotrków, Kalisz, Pyzdry wyruszyliśmy na front w rejon Wrocławia, gdzie zostałem ranny w rękę. Po zajęciu Berlina przerzucono naszą jednostkę w okolice Drezna, bo tam jeszcze trwały walki. Po kapitulacji widzieliśmy wojska alianckie. Na Placu Bismarcka była parada zwycięskich jednostek.

Po przemarszu kilku naszym żołnierzom udało się czmychnąć na Zachód. Jednak NKWD bardzo szybko się zorientowało i zajęło garnizon. Ekspresowo wyekspediowano nas do Legnicy. Stamtąd przerzucili jednostkę na Słowację, bo tam grasowały niedobitki Armii Schernera. Tam byliśmy cztery tygodnie. Ze Słowacji dotarliśmy do Kalwarii Zebrzydowskiej, a z Kalwarii do Przemyśla, gdzie stanęliśmy na kwaterach.

Chciałem nawet zostać na “zawodowego”, ale “politruk”, major Faliński wezwał mnie i powiedział: dobry żołnierz jesteś, ale byłeś w AK i nie możesz w wojsku zostać. W 1948 roku zostałem zdemobilizowany – kończy swój wojenny epizod pan Winczor kontynuując opowieść o czasach w cywilu.

 

Po demobilizacji zammieszkał w Dylągówce na Podkarpaciu. Imał się różnych zajęć, ale AK-owcom w tym czasie nie było łatwo. Po kilku latach udało się dostać pracę w magistracie. Najpierw w Hyżnem, a później w Rzeszowie. W latach pięćdziesiątych pracował w urzędzie gminy. Wtedy dostał propozycję z gatunku tych nie do odrzucenia, żeby przystąpić do spółdzielni produkcyjnej.

 

– Powiedziałem, że ja jestem bezrolny, a teściowa ma tylko dwa hektary. A oni do mnie: jesteście sekretarzem urzędu gminnego, to uświadomcie teściową. Ja na to, że mnie teściowa z domu wygoni, gdy ja będę chciał się do kołchozu zapisać. Gdy nadal nie odpuszczali, powiedziałem im wtedy tak: panowie, powiem wam szczerze, pochodzę z Wileńszczyzny, po wojnie byłem tam dwa razy. Tam kołchozy są zorganizowane. Jeżeli tutaj taka będzie bieda jak tam, to polski chłop nigdy ziemi nie odda. Następnego dnia wezwali mnie do UB i od razu do “paki”. Trzy miesiące siedziałem na zamku w Rzeszowie. Miałem być sądzony z dekretu, że obraziłem Związek Radziecki i system. Groziło za to pięć lat, ale na szczęście rozeszło się po kościach

Na początku lat siedemdziesiątych córka Basia, która w 1966 roku wyszła za rodaka ze Stanów, przysłała mi zaproszenie. Nie chcieli dać mi paszportu. Napisałem prośbę do prezydenta Richarda Nixona i po miesiącu otrzymałem odpowiedź, że interwencja poszła i paszport otrzymam. Dokument przywieźli mi do domu. W listopadzie 1975 roku kupiłem bilet i przyjechałem do Ameryki, w której dzięki Bogu jestem już blisko czterdzieści lat. Tutaj pochowałem żonę i syna, doczekałem się sześciorga wnucząt oraz dziesięciorga prawnucząt i przy Bożej opatrzności mam nadzieję w dobrym zdrowiu doczekać kolejnych jubileuszy – podkreślił jubilat kończąc ciekawą opowieść o swoim życiu.

 

Po przjeździe do Chicago Marian Winczor został członkiem Fundacji Generała Władysława Sikorskiego i Klubu Hyżne. W 1977 roku wstąpił do Związku Narodowego Polskiego. Z czasem wybrany został prezesem Grupy 298 i Gminy 39, których jest aktywnym działaczem do tej pory.

 

To spośród tego grona wywodziła się liczna grupa gości jubileuszowego przyjęcia, które 16 marca z udziałem około stu osób odbyło się w siedzibie Związku Podhalan przy 4808 S. Archer. W tym gronie obecny był również prezes ZNP Franciszek Spula, który dziękował jubilatowi za jego pracę na rzecz członków swojej Grupy i Gminy oraz całej organizacji.

 

Na jubileusz z Polski przyjechała córka Jadwiga Trzyna z mężem Wojciechem, a z Arizony córka Barbara Wróbel z mężem Władysławem. Był okolicznościowy tort, który jubilat osobiście pokroił i zabawa w józefinkowych kilmatach. Powinszowaniom nie było końca, a pełen werwy i dobrego humoru dostojny jubilat nie omieszkał zaprezentować swoich umiejętności tanecznych prosząc panie na parkiet. I ja tam byłem, miód i wino piłem, a gospodarzowi musiałem obiecać, że przyjdę na imprezę, gdy mu stuknie “setka”, co z przyjemnością uczyniłem.

 

Tekst i zdjęcia:

AB/NEWSRP


(Zdjęcia dostępne są na stronie: www.newsrp.smugmug.com)

REKLAMA

2091301293 views

REKLAMA

2091301593 views

REKLAMA

2093098052 views

REKLAMA

2091301874 views

REKLAMA

2091302020 views

REKLAMA

2091302164 views