REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPublicystykaSamobójstwo – kryzys życia

Samobójstwo – kryzys życia

-

Obowiązkiem i przeznaczeniem człowieka jest życie. Tylko w ten sposób może on dobudować swoją mikrocegiełkę do ewolucji największej struktury – całej ludzkości. Człowiek zatem nie może zadawać sobie śmierci, a nawet wszystko jedno komu, jeśli tylko śmiertelnym wrogiem mu jest, bo to stanowi niczym nieuzasadnioną rozrzutność w obliczu losu. Każdy musi odegrać swoją rolę do końca, a nie przerywać w połowie. Może akurat ostatnia sekwencja tej roli stanowi o istocie życia?

Albert Camus, pisarz francuski
Czy jest ktoś, kto stojąc na balkonie wysokiego domu, lub patrząc w dół z pionowej skały, nie uświadomiłby sobie nagle, że “to wszystko nie ma sensu – jestem nikim, nic nie osiągnąłem, spotkały mnie w życiu tylko same zawody” i zaczyna wyobrażać sobie “lot ku ziemi”, który zakończy jego życiowe klęski?
Myśli samobójcze nawiedzają z reguły tych, którzy już mają poza sobą szereg doświadczeń, przeważnie złych, neurotyków i… poetów.

Nieprzypadkowo zresztą wybrałem tych ostatnich, bo wielu spośród nich targnęło się na swoje życie w chwili zwątpienia. Tak było z romantykiem Byronem. Ale tak było też z nie mniej tragiczną, nikomu niepotrzebną śmiercią na nowojorskim bruku Lechonia. Rozstrzygnął on w ten sposób wszystkie swoje problemy i niepokoje życiowe. Skoczył z okna kamienicy.

Jednak takie (lub podobne) rozstrzygnięcia są stałym elementem świadomości człowieka. Wielu z was zapewne widziało film Wojciech Hasa pt. “Pętla” ze znakomitą rolą Holoubka, człowieka szarpiącego się z nałogiem i z życiowymi problemami, który wybiera “rozwiązenie ostateczne” – zakłada pętlę na szyję. I w nim tama – ‘‘instynkt samozachowawczy” – runęła. Oto człowiek podjął decyzję o swoim zejście ze świata. I wykonał swój plan bez żadnej dodatkowej refleksji w swojej wyobraźni.

Zdecydowana większość ludzi nie zamierza rozstawać się ze swoim życiem, pomimo wszelkich przeciwności zwątpień, a nawet jeśli ma myśli, samobójcze, to je po prostu odrzuca. W człowieku rzeczywiście istnieje i działa przemożny instynkt samozachowawczy. Niestety, nie zawsze on potrafi włączyć się we właściwym czasie. U nielicznych targnięcie na swoje życie jest czymś pożądanym, ba, nawet pielęgnowanym i natychmiastowym (tak, jak dostanie zabawki wymuczonej przez małe dziecko, które się ‘‘uparło” i płaczokrzykiem zmusza do zgody opiekunów na takie a nie inne zachowanie). Stąd nic dziwnego, że popełnienie samobójstwa jest tak popularne wśród zbuntowanych nastolatków, którzy w ten sposób okazują swoją wszechwładzę i żądzę rewanżu na dorosłych, i na ich świecie nakazów i zakazów.

Przecież marzenia autodestrukcyjne nie są jednak jeszcze powodem do niepokoju, gdyż wielu ludzi myślących stale o samobójstwie, a może raczej o przejściu w stan niebytu, o nirwanie i “skreślenie się” z listy konformistów i kłamców – dożywa zwykle sędziwych lat, co więcej, pragnie żyć najdłużej, mimo że stale terroryzują swoje otoczenie “komunikatami” o wybrnaiu przez nich “ostatecznego rozwiązania”. Czy można zarobić na własnej śmierci? Zgodnie ze zdrowym rozsądkiem autorowi takiego pytania należałoby zalecić – najlepiej w odosobnieniu – kurację “na głowę’’. A jednak…

W księstwie Bhutanu, małym państewku, położonym u podnóża Himalajów, istnieje sekta “Złotego Łańcucha”, której wyznawcy wierzą, iż dusza człowieka otoczona jest osłonką energii zużywaną sukcesywnie podczas życia człowieka. Wyczerpanie się tej energii jest równoznaczne ze śmiercią i, zgodnie z zasadami reinkarnacji, przeniknięciem duszy do innego ciała.

