To, co kilka dni temu wydarzyło się na Hawajach, było prawdziwym alarmem nie tylko dla Hawajczyków, ale dla nas wszystkich. Pokazało bowiem dobitnie, że błąd ludzki lub techniczny albo, jeszcze gorzej, kombinacja obu – może doprowadzić do przerażającego scenariusza.
To, czego się dowiedzieliśmy i miejmy nadzieję – nauczyliśmy dowodzi, że stanowy system ostrzegania z pewnością potrzebuje unowocześnienia, a decyzja, jaką komendę wybrać w rozwijającym się komputerowym menu, nie może zależeć od jednego człowieka. Zapewne nie powinna i od dwóch osób.
Ostatni alarm na Hawajach w gruncie rzeczy odgrzał stary problem. Od czasów zimnej wojny zastanawiano się w Waszyngtonie nad potencjalną sytuacją, kiedy fałszywy alarm o nadlatującej głowicy nuklearnej może spowodować odpalanie prawdziwej.
Lekcji, które powinniśmy wynieść z ostatniej sytuacji, jest co najmniej kilka, ale ta najważniejsza sprowadza się do tego, że w chwili alarmu na wszystko jest za późno. Mieszkańcy wysp przez kilka minut nie tylko byli śmiertelnie (i nie jest to żadna hiperbola) przerażeni, ale także nie mieli pojęcia, co robić.
Nie trzeba mieć wybujałej wyobraźni, a jedynie podstawową wiedzę, żeby zdawać sobie sprawę, że jeśli odpalony pocisk niesie bombę wodorową, jej siła może zamienić w cmentarz miasta takie jak Honolulu czy Hilo. Pytanie: „Co robić?” powinno więc paść na długo przed tym, zanim pocisk znajdzie się w powietrzu.
Po wdrożeniu wszystkich procedur, które stosuje się w podobnych przypadkach i decyzji prezydenta: „Odpalamy”, nawet jeśli informacja okaże się fałszywa, chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, że nie ma sposobu na cofnięcie czy zatrzymanie rakiet. I konsekwencji.
Nauczka wyniesiona z Hawajów pokazuje, że mimo zaawansowanego systemu rakietowego ostatecznie jesteśmy dość bezbronni wobec faktu, że jakiemuś Johnowi Smithowi przypadkowo ześliźnie się palec na komendach w komputerze. Ale warto pamiętać, że po obu stronach konfliktu w atmosferze dzisiejszego napięcia, polityki odstraszania i stanu gotowości na wodzie i na ziemi w ekrany wpatrują się tacy sami ludzie, którzy mogą popełnić identyczne pomyłki. Nie rzecz więc w tym, by liczyć, że sytuacja się nie powtórzy. Rzecz w tym, by może spuścić z tonu i bardziej domagać się redukcji arsenału niż grozić naszą potęgą, która, jak widać, tyle jest warta co ludzka pomyłka.
W 1979 roku na ekranach Pentagonu wyświetliła się informacja o nadlatujących radzieckich głowicach. Ławicy głowic. W kilka minut na nogach postawiono najważniejsze osoby w państwie – po to, by się po chwili zorientować, że to niewytłumaczalny błąd komputerowy podniósł wszystkim ciśnienie. Można sobie tylko wyobrazić, co by się stało, gdyby podobny komunikat napłynął w październiku 1962 roku.
Małgorzata Błaszczuk
fot.Pexels