W obozie Al-Hol w północnej Syrii przebywa 14 tys. irackich uchodźców oraz 4 tys. uciekinierów z innych części Syrii. Są też rodziny przywódców Państw Islamskiego (IS). Obozem administrują syryjscy Kurdowie, którzy zorganizowali w nim samorząd i domy kobiet.
„Żony liderów Państwa Islamskiego same do nas przyszły razem ze swoimi dziećmi. Ich mężowie powiedzieli im, że w razie czego mają uciekać do Kurdów, bo jak złapie je syryjski reżim lub irackie milicje szyickie, to nie będą bezpieczne” – powiedziała w niedzielę PAP Sulawa Muhammad Szeho, zarządzająca obozem Al-Hol, znajdującym się przy granicy z Irakiem, niedaleko miasta Al-Hasaka w Demokratycznej Federacji Północnej Syrii (DFPS).
Obóz powstał 11 kwietnia 2016 roku, kilka miesięcy po wyparciu przez zdominowane przez Kurdów Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF) z miasta Al-Hol terrorystów z Państwa Islamskiego. „Wcześniej był tu obóz dla irackich uchodźców, którzy uciekli z tego kraju jeszcze za Saddama (Husajna). Były tu murowane budynki, ale prawie wszystkie zostały zniszczone w czasie walk” – powiedziała Sulawa.
Dziś tylko niewielka część uchodźców mieszka w budynkach. Reszta przebywa w rozstawionych przez Biuro Wysokiego Komisarza NZ ds. Uchodźców (UNHCR) namiotach, których stan pozostawia wiele do życzenia. „UNHCR obiecało, że wybuduje tu domki dla uchodźców i doprowadzi do nich energię elektryczną, ale nic takiego się nie stało” – powiedziała Sulawa, dodając, że życie w namiotach jest dla uchodźców bardzo ciężkie.
„Wielu z tutejszych uchodźców nie jest przyzwyczajonych do panującego tu pustynnego klimatu. Gdy namioty są zamknięte, temperatura w środku dochodzi do 60 stopni Celsjusza, a gdy próbują je otwierać, częste burze piaskowe nawiewają piach do środka” – wyjaśniła zarządzająca obozem.
Obóz składa się z trzech części: dla Syryjczyków, Irakijczyków i 302 członków rodzin dżihadystów z IS. „Te kobiety i ich dzieci musimy trzymać osobno, bo one mają swoje zwyczaje i nie chcą mieć kontaktu z innymi. Zresztą one wszystkie pochodzą z zagranicy, np. Rosji, Francji, Turcji” – stwierdziła Sulawa, dodając, że poza Rosją żadne kraje pochodzenia tych osób się nimi nie interesują.
Podział obozu na trzy części spowodowany był też sporami między Irakijczykami i Syryjczykami. „Przyczyną nie były jakieś kwestie polityczne czy religijne, ale podział pomocy dostarczanej przez organizacje humanitarne” – powiedziała zarządzająca obozem w Al-Hol. „Najlepszą sytuację mają zresztą rodziny IS, bo nimi najbardziej interesują się organizacje humanitarne” – podkreśliła.
Sulawa pozytywnie oceniła działalność organizacji pomocowych w obozie, choć w jej głosie nie było entuzjazmu. „Jest dobrze, ale mogłoby być lepiej” – oceniła. Innego zdania są natomiast sami uchodźcy. „Raz na miesiąc dostajemy od UNHCR koszyki z żywnością, ale ich jakość jest bardzo zła, a ilość niewystarczająca. Często zdarzają się poronienia, bo kobiety są wygłodzone, a jak zrobiono dzieciom badania, to wyszło, że większość jest niedożywiona” – powiedział PAP uchodźca z rejonu Sindżaru w irackiej prowincji Niniwa Ali Muhamad Chalaf.
Chalaf jest współprzewodniczącym obozowego samorządu irackich uchodźców. „Stworzyliśmy tu podobną strukturę demokracji bezpośredniej, jaka funkcjonuje w DFPS” – wyjaśniła Sulawa. „To było dla nas coś obcego, ale skoro są tu takie wymogi, musieliśmy się podporządkować, a potem zobaczyliśmy, że to niezłe rozwiązanie” – dodał Chalaf.
Obóz podzielony jest na wspólnoty obejmujące 24 namioty, czyli około 100 osób. Każda wspólnota wybiera swoich dwóch współprzewodniczących, zawsze kobietę i mężczyznę. Współprzewodniczący tych komun wybierają natomiast współprzewodniczących wszystkich uchodźców w obozie. W irackiej części obozu jest 135 wspólnot.
Niezależnie od wspólnot w obozie działają też domy kobiet, których zadaniem jest przeciwdziałanie przemocy wobec kobiet. „Skutecznie spełniają swoje zadanie i póki ja tu jestem, żadnej przemocy i dyskryminacji nie będzie – podkreśla Sulawa. – Wspólnoty uchodźców tworzą też specjalną organizację, która zajmuje się rozwiązywaniem konfliktów”.
Iraccy uchodźcy w obozie Al-Hol to arabscy sunnici z prowincji Al-Anbar, Salah ad-Din i Niniwa. Znaczna część z nich uciekła z terenów zajmowanych przez IS dopiero tuż przed odbiciem tych terenów przez armię iracką.
„Gdy uciekaliśmy, IS mówiło nam, że Kurdowie nas zabiją, ale okazało się, że była to nieprawda, wręcz przeciwnie – od razu nam pomogli” – podkreślił Chalaf, który do Syrii przedostał się z 28-osobową rodziną.
Podobne doświadczenia ma Ahmed Saleh Mlhem, który do Al-Hol uciekł z żoną i sześciorgiem dzieci z wioski Bulel, położonej w pobliżu miasta Dajr az-Zaur. „Uciekliśmy, gdy zbliżała się armia syryjska, bo zaczęły spadać bomby, nasz dom został zresztą zniszczony” – powiedział Mlhem, który dodał, że im też IS mówiło, że Kurdowie ich zabiją.
„Jak się zaczęła rewolucja i nasze tereny zostały zajęte najpierw przez al-Kaidę, a potem przez IS, mówiono nam, że Kurdowie robią straszne rzeczy na północy Syrii, ale jak tu przyszliśmy, okazało się, że to wszystko jest nieprawdą” – stwierdził Mlhem.
Mlhem przyznał, że system stworzony w DFPS bardzo mu się podoba i chętnie by tu został. „Ale wrócę do siebie, jak tylko rząd pozwoli, bo tam jest moja ziemia i nie chcę stracić dorobku całego życia” – podkreślił.
Również Chalef planuje powrót, ale nie wie jeszcze kiedy. Sulawa podkreśliła z kolei, że to do uchodźców należy decyzja, kiedy wrócą do domu. „My na nich nie naciskamy i wciąż przyjmujemy nowych uciekinierów” – podkreśliła.
Przez obóz Al-Hol przewinęło się już ponad 70 tys. uchodźców, a jeszcze niedawno mieszkały w nim 32 tys. osób. Pod koniec 2017 roku udało się porozumieć z rządem irackim w sprawie repatriacji 23 tys. Irakijczyków.
Z Al-Kamiszli Witold Repetowicz (PAP)
fot.Str/EPA/REX/Shutterstock