Decydując się na wystąpienie o zgodę Kongresu, prezydent Barack Obama opóźnia interwencję wojskową USA w Syrii; decyzja jest słuszna, ale ryzykowna, bo Kongres tak jak parlament brytyjski może powiedzieć „nie” – pisze w niedzielę amerykańska prasa.
„Zgadzamy się” z prezydentem Barackiem Obamą, że „USA muszą odpowiedzieć wojskowo na zagazowanie przez Syrię 21 sierpnia swych własnych obywateli” – podkreśla w artykule redakcyjnym „Washington Post”. „Jeśli nie będzie odpowiedzi, reżim Asada użyje znowu broni chemicznej, nawet na większą skalę, a inni dyktatorzy w przyszłych konfliktach też uznają, że mogą jej używać bez żadnych konsekwencji. Jeśli USA nie zajmą przywódczej roli, to nie będzie żadnej odpowiedzi” – tłumaczy swe stanowisko waszyngtoński dziennik.
Dodaje, że zgadza się z prezydentem także w kwestii wcześniejszego zapytania Kongresu o zgodę na interwencję. „To słuszne, aczkolwiek niepozbawione ryzyka podejście” – zastrzega „WP”. Opóźnienie operacji umożliwi Rosji budowanie „barier dyplomatycznych, podczas gdy jednocześnie Rosjanie będą dalej dostarczać broń do Damaszku”.
„Pozycja USA może zostać podważona, gdyby niewiele innych państw zaoferowało wsparcie” – dodaje dziennik.
Przede wszystkim jednak „Washington Post” widzi ryzyko w Kongresie, „gdzie w obu partiach politycznych jest silne poparcie dla idei izolacjonizmu USA”. Ponadto – dodaje gazeta – wielu Republikanów z zadowoleniem przyjmie nadarzającą się okazję, by osłabić prezydenta. Bez wątpienia debata w Kongresie nie ograniczy się tylko do powodów operacji w Syrii, ale też będzie dotyczyć „strategii Obamy ws. Syrii, a raczej jej braku”.
„New York Times” już wcześniej apelował, by Kongres zajął stanowisko ws. Syrii. Dziennik przypomniał, że w przypadku operacji w Libii dwa lata temu prezydent nie występował o poparcie parlamentarzystów, ale wówczas interwencja miała zgodę Rady Bezpieczeństwa ONZ. „Premier David Cameron poniósł porażkę, gdy Izba Gmin sprzeciwiła się zaangażowaniu w operację wojskową, ale przynajmniej deputowani musieli się zająć tym problemem i zająć stanowisko” – pisał „NYT”.
Ale nowojorski dziennik też wskazuje w niedzielę na niepewny wynik głosowania w Kongresie, powołując się na wypowiedzi wielu kongresmenów. Sytuacja jest niepewna nie tylko w Izbie Reprezentantów, gdzie większość ma nieprzychylna Obamie republikańska opozycja, ale także w zdominowanym przez Demokratów Senacie.
Według „NYT” Obama bardzo zaskoczył swych doradców i najbliższych współpracowników, gdy w piątek wieczorem zwołał ich do Gabinetu Owalnego, by podczas „dwugodzinnego pasjonującego i gwałtownego spotkania” przedstawić im swe powody, dlaczego przed spodziewaną wówczas lada dzień interwencją wojskową w Syrii chce jednak uzyskać formalną aprobatę Kongresu.
Zdaniem „NYT” Obama wskazał na kilka powodów, w tym „poczucie izolacji”. Operacja nie tylko nie ma poparcia Rady Bezpieczeństwa ONZ, ale też brytyjski parlament zdecydował, że Wielka Brytania, zwykle wierny partner w operacjach międzynarodowych, nie stanie tym razem u boku Stanów Zjednoczonych – przypomina gazeta.
Najważniejszy jednak powód – pisze „NYT” – to obawa, że działając w pojedynkę, prezydent nie będzie mógł liczyć na Kongres, kiedy naprawdę będzie go potrzebował. „Gdyby w ciągu następnych trzech lat (do końca kadencji) potrzebował parlamentarnej zgody na następną wojskową konfrontację na Bliskim Wschodzie, może w Iranie” – wyjaśnia „NYT”.
(PAP)