Witold Roman uważa rosyjskich siatkarzy, rywali Polaków w półfinale turnieju finałowego Ligi Narodów, za najbardziej nieprzewidywalną drużynę w Chicago. „Mecz z nimi może być bardzo łatwy, ale równie dobrze nie do wygrania” – powiedział były szef szkolenia PZPS.
Biało-czerwoni już wcześniej zapewnili sobie awans do „czwórki”. Wczoraj wyłonieni zostali ich przeciwnicy – w rozpoczynającym się o północy z soboty na niedzielę półfinale zagrają z Rosjanami.
„Gorzej byłoby trafić na Amerykanów, którzy występują w swoim najmocniejszym składzie. Grają na swoim terenie, co sprawia, że są jeszcze bardziej zmobilizowani. Dodatkowo są zobligowani, bo starają się stworzyć u siebie zawodową ligę, a Final Six ma pomóc w zainteresowaniu tym projektem potencjalnych sponsorów. Dlatego jeśli już, to lepiej spotkać się z nimi dopiero w finale” – zaznaczył Roman.
„Sborna” rok temu wygrała pierwszą edycję LN, która zastąpiła Ligę Światową. Wówczas Polacy również zmierzyli się z nią w turnieju finałowym – na etapie grupowej rywalizacji przegrali 1:3. Takim samym wynikiem zakończył się pojedynek tych ekip w bieżącej edycji w fazie interkontynentalnej.
„U Rosjan oczywiście należy zwrócić uwagę na siłę. Drużyna jest w okresie zmiany pokoleniowej, trener Tuomas Sammelvuo próbuje nowych zawodników. To najbardziej nieprzewidywalny zespół wśród uczestników Final Six. Nie sposób było ocenić, do czego będą zdolni. Półfinał z nimi może być bardzo łatwym spotkaniem, ale równie dobrze takim nie do wygrania” – zastrzegł były reprezentacyjny środkowy.
Na LN powołani nie zostali m.in. doświadczeni Aleksander Butko, Artem Wołwicz, Dmitrij Muserski i Siergiej Grankin. W szerokim składzie znalazł się co prawda Maksym Michajłow, najbardziej wartościowy zawodnik (MVP) Final Six 2018, ale z powodu kontuzji nie wystąpił w ogóle w fazie interkontynentalnej. Choć wznowił już treningi, to nie poleciał też do Chicago.
Trener Polaków Vital Heynen postanowił, że podstawowi zawodnicy mistrzów globu zostaną trenować w Zakopanem przed najważniejszymi imprezami sezonu, a na turniej finałowy LN delegował rezerwowych, wśród których dominują zawodnicy dopiero zbierający doświadczenie. Mimo to Polacy niespodziewanie pokonali w grupie Brazylijczyków 3:2, a z Irańczykami wygrali 3:1. Przeciwnicy wystąpili w najmocniejszych składach.
„Gdy znajoma pytała mnie przed turniejem o przewidywania, to powiedziałem, że Polacy wrócą do domu w piątek. Myślę, że tak dobrą postawą i awansem do półfinału zaskoczyli nas wszystkich, ale i siebie samych oraz swojego trenera. Nasi siatkarze robią duże zamieszanie w Chicago i przyprawiają o ból głowy Heynena. Bo na kogo ma teraz postawić w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk i w mistrzostwach Europy?” – zaznaczył Roman.
Pochwalił on całą drużynę. Obserwując poszczególne mecze, dostrzegł poprawę u każdego z zawodników.
„Oni grają na innym poziomie niż rok temu. A postęp poszczególnych graczy przekłada się na poziom całego zespołu. Bo co innego być wyróżniającym się siatkarzem drużyny, która dwa razy z rzędu zdobyła mistrzostwo świata, niż wyróżniającą się postacią ekipy, która walczy o siódme czy ósme miejsce” – argumentował.
Analizując dotychczasowy występ w biało-czerwonych w USA, zwrócił uwagę przede wszystkim na przyjmujących i rozgrywających.
„Zobaczyliśmy jak na razie dwa różne oblicza Bartosza Bednorza. W meczu z Brazylią jeszcze szukał formy, ale w pojedynku z Iranem zaprezentował już bardzo wysoki poziom. Bartosz Kwolek w pierwszym spotkaniu zagrał nieźle, a w drugim dobrze radził sobie w obronie, ale był mniej wykorzystywany w ataku. Ciężar odpowiedzialności udźwignęli rozgrywający. To wielka korzyść tego turnieju. W momentach trudnych mieliśmy zawodników, na których można było liczyć” – podsumował ekspert.
W czwartek oficjalnie potwierdzono, że Heynen jesienią rozpocznie pracę w Sir Safety Perugia. Po awansie Polaków do półfinału niektóre media donosiły, że Belg chciał wracać w piątek z Chicago, bo na kolejny dzień zaplanowana była jego oficjalna prezentacja we Włoszech.
„Jeśli nawet komuś przeszło przez myśl wcześniej, by wyjechać w piątek, to na pewno po zwycięstwie z Iranem szybko wyleczył się z tego pomysłu. Czy to prawda, czy nie, to teraz można to wsadzić między bajki. Nie zostawia się w trakcie turnieju swojej drużyny, która potrzebuje swojego szkoleniowca. Heynen strzeliłby sobie takim ruchem w stopę, zaprzeczyłby całej swojej filozofii dotyczącej pracy z zespołem” – zaznaczył Roman.
Belg w maju zakończył pracę w niemieckim Friedrichshafen i zapowiadał wtedy, że potem skoncentruje się wyłącznie na pracy z biało-czerwonymi.
„Są takie propozycje, którym się nie odmawia. Perugia to świetny zespół. Warto zwrócić też uwagę na to, że wicemistrza Serie A poprowadzi obcokrajowiec. Dotychczas to właśnie szkoleniowcy byli największym towarem eksportowym włoskiej siatkówki. Z tego też względu należy trenerowi Heynenowi kibicować w nowej roli” – podkreślił były szef szkolenia PZPS.
Nie podziela on obaw, że łącznie dwóch funkcji może zaszkodzić polskiej reprezentacji, z którą Belg chce wywalczyć w przyszłorocznych igrzyskach medal.
„On myśli o siatkówce cały czas. Sądzę więc, że znajdzie czas zarówno na troszczenie się o podopiecznych w klubie, jak i w kadrze. Zwłaszcza przy dzisiejszych możliwościach technicznych. Może rozmawiać z siatkarzami swobodnie niezależnie od tego, czy będzie cały czas w Polsce, czy nie. Poza tym we Włoszech będzie miał okazję z bliska obserwować kilku reprezentantów kraju” – zaznaczył Roman.
(PAP)