REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaReportażeŚwięty Michał na Karaibach... - (Korespondencja własna Waldemara Piaseckiego z Dominikany)

Święty Michał na Karaibach… – (Korespondencja własna Waldemara Piaseckiego z Dominikany)

-

Dobrze zbudowany, z brodą i uśmiechem Świętego Mikołaja. Spogląda na zapłakaną kobietę z opuchniętą twarzą, po wyraźnych śladach celnych ciosów. „To nieprawda, że mężczyzna jest początkiem i końcem wszystkiego. To nie jest tak. Musisz uwierzyć” – mówi do niej. Tłumaczy, że skoro jej mąż zataił przed ślubem, że miał związki z dwoma innymi kobietami i ma z nimi dzieci, wcale nie musi być tak, że one teraz mogą zwalić się im na głowę wraz z przychówkiem. Dominikana to już inny kraj niż dawniej. Powołano Ministerstwo d/s Kobiet, które zajmuje się ich dyskryminacją przez tutejszych macho. W wielu przypadkach panowie otrzymują szansę przemyślenia swego stosunku do żony i rodziny w okratowanym zaciszu. Zwykle pomaga. Niedowierzanie walczy u kobiety z wdzięcznością. „Niech Bóg ci zapłaci za dobre słowo, Padre” – mówi ze łzami w oczach. Co zrobi to już inna sprawa. Jednak wie, że jest jakiś bat na jej męża. Wychodzi z numerem telefonu do kobiecego resortu. Do kancelarii księdza Jana Kaszuby puka następny parafianin…

„Któż jak Bóg”…
…tyle znaczy hebrajskie imię Mika’el. Gdy Lucyfer, usiłując dokonać niebiańskiego zamachu stanu, wystąpił otwarcie przeciwko Bogu zbuntowawszy uprzednio jedną trzecią aniołów, to archanioł Michał stanął natychmiast w obronie Wszechmogącego, rzucając się na szatańskiego uzurpatora z takimż okrzykiem. Zwyciężył. Uznawany za największego z aniołów, jest symbolem pryncypialnej wierności i lojalności dla wszystkich trzech religii monoteistycznych. Samotny wojownik pomagający powstawać pokonanym. Mistrz obrachunku dobra i zła. Patron Japonii, Niemiec i… policji całego świata. Także Zgromadzenia Michalitów założonego w 1897 roku przez polskiego duchownego ks. Bronisława Bonawenturę Markiewicza, który w dramacie swego pióra „Bój bezkrwawy” przepowiedział papieża-Polaka, a którego papież-Niemiec dwa lata temu beatyfikował.

W Dominikanie od niemal 25 lat swemu Zgromadzeniu służy ks. Jan Kaszuba. Padre Juan – dla swoich wiernych. Właściwy człowiek we właściwym miejscu, z którego archanioł Michał może być zadowolony.

Ze Starej Błotnicy do Santo Domingo
Józef i Natalia Kaszubowie mieli w sumie trzynaścioro dzieci, z których żyje dziś dziesięcioro. Gospodarzyli w okolicy Starej Błonicy niedaleko Białobrzegów, między Radomiem a Warszawą. Janek uczył się w zawodówce budowlanej, a potem w technikum, którego nie pozwoliło mu dokończyć… powołanie. Postanowił zostać księdzem. Trafił do michalitów w Miejscu Piastowym, ich historycznej siedzibie pod Krosnem. Potem na studia filozoficzne i teologiczne w Krakowie. W 1982 roku w michalickim seminarium pojawia się dominikański biskup Priamo Tejada, kolega ze studiów teologicznych w Kanadzie generała michalitów ks. Aleksandra Ogrodnika. Proponuje wyjazd na misję do Dominikany kilku kleryków. Zgłasza się kilkunastu chętnych, ale wybranych zostaje tylko trzech, w tym Kaszuba.
– To był silny głos wewnętrzny: „Musisz jechać!”. Ojciec rektor złożył nasze papiery o paszporty, ale bez szczególnej nadziei, bo był to przecież stan wojenny. Miesiącami nic się nie działo. 11 sierpnia 1983 roku telefon, że są paszporty, ale na załatwienie formalności jest tylko pięć dni, inaczej cofną pozwolenie. Zaczęła się gonitwa, bo w Polsce nie ma ambasady dominikańskiej, a nasz kraj obsługuje ich placówka w Niemczech. Musieliśmy więc zdobyć wizy niemieckie i z nimi dopiero kupić bilety lotnicze. Nikt nie wierzył, że się to uda w tak krótkim czasie. Pewnie nasz patron z nieba tym kierował, bo się powiodło. Wyjechaliśmy 14 sierpnia, nie było nawet czasu na pożegnanie z rodziną – wspomina ks. Kaszuba.

Ze swymi kolegami-klerykami Wiesławem Szpilą i Mirosławem Szewczykiem wylądowali w stolicy Dominikany 16 sierpnia, a za cztery dni zaczynały się w Seminarium Świętego Tomasza wykłady. Było to o tyle interesujące wyzwanie, iż żaden nie znał hiszpańskiego. Dawał popalić upalny klimat, trudno było przywyknąć do lokalnej kuchni.