Problem powstaje wówczas, gdy zgon następuje przed określonym terminem. Nieszczęśliwe wypadki i zabójstwa są jako siła wyższa: jest dla nich miejsce w Księdze Przeznaczenie. Natomiast dusze samobójców, przed podjęciem dalszej wędrówki, zmuszane są do podjęcie pewnych “prac”. Im większa jest intensywność tych prac, tym szybciej zużywa się energia przeznaczona na poszczególną duszę i w ten sposób uwolniona od własnej energii nieśmiertelna dusza może kontynuować swoją wędrówkę w nieskończoność przez ludzkie wcielenia, chociaż dąży do nirwany i sampozoznania się w tym stanie.
W 1976 roku postanowiono zrobić jedyny w swoim rodzaju eksperyment mający na celu weryfikację tego religijnego dogmatu, który – podobno – został powierzony członkom sekty przez jakichś buddyjskich lamów. Ekscentryczny członek bogatej rodziny ogłosił, iż za wykonanie określonych ‘‘prac” przez ducha samobójcy, zobowiązuje się, nie oszczędzając sił i środków, do znalezienia awantra reinkarnacji i ofiarowania mu pałacu z przyległymi do niego dobrami o wartości, bagatela miliona funtów szterlingów.

Należałoby przypuszczać, że tak zwariowana oferta nigdy, i przez nikogo, nie zostanie przyjęta, lecz po kilku miesiącach oczekiwania do dyspozycji nababa zgłosił się Szerp, Tenzig Noly, który ofertę nie tylko przyjął, lecz zgodził się… popełnić samobójstwo! Zgodził się także na nacięcie, w charakterystyczny sposób, swych piersi, co mogłoby pomóc przy identyfikacji jego następnego wcielenia i po uzgodnieniu z miliarderem listy “prac”, oraz po pobraniu “zaliczki” na poczet utrzymania rodziny, rzucił się w przepaść ze skały w Alpach.

Na samobójstwo mitomana i fanatyka religijnego możnaby spuścić zasłonę milczenia, gdyby nie fakt, że zaczęły mieć miejsce niewytłumaczalne, lecz spisane w umowie, ‘‘prace”. Tajemnicza siła oczyściła kolekcję broni zleceniodawcy, wypłoczyła szczury z zamczyksa, z którymi nie można było sobie poradzić od setek lat, uruchomiła (wprawdzie na krótki czas) nieczynną instalację alarmową, ale Szerpowi nikt nie powiedział jak długo owa instalacja ma działać.

“Niepokoje” trwały przez cztery lata, po czym – zresztą zgodnie z umową – nastąpiła cisza. I rozpoczęła się rzeczywiście zakrojona na szeroką skalę akcja poszukiwania po świecie “awantara” Tenzinga. Do 1984 roku przeszukano całe północne Indie, Buthan i Nepal, wprawszie dotąd bez rezultatu (bo zleceniobiorca miał się właśnie tam znajdować), ale nie odnaleziono człowieka, a raczej dziecka, lub młodzieńca z widocznymi bliznami na piersiach.
Nie wiem, oczywiście, czy poszukiwania trwają do dzisiaj, czy też ich zaprzestano, ale gdyby znaleziono takiego właśnie człowieka, odwieczna tajemnica tego, co się dzieje z człowiekiem po jego śmierci, byłaby z pewnością rozwikłana i głośno byłoby o tym na całym świecie. A tak po prostu nadal niepotrafimy odpowiedzieć sobie na podstawowe wręcz pytanie: ‘‘czy posiadamy naprawdę nieśmiertelną duszę i czy w ogóle reinkarnacja jest możliwa, a my jesteśmy “w drodze” ku kolejnym wcieleniom?” Może to i dobrze, skoro mamy jeszcze tyle innych zagadek do odkrycia.

Samobójstwo w europejskiej i amerykańskiej wspóczesnej mentalności uznawane jest za akt rozpaczy, rezygnacji, poddania się i wreszcie przejaw rozchwiania osobowości człowieka. Niekiedy dorzuca się do tego tzw. czynniki zewnętrze, które można określić jako naparcie na człowieka “zdobyczy” naszej cywilizacji, bezduszność i arogancję systemu, w którym “człowiek człowiekowi wilkiej jest” oraz tzw. kultura śmierci tak skrzętnie propagowana przez mass media i przez internet. Procent samobójstw stwierdzany w zachodnich, bogatych społeczeństwach nieustannie rośnie. I jest – co ciekawe – większy, niż w społeczeństwach biednych oraz stojących na niższym poziomie kulturalnym. Wystarczy je porównać, np. między Niemcami a Bagladeszem, by stwierdzić, że biedni bardziej są ‘‘przywiązani” do życia, niż bogaci i sfrustrowani. Jak na tym tle wygląda Polska, zwłaszcze w ostatnich latach? Jesteśmy na poziomie europejskich średniaków. Wśród społeczeństwa zdecydowanie przodują Węgrzy, bezwzględnie przewodząc w czołówce.

