Zawsze w ostatni weekend lipca – w tym roku: od piątku 27 do niedzieli 29 – w Whiting w stanie Indiana, w miasteczku oddalonym zaledwie 16 mil od centrum Chicago, króluje pierogowe obżarstwo. Uczestników Pierogi Fest obowiązuje zasada: Zjedz dużo albo wracaj do domu!
Były polskie pierogi domowej roboty z kapustą, mięsem czy owocami; tradycyjne pierogi włoskie, czy znane, choć jeszcze, nie aż tak popularne pizzarogis – pierogi ulepione z ciasta pizzowego, w środku z kiełbasą, pepperoni albo serem, oblane pomidorowym sosem.
Intensywnością zapachu wabiły pierogi miętowe, rozmarynowe oraz malinowe do… mycia rąk. Ułożone warstwowo w pękatych słojach wzbudzały duże zainteresowanie wśród uczestników festiwalu.
Choć w festiwalowym menu przede wszystkim królowały pierogi, to na ruszcie skwierczały szaszłyki owinięte boczkiem, kiełbasa, smażyły się placki ziemniaczane i hamburgery. Oczywiście serwowano też gołąbki, specjały kuchni greckiej, potrawy z aligatora oraz tradycyjnie przyrządzane zimne napoje. Słowem rozkosz dla każdego podniebienia.
Wśród serwujących polskie potrawy były między innymi rozpoznawalne również w Chicago polonijne biznesy, takie jak: Kasia’s Pierogi czy Tata’s Pierogi z propozycją menu etnicznego. Najczęściej zamawianym zestawem był polski talerz, a na nim: grillowana kiełbaska z kapustą, pierogi, placek ziemniaczany i naleśnik.
Spragnieni mający odpowiedni wiek byli zaproszeni na degustację trunków do dwóch ogródków: winnego lub piwnego, gdzie na scenach koncertowały nie tylko rockowe zespoły muzyczne. Na pozostałych estradach prezentowały się grupy taneczne i prowadzący programy kulinarne. Tam też przeprowadzano gry i konkursy dla osób w każdym wieku, a irracjonalne reguły gier zaskakiwały i bawiły uczestników do łez.
W pierwszym dniu festynu nie zabrakło szalonej Polka Parade z jej królową Jenny Milkowski, dziennikarką z Chicago, Panem Pierogiem i jego przyjaciółmi oraz „buscias”, zabawnie przebranymi za własne babcie – obowiązkowo w chustkach, z wałkami na głowach i w płaszczach prochowcach. Przez cały festiwal można było zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia z gwiazdami parady.
W sobotę „buscias” wspólnie z Laurą Kurellą z The Foodchannel celebrowały swoje urodziny z tortem, kulinarnymi poradami, żartami i anegdotami.
Festiwal odwiedzają przede wszystkim stali bywalcy. – Odwiedziłam festyn Pierogi Fest, ponieważ podobają mi się festiwalowe atrakcje. Muzyka i jedzenie to dobre połączenie – powiedziała Rose Ann Poloncasz, która jest trzecią generacją Polonii amerykańskiej.
Dla Ralpha Tarka to obowiązek, przyjemność i okazja do wspomnień. – Moi dziadkowie również przybyli z Polski. Wspólnie z rodzicami odwiedzałem Pierogi Fest niemalże każdego roku. To tradycja, rodzaj dziedzictwa … I kto może pobić ciasteczka babuni? Nikt, po prostu nikt. Dlatego trzeba tu być – opowiadał Tarka.
Festiwal jest dumą Whiting od 24 lat. Na prawie kilometrowym odcinku zamkniętej ulicy 119, po jej obu stronach swoje specjały serwowali restauratorzy głównie branży pierogowej. Organizatorem kulinarnego wydarzenia, które od 24 lat przyciąga około 300 tys. gości z całego świata jest lokalna izba handlowa, Whiting-Robertsdale Chamber of Commerce.
Na sukces tegorocznego festiwalu złożyło się wiele czynników, z których najważniejszymi były oczywiście pierogi, przywołujące miłe wspomnienia dzieciństwa oraz swojski smak babcinej i matczynej kuchni.
Jola Plesiewicz
Zdjęcia: Dariusz Piłka
