0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPo lepsze życiePo lepsze życie. Pierwszy rok w Chicago: wszystko w biegu. Odcinek 11

Po lepsze życie. Pierwszy rok w Chicago: wszystko w biegu. Odcinek 11

-

1

Agnieszka i Rafał z córką Wiktorią i synem Patrykiem 8 czerwca 2016 r. przylecieli do Chicago. Przez pierwszy rok towarzyszymy im w ich amerykańskiej przygodzie, której początki dobrze pamięta każdy, kto uwierzył w mit o Ameryce.

REKLAMA

Mogą spotkać się ze mną dopiero o godz. 20 i tylko we wtorek, bo w inne wieczory Rafał jest na angielskim. Wiktoria od drzwi chwali się nadchodzącymi urodzinami. Wiem, że kończy sześć lat, ale „zgaduję”, że siedem. Patryk oznajmia, że jest „niedźwiedziem, który mocno śpi”.

W telewizji leci polska dobranocka, którą Rafał przełącza na TVN Turbo. Agnieszka podaje kawę, delicje i markizy. Pyta Rafała, czy chce piwo, ale nie chce. Wspólnie żartujemy, że z powodu absolutnego braku patologicznych zachowań, nie nadają się za bardzo na rodzinę opisywaną w prasowym cyklu.

Święta, święta i po świętach. Agnieszka była z dziećmi na święconce w kościele św. Zachariasza. Po poświęceniu wielkanocnego koszyczka planowała, że pojedzie z Wiktorią i Patrykiem na plac zabaw, gdzie umówiła się z koleżankami. – Ledwie wyszliśmy z kościoła, a czekoladowe zające zostały połamane i podzielone. Zapakowałam towarzystwo do samochodu, zadzwoniłam do znajomych, czy już są na placu zabaw. W pewnym momencie we wstecznym lusterku zobaczyłam, że dzieciaki są tak wysmarowane czekoladą, że jedynym miejscem, do którego mogliśmy pojechać był dom. I łazienka – mówi Agnieszka.

W Wielką Sobotę Rafał z Agnieszką pojechali z sąsiadami na korty, pograć w tenisa. – Określenie „grający” jest w naszym przypadku trochę na wyrost. Powiedzmy, że jesteśmy na razie rekreacyjnie odbijający – śmieje się Rafał. – Ale miło było trochę poskakać i się rozruszać.

Wielkanoc spędzili w domu, a właściwie przed blokiem, na grillu z sąsiadami, bo pogoda była tak piękna i wiosenna, że nie sposób było siedzieć w mieszkaniu. Poza tym zmieniły się przepisy w budynku i nie wolno już grillować na balkonie. – To tyle, jeśli chodzi o święta. Jeden dzień i do roboty. Nie to co w Polsce. A w dodatku majówka za pasem. Jak dobrze ustawisz wolne, to przy wzięciu trzech dni wolnego, możesz śmiało wyjechać na dziesięciodniowe wakacje. Najdłuższy weekend w Europie. Ale widocznie Polskę na to stać. A my mieszkamy w tej biednej, przepracowanej Ameryce i nawet w śmigus-dyngus musieliśmy iść do roboty – stwierdza Rafał.

Z nowości: całą rodzinę, po kolei, dopadł wirus grypy żołądka, a Rafała wiosenne alergie. – Poza tym praca, szkoła, przedszkole, angielski i dom. Od rana, do wieczora, dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Prawie się nie widujemy. Normalne amerykańskie życie. A moglibyśmy w Polsce 500 plus dostawać. Znajomy w Polsce ma trójkę dzieci – to jest tysiąc złotych, do tego dostaje rodzinne i jeszcze jakieś zapomogi. Twierdzi, że do pracy chodzi, ale jakby nie chodził, też by im wystarczyło – opowiada mi Rafał.

Dzieci przyzwyczaiły się do amerykańskiego tempa i rytmu, do tego, że wciąż coś się dzieje. W Wielki Piątek Wiktoria miała dzień wolny i stwierdziła, że wolałaby być w szkole, bo w domu nudno. Patryk podobnie, wstał rano i chciał jechać do przedszkola.

