„To historyczny moment, od którego nie ma powrotu. Wielka Brytania opuszcza Unię Europejską” – powiedziała 29 marca 2017 r. brytyjska premier Theresa May, zwracając się do Izby Gmin kilka minut po wręczeniu przez brytyjskiego ambasadora przy UE Tima Barrowa formalnej notyfikacji dotyczącej zamiaru wyjścia ze Wspólnoty przewodniczącemu Rady Europejskiej Donaldowi Tuskowi.
W trakcie wystąpienia w parlamencie premier May złożyła także jednoznaczną deklarację dotyczącą 3,3 miliona obywateli Unii Europejskiej mieszkających w Wielkiej Brytanii, w tym blisko miliona Polaków. Oznajmiła, że w liście ws. Brexitu „jasno zaznaczyła”, iż zagwarantowanie praw obywateli Unii Europejskiej w Wielkiej Brytanii i Brytyjczyków mieszkających w Europie będzie dla niej „priorytetem w rozmowach”.
Nikt jednak nie wie, jak się te rozmowy zakończą i ilu Polaków po Brexicie będzie musiało wrócić nad Wisłę. Dlatego trudno się dziwić, że premier Beata Szydło od razu 29 marca chciała zadzwonić do premier May, a ta mimo historycznych zwrotów w jej kraju znalazła czas na tę rozmowę. Pogawędka dotyczyła przecież największej grupy narodowej bez brytyjskiego paszportu – 916 tys. osób. (Dla porównania: na drugim miejscu znajdują się obywatele Indii – 362 tys.) Spośród blisko miliona Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii ok. 12 proc. – 108 tys. – urodziło się już na emigracji. W zestawieniu z 2003 rokiem – tuż przed wejściem Polski do Unii Europejskiej – populacja naszych rodaków w Wielkiej Brytanii wzrosła ponad 20-krotnie.
Według wyliczeń brytyjskiego urzędu statystycznego Polki rodzą rocznie w Wlk. Brytanii 23 tys. dzieci – najwięcej ze wszystkich imigrantek (to także 3,3 proc. wszystkich urodzeń).
Polski rząd zapewne zna treść tajnej notatki Parlamentu Europejskiego, którą w lutym opublikował tygodnik „The Observer”, z której wynika, że premier May ma zagwarantować prawo do osiedlenia tylko tym obywatelom innych państw unijnych, którzy przybyli do Wielkiej Brytanii przed Brexitem. Ci, którzy przyjechali na Wyspy po wyznaczeniu daty granicznej (zapewne czerwcowe referendum ws. Brexitu), nie będą mogli zostać.
Londyn nie prowadzi jednak rejestrów osób wjeżdżających do kraju. W praktyce tysiące Polaków może więc mieć problemy z udowodnieniem, że od lat przebywa w Wielkiej Brytanii.
Imigrantom doradza się więc, aby sami zaczęli zbierać dokumenty potwierdzające, że mieszkali na Wyspach przed czerwcowym referendum. Chodzi o rachunki, umowy najmu lub akty własności domu.
Rzecznik polskiego rządu Rafał Bochenek w środę zakomunikował, że fakt, iż doszło do rozmowy między paniami premier „świadczy o tym, że głos Polski jest słyszany”. Według niego dostrzegane są również aspiracje Polski do tego, by odgrywać aktywną rolę w wypracowywaniu unijnego stanowiska, które będzie determinowało sposób prowadzenia negocjacji z Wielką Brytanią.
Nie, proszę pana, to świadczy tylko o tym, że jak się ma milion swoich obywateli w obcym państwie, którzy są imigrantami, to powinno się upomnieć o ich interesy, także w swoim interesie, bowiem jeśli zechcą wrócić w liczbie nawet pół miliona do swojej ojczyzny, rodzimy rynek pracy i budżet będą miały spory problem.
Małgorzata Błaszczuk