0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Bohater nieznany

-

Dziennikarz ukazującej się w Nowym Jorku gazety rosyjskojęzycznej przygotowujący akurat artykuł na kolejną rocznicę zwycięstwa nad Hitlerem miał problem. A właściwie dwa. Pytał czy wymieniany przez Księgę Rekordów Guinnesa, jako najbardziej udekorowany bohater II wojny światowej płk. Matt L. Urban był Amerykaninem polskiego pochodzenia. Słyszał bowiem, że tak „naprawdę” to ten „gieroj” nazywał się Matwiej Urbanowicz , a jego rodzice przybyli do Ameryki z Rosji. Czyli  Ruski.

Doradziłem nienachalnie żurnaliście, by puknął się w swą głowę. Równocześnie jednak zapaliło się gdzieś w mojej głowie światło ostrzegawcze. Przecież to oczywisty skandal i kompromitacja, że pamięć o największym wojowniku II wojny, który wszędzie powtarzał o swych polskich korzeniach, jest w Polsce zerowa. Zaś konsekwencje m.in. takie, że myśli o inkorporowaniu sobie tego bohatera stają się już bliskie innym. Postaci tego formatu nigdzie i zbyt długo „odłogiem” nie leżą, a jak umykają polskim strażnikom pamięci narodowej, to przecież nie jest wina rosyjskiej gazety imigracyjnej.
Kościuszko, Pułaski, Urban…

Kiedy Polonia amerykańska zabiegała o przyjęcie Polski do NATO, obok nazwisk polskoamerykańskich bohaterów w mundurach, Tadeusza Kościuszki i Kazimierza Pułaskiego, wymieniano najbardziej uhonorowanego wojownika II wojny światowej, pułkownika Matta L. Urbana. Dla Amerykanów nie była to oczywiście postać nieznana. Dla oficjeli z Polski, przybywających zagrzewać Polonię do boju o NATO, odwrotnie. Widziałem sam, jak jeden z naszych generałów zapisywał sobie w notatniku nazwisko Urbana z komentarzem, że RP nie może o takich ludziach zapominać. Pewnie zgubił notatnik po wejściu do NATO.

Rodzina przyszłego bohatera przybyła do Ameryki na początku XX wieku ze wschodniej Polski, z rosyjskiego zaboru. Jego rodzice pobrali się w Buffalo i tam 25 sierpnia 1919 roku urodził się chłopiec, który na chrzcie otrzymał imiona Mateusz Ludwik. Nazwisko rodowe brzmiało: Urbanowicz. Z czasem, ze względów praktycznych, dyktowanych m.in. zamiarem studiowania, nastąpiła amerykanizacja do wersji: Matt Louis Urban. Rodzina mieszkała w kamienicy pod numerem 1153 na Broadwayąu. Niedaleko była słynna hala widowiskowa „Auditorium”. Kiedy rodził się Mateusz występował tam słynny Enrico Caruso. Ktoś powiedział, że może on też będzie „jakim Caruso”. Zostanie „Caruso pola walki”. Na razie musiał jednak skończyć szkołę publiczną nr 57. Tam był znany ze swoich talentów… bokserskich. Chciał walczyć jak lokalny gwiazdor ringu Jimmy Slattery, który w 1930 r. w „Auditorium” zdobywał swój mistrzowski tytuł, ku zachwytowi Mateuszka.

W szkole średniej zaczął składać pieniądze na studia. Marzyła mu się inna kariera niż praca w stoczniach, dokach albo szukanie jakiegokolwiek zajęcia, co było najczęstszym zajęciem Polaków w Buffalo. W 1937 roku poszedł na renomowany Cornell University, gdzie studiował nauki polityczne. Był też gwiazdorem uczelnianego teamu bokserskiego i mistrzem swej uczelni wagi lekkośredniej. W 1939 roku, równolegle ze studiami podjął szkolenie w Korpusie Oficerów Rezerwy. Szlify oficerskie zdobył na pół roku przed inwazją Japonii na USA. W lipcu 1941 roku uzyskał licencjat z historii i rozpoczął służbę wojskową w Fort Bragg. Po przeszkoleniu dowódczym trafił do 60. Pułku 9. Dywizji Piechoty.