I to wszystko jedno w jakich ustrojach społeczno-gospodarczych czy narzuconym przez Sowiety “socjaliźmie”, czy też po powrocie do gospodarki rynkowej. Socjolodzy twierdzą nawet, że jest syndrom ugrofiński, czyli skłonności tej grupy etnicznej do czynów samobójczych. Co ciekawe, również w Finlandii procent samobójstw jest bardzo wysoki, podobny do węgierskiego, chociaż oba kraje są w różnym stopniu zaawansowania gospodarczego i cywilizacyjnego.

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) obliczyła, że każdego roku odbiera sobie życie co dziesięciotysięczny mieszkaniec naszej planety. Jeśli w jakimś kraju wskaźnik ten jest wyższy, oznacza to, że sprawy idą tam w złym kierunku. Ten z pozoru słuszny wniosek nijak się ma do rzeczywistości, bowiem mają na niego wpływ i inne czynniki np. religijne czy obyczajowe. Nie ulega wątpliwości, że wyznawcy islamu świadomie wybierają samobójczą śmierć, jeśli towarzyszy ona aktowi terroru, ponieważ wiedzie ona wyznawców do bram raju. A śmierć samobójcza żon dających się spalić ze zwłokami męża (choć dziś jest zakazana prawem) należy wciąż do popularnych indyjskich rytuałów obyczajowych.
Zdaniem amerykańskiego psychologa Rolfa Grolmana “wskaźn ik samobójstw” wzrasta w okresach depresji ekonomicznych, zarówno w wyższych warstwach społeczeństwa, jak i najniższych (ludzie o wyższym statusie reagują bardziej gwałtownie na fluktuacje w świecie finansów, a ludzie biedni – na brak środków do bieżącego życia i niemożność wykarmienia potomstwa).

Skala tzw. “jednostek zmian życiowych” (Life Change Units – LCU) określa wielkość stresów. Utrata pracy to 37 pkt., reorganizacja przedsiębiorstwa – 38 pkt., zmiana statusu finansowego – 38 pkt., zmiana obowiązków w pracy i kompetencji z większych na mniejsze – 29 pkt., ale zmiana oboziązków z mniejszych na większe i zwiększenie kompetencji powoduje tylko różnicę jednego punktu na skali (z czego dość jasno wynika, że ludzie lubią rządzić). W sprawach osobistych utrata zaufania i miłości do współmałżonka – 40 pkt., trudności wychowawcze w stosunku do dzieci – 30 pkt. I tak jest z wieloma innymi sprawami, które składają się na nasze życie osobiste,rodzinne, zawodowe i społeczne.

Każda z tych dziedzin ma rozmaite skale natężeń stresów. Jeśli sumują się one, według twrórcy skali LCU, dr Thomasa H. Hlmesa i przekraczają 300 punktów, człowiek znajduje się w sytuacji kryzysowej i może, w każdej chwili zdecydować się na samobójstwo, nie mówiąc już o tym, że jeśli nadal chodzi po tym “padole łez”, to grożą mu poważne choroby układu trawiennego, nerwice, nowotwory i rozstrój psychiczno-nerwowy, co i tak – w konsekwencji – może doprowadzić do zejścia z tego świata.

Przeciętny Polak, który żyje w ciężkich, stresowych czasach zwanych transformacją, lustracją i szczuciem jednych na drugich, niepewny dnia dzisiejszego i najbliższej przyszłości, w podróży za poszukiwaniem pracy i chleba, ma jednak na swoim koncie “dopiero” 150 punktów.
Nie jest to jeszcze żaden dzwonek alarmowy, ale czas na konieczną refleksję czy rzeczywistość 2/5 narodu zmuszone jest do emigracji zarobkowej, tak, jak dawniej zmuszano go do emigracji ze względów politycznych i z powodu przekonań? Naukowcy jednak głoszą, że pierwszą barierą jest suma 100 punktów, a kolejną – ponad 200, stan w którym żyje 1/3 społeczeństwa… amerykańskiego, z czego wynika, że utrzymujemy średnią światową.

REKLAMA

2091187489 views

REKLAMA

2091187788 views

REKLAMA

2092984248 views

REKLAMA

2091188070 views

REKLAMA

2091188216 views

REKLAMA

2091188360 views