Zdarzyło się wam podjechać pod okienko Starbucksa i usłyszeć, że wasz rachunek został zapłacony przez kierowcę przed wami? Kilkakrotnie miałam to szczęście. Pierwszy raz byłam przekonana, że kierowca przede mną pewnie mnie pomylił z kimś znajomym i nie zastanawiałam się dłużej nad istotą zdarzenia, drugim razem – zareagowałam tym samym – zapłaciłam za stojącą za mną w samochodowej kolejce osobę, poczułam też przynależność do sympatycznej i życzliwej społeczności kawoszy i wdzięczność za ten bezinteresowny gest. Odjeżdżając od okienka, uświadomiłam sobie też jego głębię.
Nikt nie miał wobec mnie żadnych oczekiwań i zależało wyłącznie ode mnie, czy chcę powielić to zachowanie, na przekazanie którego nikt nie liczył. Miałam wolną wolę, a jeśli przy okazji była to także dobra wola – to naturalnym odruchem był dalszy rezonans adresowany do kogoś, kto wobec mnie nie miał żadnych oczekiwań.
Zupełnie nieoczekiwanie kawa okazała się być nie tylko moralnym barometrem, elementem uspołecznienia, ale i moralnym wzmacniaczem (w dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu), ponieważ powielony gest dał poczucie miłej wewnętrznej satysfakcji.
Tak oto miłośnicy porannej kawy potwierdzili teorię Adama Smitha, XVIII-wiecznego filozofa, od którego wyprowadzamy ekonomię jako osobną dziedzinę nauk. Smith twierdził, że wdzięczność jest niezbędnym warunkiem zbudowania społeczeństwa opartego na dobrej woli. Wdzięczność, pisał szkocki myśliciel, o ile wypływa z bezinteresowności zachowań, urasta do rangi „moralnej” i motywuje do wyświadczania przysług nie tylko bliskim nam osobom; zwiększa także prawdopodobieństwo, że bezinteresownie udzielimy wsparcia całkowicie nieznajomym.
Musiał być Smith naprawdę genialnym ekonomistą, skoro przewidział takie zachowania społeczne wśród uzależnionych od małej czarnej konsumentów.
Poza ekonomią i kłaniającą się tu socjologią zachowań jest kawa katalizatorem jeszcze jednego kanału behawioralnego – międzyludzkich relacji. Wielu z nas przy niej prowadzi rozmowy o życiu, dzieli się problemami, szuka rozwiązań, inspiracji, pracuje lub się relaksuje. Jest jakimś międzyludzkim spoiwem, wygenerowuje czas na rozmowę. A w dzisiejszym świecie podarowanie drugiemu człowiekowi swojego czasu, słuchanie, rozumienie, empatia – są bezcenne.
Dlatego sporo tracą mocarze życia, atleci emocji, uczuciowi twardziele. Nie mają szansy doświadczenia „esencji”. Chyba że zaczną dzień od kupienia nieznajomemu małej czarnej z extra shotem. Wtedy każdy dzień ma potencjał święta dziękczynienia.
Małgorzata Błaszczuk
fot.Pexels.com