„Duch” w akcji
Wojna ujawniła niezwykłe talenty Matta Urbana. Odbył sześć kampanii bojowych na frontach Algierii i Tunezji, na Sycylii oraz we Francji i Belgii. Wykazywał się nie tylko niezwykłą odwagą osobistą, ale także nadzwyczajnymi umiejętnościami „czytania” pola walki i przewidywania rozwoju wypadków. W połączeniu z talentem dowódczym oraz charyzmatycznymi umiejętnościami wpływania na morale żołnierzy i mobilizowania w najcięższych sytuacjach bojowych, przynosiło to znakomite rezultaty bojowe. Cudów walczności dokonywał podczas kampanii w Normandii. Pomiędzy 14 czerwca, a 3 września 1944 roku brał udział w pięciu bitwach, których przebieg w ogromnej mierze zmienił swoimi poczynaniami. Był siedmiokrotnie ranny. Walczył i dowodził mimo ran, nawet z przestrzeloną krtanią czy nogą zmasakrowaną ogniem z czołgowego karabinu maszynowego. Pod Renouf sam zniszczył dwa czołgi niemieckie, strzelając do nich z „bazooki”, podkradając się uprzednio na oczach swego oddziału w ich bezpośrednie sąsiedztwo. Lista czynów bojowych Urbana jest długa. Niemcy, którym tak dawał się we znaki nadali mu przydomek „Der Geist” („Duch”). Opisywali w ten sposób nadprzyrodzono zdolności wracania na pole walki po uprzednich ranach i jakby zza grobu. Kiedy odtrąbiano już sukces, polegający na rzekomym wyeliminowaniu Urbana i meldowano o tym, Polak znów pojawiał się na polu walki i siał zniszczenie w niemieckich szeregach.

Honor i biurokracja
Bohaterstwo zostało nagrodzone 29 odznaczeniami amerykańskimi, francuskimi i belgijskimi. W tym francuską Legią Honorową i amerykańskim Medalem Honoru. Ten ostatni otrzymał z rąk prezydenta Jimmy Cartera dopiero 19 lipca 1980 roku. Wniosek o nadanie przeleżał się w Pentagonie… 35 lat. Podobno w jakiejś szufladzie. Urban nigdy nie upomniał się o należny mu zaszczyt. Podobno skandal z pomijaniem Polaka został ostatecznie zakończony dzięki Zbigniewowi Brzezińskiemu, doradcy prezydenta d/s bezpieczeństwa narodowego.

Carter dekorując Urbana wyrażał ubolewanie i osobiście cytował pełną motywację odznaczenia, co w jego historii zdarzyło się tylko raz. „Sposób, w jaki dowodził kapitan Urban, jego bezgraniczna odwaga, śmiałość i powtarzane wystawianie się na ryzyko w polu ostrzału, były przykładem dla całego batalionu. Walecznością i zdecydowaniem kapitan Urban podtrzymał chwalebne tradycje Armii Stanów Zjednoczonych i zasłużył na najwyższą nagrodę”  usłyszeli zebrani. Kapitan był już wtedy podpułkownikiem.

Ogień zaporowy z Hollywoodu?
Kwestia 35letniej zwłoki z wręczeniem Medalu Honoru ma swoją legendę. W chwili, gdy odznaczenie zawisło na piersi Matta Urbana, stał się on najbardziej udekorowanym za walczność żołnierzem w historii II wojny światowej i wyprzedził w liczbie medali i orderów kpt. Audie Murphyąego. On również był wielkim wojownikiem, wzorem dla młodych Amerykanów. Po wojnie namówiono go na karierę aktorską w Hollywood, którą zresztą zrobił. Jego znakiem firmowym i biletem wizytowym była „największa waleczność wojenna” liczona odznaczeniami. Gdyby Polak z Buffalo dostał Medal Honoru tuż po wojnie, nigdy Murphyąego nie można by było przedstawiać, jako nr 1. Dopiero po jego śmierci sprawiedliwości stało się zadość. Urban medal otrzymał i trafił do Księgi Rekordów Guinnessa.

