0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPublicystyka4 czerwca: Święto Niezgody Narodowej? (Korespondencja własna “Dziennika Związkowego”)

4 czerwca: Święto Niezgody Narodowej? (Korespondencja własna “Dziennika Związkowego”)

-

Warszawa – Miała być zgoda i radość z okazji jednej z najważniejszych dat w powojennej Europie. W dniu 4 czerwca 1989 r. przy urnach wyborczych, mimo że PRL-owski reżim zgodził się tylko na częściowo demokratyczne wybory, Polacy powiedzieli komunizmowi „NIE!” W ten sposób uruchomili proces, który w następnych miesiącach miał doprowadzić do upadku bloku sowieckiego, do uwolnienia od kremlowskiego jarzma wschodniej połowy kontynentu.

Zaplanowane w tym roku uroczystości 20. rocznicy tych wydarzeń miały pokazać Europie i światu, że wszystko zaczęło się w Polsce, w Gdańsku, w stoczni, gdzie powstała „Solidarność”. Dlatego też głównym miejscem obchodów miał być gdański Plac Solidarności, skwer pod trzema olbrzymimi krzyżami, wzniesionymi w 1980 r. dla uczczenia stoczniowców zamordowanych przez komunistyczny reżim.

Uroczystości te miały zatem być mocnym argumentem w toczącej się rywalizacji z Niemcami o to, gdzie zaczęła się wolność Europy. Za ten moment Niemcy uważają demontaż Muru Berlińskiego, który dla nich symbolizuje upadek „Żelaznej Kurtyny”. Dla Polaków upadek muru to zaledwie jeden z wielu etapów procesu uruchomionego przez polską „Solidarność”, do których należały aksamitna rewolucja w Czechosłowacji, wolnościowe zrywy na Węgrzech i Bułgarii, zbrojne zamieszki w Rumunii, wyzwolenie krajów nadbałtyckich aż po rozwiązanie samego Związku Sowieckiego.

REKLAMA

Aby uwypuklić kluczową polską rolę w tym procesie, premier Donald Tusk zaprosił na uroczystości szefów rządów krajów dawnego bloku sowieckiego, w tym urodzoną w Niemczech Wschodnich (NRD) kanclerz Niemiec Angelę Merkel. Taki gość zapewniłby duże zainteresowanie obchodami światowych mediów, dzięki czemu poszedłby w świat obraz Polski jako głównego źródła wyzwolicielskiego zrywu. Sprawa się jednak skomplikowała, a przebieg uroczystości znalazł się pod znakiem zapytania.

Przestraszony działaniami radykalnych związkowców, premier Tusk przeniósł międzynarodową część obchodów z Gdańska do Krakowa. Szefowie zaprzyjaźnionych rządów mają się zgromadzić na Wawelu, warownym wzgórzu łatwym do obrony przed demonstrantami. Tusk powziął taką decyzję, mając w pamięci odbyty niedawno w Warszawie Kongres Europejskiej Partii Ludowej, której częścią jest jego Platforma Obywatelska.

Podczas gdy w sali Kongresowej Pałacu Kultury obradowało dwa tysiące delegatów i gości, w tym notable Unii Europejskiej, kanclerz Merkel oraz premierzy Francji i Włoch, setki stoczniowców z Gdańska protestowało w Warszawie w obronie swoich zakładów i miejsc pracy. Na znak protestu spalili kukłę przedstawiającą Tuska, rzucali petardami i palili opony. Pośród kłębów gryzącego, smolistego dymu doszło do przepychanek z policją, która potraktowała demonstrantów gazem pieprzowym.

Z okazji obchodów 20. rocznicy odzyskania wolności i upadku komunizmu w Europie Wschodniej w Gdańsku przed Pomnikiem Poległych Stoczniowców planowano 4 czerwca spotkanie szefów rządów europejskich z młodzieżą. Na ten sam dzień w tym samym miejscu związkowcy z „Solidarności” zapowiedzieli manifestację w obronie stoczni i miejsc pracy w innych zakładach. Karol Guzikiewicz z „Solidarności” Stoczni Gdańskiej nawet zasugerował, że 4 czerwca w Gdańsku może „polać się krew”.

