Polska przegrała z Rosją w Koszalinie 28:32 (14:15) w rewanżowym meczu o awans do mistrzostw świata piłkarek ręcznych i nie zakwalifikowały się do grudniowego turnieju finałowego w Niemczech. W pierwszym meczu w Astrachaniu biało-czerwone też doznały porażki 20:31.
O porażce w rewanżu zaważyła końcówka spotkania, w której podobnie jak w pierwszej konfrontacji tych drużyn, Polki okazały się słabsze kondycyjnie. Trener „Sbornej” Jewgienij Trefiłow wprowadzał na boisko zmienniczki, które co prawda popełniały błędy, ale miały więcej sił i nadal były skuteczniejsze od rywalek.
Przez większą część spotkanie było wyrównane. Co prawda po kwadransie gry, po trafieniu Kingi Grzyb, biało-czerwone wygrywały 9:6, lecz rywalki w ciągu czterech minut odrobiły straty, a potem same wyszły na prowadzenie. Do końca pierwszej połowy utrzymywała się lekka przewaga zespołu gości.
Po przerwie niewiele się zmieniło. Wynik nadal oscylował wokół remisu i dopiero w końcówce, od stanu 26:26, to rywalki ponownie przeważyły szalę zwycięstwa na swoją stronę. Rosjankom dość łatwo przychodziło minięcie polskiej defensywy, a i w ataku drużynie gospodarzy często brakowało precyzji. Jednak przez długie okresy gry nowo budowana ekipa biało-czerwonych mogła się podobać, co powoduje, że same zawodniczki z optymizmem patrzą w przyszłość.
„Mam nadzieję, że będziemy tworzyć coraz lepszy kolektyw. Wierzę w ten zespół i jestem optymistką. Z mistrzyniami olimpijskimi zagrałyśmy jak równy z równym. Zdarzały nam się błędy. Na plus można nam zaliczyć konsekwencję w ataku” – powiedziała jedna z najbardziej doświadczonych zawodniczek w zespole Krowickiego Kinga Achruk.
„Fajnie to wszystko wyglądało. Musimy popracować nad skutecznością i lepszą grą w obronie, a będzie dobrze” – krótko podsumowała Romana Roszak, która niedawno pojawiła się w reprezentacji.
Polki co prawda nie zakwalifikowały się do MŚ, jednak istnieje szansa, że mogą wystąpić w finałach z „dziką kartą”, jeśli takową przyzna im Międzynarodowa Federacja Piłki Ręcznej (IHF).
(PAP)