[blockquote style=”4″]3-letni Patryk, który polskiego i angielskiego uczy się równolegle, nie ma żadnych problemów z komunikacją. Na placu zabaw przejmuje huśtawki i zjeżdżalnie mówiąc: „my turn” i „go away”, a podczas jazdy samochodem, gdy zobaczy coś ciekawego woła: „Oh, my goodness!”[/blockquote]

Rodzina, po pierwszym roku spędzonym w USA, na wakacje wybiera się do Polski. Bilety już kupione, z Chicago do Berlina, a stamtąd do Krakowa. Rafał na miesiąc, a Agnieszka z dziećmi na całe wakacje. – Chcemy, żeby się dziadkowie dzieciakami nacieszyli i żebyśmy zdążyli odwiedzić znajomych. Może uda się trochę odpocząć, ale zanosi się na intensywny wyjazd. Wszystko w biegu, nawet wakacje – wzdychają.

Urlopy wzięte, Rafał w razie potrzeby będzie pracował ze swojego komputera w Polsce, Agnieszce nie opłaciłoby się pracować w lecie – na opiekę nad dziećmi i wakacyjne programy wydałaby więcej niż zdołałaby zarobić w przedszkolu. Dogadała się więc z szefem i do pracy wróci po wakacjach. Patryk już się cieszy, że będzie leciał samolotem, bo samoloty uwielbia. Czasem Rafał zabiera go w okolice lotniska, żeby razem popatrzeć na startujące i lądujące maszyny.

Na razie wybierają się na zakupy, żeby nie lecieć do Polski z pustymi rękami. Prezenty muszą przecież być, może jakieś buty, trochę ubrań. – Alkoholu nie będę kupował, no chyba że na „wolnocłówce”, jak mnie najdzie, choć wątpię. Jasia wędrowniczka można teraz kupić w Polsce w każdym sklepie. Nie opłaca się wozić, jeszcze się rozbije po drodze, a jak mówią – lepiej żeby sołtysowi się stodoła spaliła, jak dobry alkohol rozbił – konstatuje Rafał.

Po powrocie z Polski Wiktoria, która w środę skończyła sześć lat, pójdzie do pierwszej klasy. – Od świąt Bożego Narodzenia Wiki przeżywa, że pierwsza klasa już niedługo. Powiedziałam jej, że do tego czasu powinna nauczyć się czytać po angielsku, bo jej nie przyjmą, więc intensywnie czyta. Bardzo dobrze jej idzie, szkołę uwielbia – mówi Agnieszka.

Wiktoria rzeczywiście coraz lepiej mówi po angielsku, choć wciąż woli posługiwać się polskim, którego używa zawsze, gdy wie, że rozmówca ją zrozumie. Dochodzi czasem do zabawnych sytuacji, kiedy Wiki się zapomni i mówi po polsku do anglojęzycznych koleżanek. Ale wtedy szybko się przestawia na angielski. Natomiast Patryk, który polskiego i angielskiego uczy się równolegle, nie ma żadnych problemów z komunikacją. – Na placu zabaw przejmuje huśtawki i zjeżdżalnie mówiąc: „my turn” i „go away”, a podczas jazdy samochodem, gdy zobaczy coś ciekawego woła: „Oh, my goodness!”.

Zapraszam Rafała z Agnieszką i dziećmi, aby dołączyli do pracowników i czytelników „Dziennika Związkowego” w nadchodzącej Paradzie 3 Maja. Pytam, czy po prawie roku spędzonym w Chicago, nie mają potrzeby wyrażenia polskości. I czy czują się jeszcze jak Polacy, którzy dopiero co wysiedli z samolotu, czy jak Polonusi. Agnieszka nie jest pewna. – Chyba jeszcze nie jesteśmy gotowi, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Ale dziękujemy za zaproszenie – mówi Rafał ze średnim entuzjazmem.

Wysłuchał Grzegorz Dziedzic

  • 2
  • 1
  • 3
  • 4

REKLAMA

2091327264 views

REKLAMA

2091327563 views

REKLAMA

2093124022 views

REKLAMA

2091327844 views

REKLAMA

2091327990 views

REKLAMA

2091328134 views