Z reżyserem nagrodzonego w Wenecji filmu „Essential Killing”, specjalnie dla Informacji USA, rozmawia Waldemar Piasecki
W.Pasecki: Pański film „Essential Killing” zdobył na 67. Festiwalu Filmowym w Wenecji nie tylko nagrodę specjalną, ale zrobił także prawdziwą furorę wśród publiczności, jest powszechnie komplementowany przez fachowców i recenzentów kina. Tarantino wręczając Panu nagrodę powiedział, że zrobił Pan wielki film. Co na to autor?
Jerzy Skolimowski: – Nie będę udawał, że mnie to nie obchodzi. Nie będę ukrywał, że mnie to nie cieszy. Uważam, że zrobiłem zapewne swój najlepszy film.
Wraca Pan na ekrany po latach przerwy w wielkim stylu. Do tego thrillerem o bardzo wartkiej i widowiskowej akcji, co nieco odbiega od Pańskich filmów sięgających raczej w obszary psychologii. Co było motywem tego „comeback’u”?
– Lenistwo. Chciałem zrobić jakiś film koło swego domu na Mazurach. Żebym nie musiał zrywać się świtem bladym na zdjęcia z jakiegoś hotelu, gnać w poszukiwaniu planów zdjęciowych itd. Temat niejako znalazł się sam, bo niespełna 20 kilometrów od domu jest lotnisko w Szymanach, które zasłynęło tym, że lądowały na nim amerykańskie samoloty z więźniami, poddawanymi następnie specjalnym przesłuchaniom.
Którejś zimowej nocy wracałam do domu samochodem i w odległości dwóch kilometrów od Szyman wpadłem w poślizg. Omal nie zakończyło się to katastrofą – wypadnięciem z drogi i stoczeniem ładnych parę metrów w dół. Doznałem olśnienia. Skoro coś takiego mnie się przedarzyło, mogło się zdarzyć także w czasie konwoju. Więźniowie mogli uciec i błąkać się po okolicy w poszukiwaniu jakiegoś ratunku. Tak powstał pomysł na scenariusz, który następnie napisaliśmy wspólnie z Ewą Piaskowską.
Trafiając w aktualny i gorący temat polityczny, jakim jest dyskusja wokół tajnych więzień amerykańskich, których ponoć nie było, w tym tego koło Pańskiego domu…
– Nic podobnego. To nie jest film polityczny, ani nawet ocierający się o politykę, jak by chcieli niektórzy. To jest współczesna baśń z przełomu XX i XXI wieku. O tym, jak jest możliwe w świecie naszej cywilizacji i naszych wartości, aby człowiek był ścigany jak zwierzę z zamiarem upolowania, aby używano do tego najnowocześniejszą technologię wojenną oraz zmuszano go do robienia rzeczy obrzydliwych i strasznych, w tym do zabijania. Po to tylko, aby jeszcze na jakiś czas udało mu się ujść z życiem. W filmie w ogóle nie odnoszę się do kwestii racji. Tego czy ścigany jest winien czegokolwiek czy jest niewinny. Polityka mnie nie intersuje. Mnie interesuje sytuacja człowieka, który z przeciw sobie ma dokładnie w s z y s t k o.
Czyli Skolimowski nie zrobił filmu o tajnym więzieniu CIA w Polsce?
– Powtórzę: ten film to czysta fantazja. Opowieść o tym, co się nam może przydarzyć we współczesnym świecie. Taki, moim zdaniem, prawdopodobny wariant naszej rzeczywistości. Temat uważam za wyczerpany.
Akcja filmu toczy się nie tylko w zaśnieżonych pejzażach europejskich, ale także w afgańskich górach… Nie brakuje zapierających dech efektów specjalnych. To jest produkcja po prostu hollywoodzka.
– Kiedy pokazałem scenariusz Jeremy’emu Thomasowi, producentowi m.in. Bertolucciego, ten uznał, że to jest materiał na większe kino niż tylko lokalna historia zbiega ściganego w obcym klimacie i otoczeniu. Udało się znaleźć kooproducentów także poza Polską i realizacja nabrała rozmachu. Kręciliśmy także w Norwegii, a sceny afgańskie, w Izraelu, nad Morzem Martwym. One zostały następnie odpowiednio wzbogacone wojennymi efektami specjalnymi.
Film praktycznie jest bezdialogowy. Widz pozostaje obserwatorem ucieczki i pościgu z pozycji ścigających i ściganego.
– Taki był zamysł. Tu nie ma nic do opowiadania i interpretowania dialogowego. Jest sytuacja psychologiczna, z którą widz ma się zmierzyć.
Głośno mówi się, że „Essential killing” zostanie zgłoszony do konkurencji oscarowej jako film anglojęzyczny, bo jako taki powstał. Pozwoliłoby mu to na rywalizację w kilkunastu kategoriach, a nie tylko jednej „zagranicznej”.
– Jak słyszę, jest już takie zainteresowanie. Oczywiście film musiałby zostać wcześniej wprowadzony do dystrybucji w Stanach. Jakkolwiek prodcentami są Polska, Wegry, Norwegia i Irlandia, film nie jest na pewno produkcją traktujacą o sprawach peryferyjnych czy lokalnych… Jest to formalnie film anglojęzyczny, a odtwórcą głównej roli jest znany amerykański aktor i artysta Vincent Gallo, który stworzył znakomitą kreację.
Uznaną za najlepszą na festiwalu w Wenecji…
– W pełni zasłużenie. Nie był obecny i nagrodę odbierałem w jego imieniu.
Jaki może być odbiór filmu w Stanach?
– Zapewne niejednoznaczny. Wielu ludziom może się podobać, ale znajdą się tacy, których może zdenerwować. Najważniejsze, aby nie pozostał nikomu obojętny.