Ogłaszając decyzję przeniesienia obchodów do Krakowa,, Tusk powiedział, że nie jest w stanie zagwarantować w Gdańsku bezpieczeństwa premierów i młodzieży przyjeżdżających do Polski. „Chciałem połączyć obchody 20-lecia wydarzeń z 1989 roku ze szczytem państw Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Węgry, Czechy i Słowacja), rozszerzonym o inne państwa, które wówczas wyzwalały się z komunizmu. Nie jestem pewny, że będą w stanie zobaczyć i docenić, że tak wygląda polska gościnność.

Na Tuska posypał się grad ataków, pretensji i wyzwisk, że stchórzył, że boi się polskich robotników, że obraża stoczniowców, w których szeregach zrodził się ruch „Solidarność”. Wreszcie, że co to za premier, który nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa zagranicznym gościom. Przecież wszędzie na świecie podczas międzynarodowych szczytów mają miejsce demonstracje, a siły porządkowe jakoś sobie z nimi radzą.

Szczególnie wyczulony na sprawy wizerunkowe Tusk nieco zmienił śpiewkę: „Owszem jesteśmy w stanie poradzić sobie z demonstrantami (…) ale nie o taki obraz Polski na świecie chodzi – obraz szamoczących się demonstrantów, petard, płonących opon. Nie chcę, aby dzień 4 czerwca wyglądał tak, że związkowcy z flagami Solidarności biją policjantów i odwrotnie”. Ale decyzji o przeniesieniu obchodów do Krakowa nie zmienił.

Znany z ostrych wypowiedzi wiceszef „Solidarności” Stoczni Gdańskiej Guzikiewicz, którego słów („poleje się krew”) tak wystraszył się premier, skomentował decyzję Tuska krótko i węzłowato: „W Gdańsku świętować będą robotnicy, a w Krakowie ZOMO”. Z kolei znacznie spokojniejszy szef krajowej „Solidarności” Janusz Śniadek zapewniał, że ze strony „Solidarności” nigdy nie istniało i nie istnieje zagrożenie dla powagi obchodów rocznicowych.

Jak było do przewidzenia, opozycyjne Prawo i Sprawiedliwość nazwało decyzję premiera „wielką kompromitacją osobistą Donalda Tuska i Platformy”. „To bardzo źle, że rząd boi się stoczniowców, że ukrywa się przed nimi” – skomentował decyzję Tuska szef Kancelarii Prezydenta Piotr Kownacki.
Wobec sztywnej odmowy zmiany decyzji premiera, radykał Guzikiewicz zaproponował „kompromis”: „Pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców mogłaby się odbyć otwarta uroczystość patriotyczno-religijna z udziałem prezydenta Kaczyńskiego. Z zaproszonymi przywódcami państw pod pomnikiem mógłby być Lech Kaczyński, a premier Donald Tusk spotkałby się z nimi w Dworze Artusa. Premier nie może być pod pomnikiem, dopóki nie przeprosi za akcję policji wobec demonstrujących przed Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie”.
Trudno stwierdzić, na ile tu zadziałały emocje związkowca, a na ile była to celowa prowokacja, ale z góry wiadomo było, jak Tusk zareaguje na próbę marginalizacji jego osoby. Sama myśl o tym, że wśród przywódców europejskich przed kamerami światowych telewizji na tak symbolicznym miejscu świętować będzie prezydent Kaczyński, jego prawdopodobny kontrkandydat w przyszłorocznych, wyborach prezydenckich musiało na premiera zadziałać jak płachta na byka.