Młodzi „kadeci” św. Michała dostawali ostrą szkołę przetrwania. Jak to na froncie – jak cię nie zabiją w pierwszych walkach i otrzaskasz się z polem bitwy, to może wojnę przeżyjesz. Polscy michalici nie padli. W czerwcu 1985 roku, w Santo Domingo zostali wyświęceni w historycznej pierwszej katedrze Nowego Świata, wzniesionej przez kolumbijskich odkrywców.

Poślijcie nas do nędzarzy
Polskim księżom zaproponowano „dobre” parafie zdominowane przez klasę średnią. Poprosili o najbiedniejsze. Chcieli podnosić swych wiernych.
– Otrzymałem nowo erygowaną parafię Świętego Piotra Klawera (San Pedro Claver) w miejscowości Pedro Brand, odległej 28 km od stolicy Santo Domingo. Ta parafia była liczebnie i obszarowo – ogromna. Liczyła ponad 45 tys. ludzi i 38 kaplic dojazdowych w trudnym terenie. Góry, gdzie nie było dróg dojazdowych. Trzeba było chodzić pieszo, przekraczać rzeki. Jeździłem tam na czym się dało: na osiołkach, mułach, koniach, motorem i samochodem terenowym. Pracowałem tam jedenaście lat – syntetycznie podsumowuje.
Gdy jednak dodać trudną do wyobrażenia nędzę parafian, ogromne bezrobocie, zacofanie cywilizacyjne, a także czynniki mentalnościowe, w tym bardzo niekiedy płynne przeplatanie się deklarowanego katolicyzmu i praktykowanego voodoo oraz innych bynajmniej nie chrześcijańskich wierzeń i zbobonów, obraz misji duszpasterskiej staje się pełniejszy i nabiera barw.

Srebrny Port
W 1996 roku Padre Juan został przeniesiony na północ kraju do diecezji Puerto Plata z siedzibą w mieście o tej nazwie (Srebrny Port). To tu, jako do pierwszego miejsca na wyspie Hispaniola dopłynął Krzysztof Kolumb, zbudował fort obronny i oczarowany urodą nazwał „rajem na ziemi”. Michalita został proboszczem dwóch parafii Nuestra Señora de la Altagracia (Matki Bożej Łaskawej) i Nuestra Señora de la Milagrosa (Matki Bożej od Cudownego Medalika). Prócz tradycyjnych problemów duszpasterskich związanych z biedą doszły inne. Palącym tematem są tzw. zona franca, kompleksy fabryczne z robotniczymi osiedlami, należące głównie do zagranicznych inwestorów. Skoszarowane są w nich w ogromnej większości kobiety. Często młode, nierzadko zamężne i z dala od domów. Generuje to dość typowe w takich skupiskach problemy i patologie natury – jak eufemistycznie zauważa michalita – obyczajowej.

Innym zjawiskiem jest powszechny ciąg emigracyjny. W samych tylko Stanach Zjednoczonych już chyba dwie na trzy dominikańskie rodziny mają swych przedstawicieli, którzy wspomagają je finansowo. Jest to antidotum na biedę, ale także rozdzielnie wielu rodzin z wszelkimi tego konsekwencjami.
Ksiądz Kaszuba ma jednak także optymistyczniejsze misje. W Dominikanie bardzo modne są śluby Europejczyków spędzających tu następnie miodowy miesiąc. Łączył już węzłem małżeńskim kilkanaście par. Coraz częściej decydują się na to również Polacy, co michalita uznaje za zjawisko bardzo pozytywne. Formalności związane z takim ślubem wcale nie są skomplikowane.

Naprzód!
Polscy michalici zbudowali sobie w Dominikanie bardzo silną pozycję. Prowadzą dwanaście parafii w których pracuje siedemnastu księzy, w tym czternastu polskich, stworzyli Sanktuarium św. Michała Archanioła w Santiago, posiadają nowicjat. Instytucją tą kieruje właśnie ks. Jan Kaszuba. Michalici oczekiwani są z otwartymi ramionami przez Episkopat tego kraju. Prócz Dominkany obecni są także na wyspach Bonnaire, Curacao i Arubie. Na tej ostatniej parafię prowadzi ks. Wiesław Szpila, szef Karaibskiej Delgatury Zgromadzenia. Problemem są możliwości Zgromadzenia w delegowaniu kolejnych księży. Ks. Jan skromnie dodaje, że w ogromnej mierze przyczyniły się do takiego „powodzenia” polskich duchownych trzy pielgrzymki Jana Pawła II do Dominikany i powszechny kult Papieża-Polaka. Oczywiście także wsparcie boskiego rycerza, który pomaga im we wszelkich sytuacjach wymagających specjalnej protekcji. Padre Pedro wie o tym najlepiej. 11 czerwca br. prowadzona przezeń ternowa Toyota miała czołowe zderzenie z innym pojazdem prowadzonym przez hiszpańskiego turystę. Siła uderzenia była taka, że z obu aut niewiele zostało. Ksiądz Jan, zgodnie z logiką, fizyką i medycyną, „nie powinien” był tego przeżyć. Widać archanioł Michał miał wobec niego inne plany.

REKLAMA

2091167553 views
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

REKLAMA

2091167861 views

REKLAMA

2092964322 views

REKLAMA

2091168146 views

REKLAMA

2091168295 views

REKLAMA

2091168442 views