0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPo lepsze życiePo lepsze życie. Pierwszy rok w Chicago: lepiej, ale ciągle nie u...

Po lepsze życie. Pierwszy rok w Chicago: lepiej, ale ciągle nie u siebie. Odcinek 5

-

1

Agnieszka i Rafał z córką Wiktoria i synem Patrykiem 8 czerwca przylecieli do Chicago. Przez pierwszy rok towarzyszymy w ich amerykańskiej przygodzie, której początki dobrze pamięta każdy, kto uwierzył w mit o Ameryce.

REKLAMA

Dotychczas najlepiej emigrację znoszą dzieci – Wiktoria i Patryk, zwany Ptysiem. Ostatnio dzieciaki były na badaniach okresowych. Przebadane od stóp do głów, zdrowe. Patrykowi pobrali krew, dostał szczepionkę i testy na choroby zakaźne; cały był pokłuty biedaczek. Średnio był szczęśliwy, ale wszystko zniósł bardzo odważnie i zaraz o przykrym zdarzeniu zapomniał. Dentystka była zdziwiona, że w Polsce zakłada się dzieciom kolorowe plomby. W Stanach podobno takich nie ma. Cały gabinet nie mógł wyjść z podziwu. – Ale tak na poważnie, to bardzo nam się podoba, że na początku roku szkolnego robi się dzieciom tak kompleksowe badania. Widać, że przykłada się do tego dużą wagę. Takie badania są ważne, bo w razie czego umożliwiają wczesną diagnozę jakiegoś problemu. W Polsce z reguły dziecko trafia do lekarza, dopiero gdy źle się czuje i bywa, że zbyt późno – mówi Rafał.

Wiktoria (z prawej) z koleżanką Tosią
Wiktoria (z prawej) z koleżanką Tosią

Wiktoria w szkole radzi sobie świetnie, nauczycielka mówi, że jest niezwykle kreatywna i przebojowa. Szczególnie ta przebojowość dziwi rodziców, bo w Polsce była tak stremowana publicznymi występami, że tydzień przed i tydzień po występie odmawiała pójścia do przedszkola. – Ostatnio był dzień dwujęzyczności i śpiewała piosenkę do mikrofonu, śpiewała też nam i babciom przez Skype’a. Wcześniej to było nie do pomyślenia. Bardzo się zrobiła odważna – mówi Agnieszka.

– To chyba dzięki przyjazdowi do Stanów. Tyle ostatnio przeszła, że nauczyła się, jak radzić sobie ze stresem. Ptyś podobnie, tak się ostatnio rozgadał i rozśpiewał, że nie potrzebujemy radia w samochodzie. Dopóki nie uśnie, buzia mu się nie zamyka – dodaje Rafał.

Agnieszka nie pracuje, ale na razie nie ma takiej pilnej potrzeby. Ostatnio Agnieszce i Rafałowi poprawiło się trochę finansowo, domowy budżet nareszcie się domyka. Rafał nie pracuje już w drukarni. Pracę fizyczną zamienił na bardziej kreatywną – w agencji marketingowej w śródmieściu Chicago. – Biurowiec mieści się nieopodal Willis Tower, to jeszcze nie drapacz chmur, ale już jestem w downtown – śmieje się Rafał. – W tej chwili firma się rozkręca. Marketing na trochę wyższym poziomie, przemyślany, dopracowany, oparty na specjalistycznej wiedzy. To jest to, co lubię i w czym czuję się dobrze.

Zmiana pracy spowodowała, że Rafał poczuł się lepiej i pewniej. – Dotychczas w Stanach brakowało mi trochę stabilności, finansowej i mentalnej. Co będzie potem? Nadal żadna z opcji, włącznie z powrotem do Polski, nie jest wykluczona. Przez te cztery miesiące, które jesteśmy w USA, dużo się wydarzyło w naszym życiu, ale mamy nadzieję, że najtrudniejsze początki już za nami.

Cztery miesiące to jednak niedługo. Rafał i Agnieszka wciąż porównują Amerykę do Polski, kalkulują i przeliczają dolary na złotówki. – To jest nie do pomyślenia. Dostaliśmy ostatnio kartę rabatową. Za 100 dol. kupiliśmy dwie pary markowych sportowych butów i dostaliśmy z powrotem 20 dolarów, za które zatankowałem pół baku. W Polsce jedna para kosztuje 300 zł, a zatankowanie – 200 zł. W przeliczeniu nasze zakupy kosztowałyby tam 200 dolarów, czyli dwa razy więcej. A przecież zarobki są nieporównywalne. Życie w Stanach jest o wiele tańsze. W Polsce praktycznie na nic cię nie stać. Chcesz kupić telewizor – bierzesz go na raty. W Stanach – idziesz do sklepu, wkładasz go do koszyka i kupujesz – analizuje Rafał.

A mimo to wciąż słyszą, „że to już nie jest ta Ameryka co kiedyś, że już nie da się dobrze zarobić”. Ale to chyba takie trochę gadanie, bo Polak, jak wiadomo, musi ponarzekać nawet, jak jest dobrze, po prostu mamy to we krwi.

Nie narzekają też na życie towarzyskie, właściwie w każdy weekend gdzieś wyjeżdżają, do znajomych albo zapraszają kogoś do siebie. – Podoba mi się, że ludzie tutaj chcą i lubią wychodzić. W Polsce z reguły wszyscy siedzą w domach, bo albo się nie chce, albo drogo, albo nie ma dokąd wyjść. Tutaj umawiamy się ze znajomymi i jeździmy po restauracjach i różnych dziecięcych atrakcjach. Ostatnio byliśmy w ładnym rezerwacie przyrodniczym, a w przyszły weekend chcemy wybrać się w końcu na „Searsa” – mówi Agnieszka.

Coraz mocniej tęsknią za Polską. Nie za krajem, ale za rodziną. – Nie mamy tutaj żadnych bliskich, jesteśmy zdani tylko na siebie. Włącza nam się tęsknota za rodziną. Wiktoria pyta, kiedy babcia do nas przyleci. W lutym być może odwiedzi nas mój tata, jeśli dostanie wizę, na razie wyrobił paszport – mówi Rafał.

Pytam, czy pasjonują się nadchodzącymi wyborami prezydenckimi. – Od dawna nie interesuję się polityką, ani polską, ani amerykańską. Kiedyś byłem na bieżąco, ale zrozumiałem, że politycy to sitwa, która udaje śmiertelnych wrogów, a za kulisami poklepuje się po plecach, dbając o swoje prywatne interesy. Teraz szkoda mi na politykę czasu, a poza tym zauważyłem, że jestem bez niej dużo zdrowszy. Gdybym miał obstawiać, to wydaje mi się, że Trump ma coraz większe szanse, choć nie ma dobrego kandydata, wybór podobny jak ostatnio w Polsce – mówi Rafał.

– Jeszcze w Polsce nie wierzyłam, że ludzie znajdą tyle odwagi, żeby zagłosować na Trumpa, ale kto wie, może być niespodzianka. Trudno ocenić, mamy inną mentalność niż Amerykanie – dodaje Agnieszka.

Grzegorz Dziedzic

Zdjęcia: Grzegorz Dziedzic, arch. rodz.

Kolejny odcinek naszego cyklu w numerze świątecznym 23 listopada 2016 r.

  • 1
  • 2
  • 3
  • 20160918_151345
  • img_1148

REKLAMA

2091306126 views

REKLAMA

2091306426 views

REKLAMA

2093102886 views

REKLAMA

2091306708 views

REKLAMA

2091306856 views

REKLAMA

2091307000 views