Tusk dalej utrzymywał, że „decyzja już zapadła” i że jej nie zamierza zmieniać. Gdy jednak rozeszła się wieść, że na uroczystości z robotnikami wybiera się do Gdańska prezydent Lech Kaczyński, Tusk zaczął przebąkiwać, że i on prawdopodobnie będzie w tym dniu w Gdańsku. Zrazu nie sprecyzował, gdzie i jak, a pytających o to dziennikarzy zbył odpowiedzią, że przecież ma dom w Gdańsku.

Ale gdy się naradził ze swoimi doradcami politycznymi, Tusk zmienił zdanie i ogłosił, że uroczystości odbędą się w dwóch miejscach: w Gdańsku i Krakowie. Trzy dni po obchodach 4 czerwca mają się odbyć wybory do Parlamentu Europejskiego, a Tusk liczy na zwycięstwo swojej Platformy Obywatelskiej. Obraz premiera ukrywającego się przed robotnikami mógłby narazić Platformę na utratę głosów. Kolejna wolta Tuska miała więc zapewnić, że wilk będzie syty, a owca cała.

Warto podkreślić, że obchody rocznicowe na Placu Solidarności zorganizował nie rząd ani nawet związek zawodowy „Solidarność”, lecz Europejskie Centrum Solidarności, którego dyrektorem jest znany ksiądz, ojciec Maciej Zięba. Jego zdaniem, „wszyscy tracimy z powodu przeniesienia polity
cznej części obchodów 4 czerwca z Gdańska do Krakowa, a wiele pracy zostało zmarnowanej”. Oprócz manifestacji patriotycznej pod pomnikiem Poległych Stoczniowców, zaplanowany został wielki koncert pod gołym niebem, w którym wystąpić mają znana australijska piosenkarka Kylie Minogue oraz „legendarny” niemiecki zespół hard-rockowy „The Scorpions”.

Większość Polaków nie popiera przeniesienia części obchodów do Krakowa. Mszę św. dziękczynną zamierza sprawować na Placu Solidarności 4 czerwca prymas Polski Józef Glemp. Zaś trzymający stronę Platformy Obywatelskiej, z ramienia której jego syn Jarosław jest posłem, Lech Wałęsa zadeklarował, że wobec zaistniałej sytuacji będzie z premierem Tuskiem i przywódcami europejskimi w Krakowie. Ale nie wyklucza, że podobnie jak Tusk także później pojawi się w Gdańsku. Prezydent Kaczyński z kolei też chce się pokazać w Krakowie.

Innymi słowy, w dniu 4 czerwca zawsze żądne pikantnych kontrowersji światowe media prawdopodobnie głównie skoncentrują się nie na kluczowej roli Polski w wyzwoleniu pół Europy spod sowieckiego jarzma. Raczej skupią się na sporach i antagonizmach wiecznie skłóconych Polaków. Taki obraz Polski chyba bardziej zaszkodzi jej reputacji, niż nawet widok protestujących robotników czy płonących opon, których i tak nigdy 4 czerwca w Gdańsku być nie miało.
A co by się stało, gdyby w tym dniu pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców zgromadzili się wszyscy: Lech Wałęsa i następni prezydenci, Kwaśniewski i Kaczyński, wszyscy premierzy RP, w tym ekskomunista Leszek Miller i zwalczany przez obóz wałęsowo-michnikowski Jan Olszewski. A dalej: dawni i obecnie przywódcy „Solidarności” (może nawet zagorzali przeciwnicy Wałęsy – Anna Walentynowicz, Gwiazdowie i Wyszkowski) oraz innych związków zawodowych, nawet Episkopat i przywódcy innych wyznań. Minąłby dzień w podniosłym, uroczystym nastroju, a już 5 czerwca, potem jak ekipy telewizyjne rozjechałyby się po świecie, wszyscy mogliby ponownie skakać sobie do oczu!
Robert Strybel

REKLAMA

2091264728 views

REKLAMA

2091265030 views

REKLAMA

2093061490 views

REKLAMA

2091265315 views

REKLAMA

2091265463 views

REKLAMA

2091265608 views