Flaga, koc i… piersiówka – to najczęstsze atrybuty kibiców skoków narciarskich, którzy przyszli dopingować swoich idoli w ostatnim konkursie Turnieju Czterech Skoczni w Bischofshofen. Polacy głęboko wierzą w sukces Kamila Stocha.
Temperatura nie rozpieszcza zawodników, kibiców i dziennikarzy. Termometry w południe pokazywały minus 10 stopni, a w trakcie zawodów ma być jeszcze zimniej. To jednak nie odstraszyło rzeszy miłośników skoków narciarskich. Trybuny w małym, austriackim kurorcie zaczęły wypełniać się już od 12.15. A to oznacza, że najbardziej wytrwali na mrozie spędzą nawet… siedem godzin.
– Czemu przyszliśmy tak wcześnie? Ponieważ chcemy zająć sobie dobre miejsce. Wprawdzie teren jest podzielony na sektory, ale i tak trzeba walczyć o to, by być jak najbliżej – powiedział jeden z kibiców z Austrii.
Nie brakuje także Polaków, którzy głęboko wierzą, że zwycięstwo wywalczy Stoch. Dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi jest obecnie drugi w klasyfikacji i ma zaledwie 1,7 pkt straty do lidera Norwega Daniela Andre Tandego.
– Oczywiście, że wygra Kamil! Nie mamy żadnych wątpliwości! – mówią. Na pytanie jednak, czy właśnie on jest ich idolem odpowiadają automatycznie: „Adam Małysz”.
Zresztą widać to też na każdym kroku. Wystarczy, że „Orzeł z Wisły” pojawi się w pobliżu sektora kibiców. Jego imię jest natychmiast skandowane, a on sam macha przyjaźnie do kibiców. Nie zapomnieli o tym czego dokonał i to on nadal jest ikoną tej konkurencji w Polsce, mimo że Stoch na pewno nie ustępuje mu wynikami. 29-latek jest m.in. dwukrotnym mistrzem olimpijskim, mistrzem świata oraz triumfatorem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Jego kariera to w dużej mierze pasmo sukcesów. Teraz może dorzucić kolejny – jeszcze nigdy bowiem nie stanął na podium Turnieju Czterech Skoczni.
– Nie umiem odpowiedzieć, czemu to Małysz jest naszym idolem. Tak po prostu jest. Kamil oczywiście osiągnął bardzo dużo, ale… to nie Małysz. Ale żeby nie było – kibicujemy mu z całego serca – zapewnił Jurek z Krosna.
Kibiców temperatury nie przerażają. Wielu zaopatrzyło się w koce i oprócz zimowych ubrań, właśnie nimi się otulają. Ci bardziej zdeterminowani mają ze sobą… piersiówki. A w środku? Różnie – wódka, nalewki, koniak.
– To na czarną godzinę. Na szczęście można tu kupić też wino grzane, więc jakoś trzeba sobie radzić. Nie jest ciepło, ale dużo skaczemy, tańczymy i bawimy się. Ruch pomaga utrzymać ciepło – dodał jeden z fanów.
Kolejnym obowiązkowym atrybutem kibica jest flaga. Taką mają niemal wszyscy. Przewaga jest oczywiście austriackich, ale nie brakuje polskich, słoweńskich, niemieckich, a nawet japońskich. Zresztą weteran skoków Noriaki Kasai niemal za każdym razem zbiera sowite oklaski.
(PAP)