Pułkownik Matt Urban zmarł 4 marca 1995 roku i pochowany został z ceremoniałem bohatera narodowego na cmentarzu Arlington. Obszernie informowały o tym amerykańskie media. Przywoływano go w licznych materiałach wspomnieniowych.

Pamięć amerykańska
Pamięć Matta Urbana utrwalona została w nazwie ulicy, ośrodka sportowego w Holland w stanie Michigan, gdzie mieszkał po wojnie, polskiego centrum kulturalnego w rodzinnym Buffalo. Profesor Anthony Bajdek z Northeastern University w Bostonie, wiceprezes Kongresu Polonii Amerykańskiej podjął walkę o uwiecznienie bohatera w skali ogólnoamerykańskiej. Jak? W postaci specjalnego znaczka pocztowego. Są takie emitowane jest z wizerunkami bohaterów amerykańskich, i jaki posiada m.in. Audie Murphy. Swoją batalię Bajdek rozpoczął niedługo po śmierci Urbana zbierając podpisy pod petycją obywatelską w tej sprawie. Zwrócił się także o to samo do Poczty Polskiej.
W 1998 roku wystąpiliśmy jako KPA do Warszawy o uhonorowania naszego wielkiego rodaka polskim znaczkiem pocztowym. Po miesiącach nadeszła odpowiedź odmowna, mimo że sylwetkę i czyny Matta Urbana przedstawiliśmy rzetelnie i wyczerpująco. Zaskoczenie było tym większe, że wniosek o polski znaczek dla polonijnego bohatera wojennego Ameryki miał być elementem kampanii na rzecz wejścia Polski do NATO.

Obecnie Bajdek ponownie zwrócił się do Pocztmistrza Generalnego Stanów Zjednoczonych o emisję znaczka z Mattem Urbanem. Szanse wzrosły, bowiem minęło już 10 lat od śmierci bohatera. Wzrosła także do 65 tysięcy lista podpisów pod petycją obywatelską w tej sprawie. Jeżeli odpowiedź będzie odmowna, uruchomimy akcję polityczną na Kapitolu z udziałem kongresmenów i senatorów  mówi profesor.

Pamięć polska
Wiele wskazuje na to, że temat godnego upamiętnienia największego wojownika II wojny odżyje także w Polsce. Ambasador RP w Waszyngtonie Janusz Reiter mówi: „Tacy bohaterowie są na wagę złota i powinni znaleźć swe miejsce w świadomości narodowej. Taką formę zadośćuczynienia może być, na przykład, ulica imenia Matta Urbana (Mateusza Urbanowicza). Może to być także emisja znaczka pocztowego. Ma to tym większy sens, że polskoamerykańskie braterstwo broni nie jest li tylko odległym faktem historycznym, a rzeczywistością. Starania KPA o takie upamiętnienie polskoamerykańskiego bohatera wojennego znajdą moje poparcie”.
Być może emisja znaczka pocztowego honorującego Matta Urbana mogłaby stać się wspólnym przedsięwzięciem Poczty Polskiej i US Postal Service. Tak, jak w przeszłości miało to miejsce w przypadku emisji znaczka, z wizerunkiem Jana Pawła II wydanego przez poczty polską i watykańską.

Pamięć jest zadaniem trudnym, lecz nie niemożliwym. Być może znajdzie się ktoś, aby to udowodnić w przypadku Matta Urbana.
Waldemar Piasecki, Waszyngton

REKLAMA

2091309674 views
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

REKLAMA

2091309973 views

REKLAMA

2093106433 views

REKLAMA

2091310255 views

REKLAMA

2091310402 views

REKLAMA

2091310546 views