0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaKultura i RozrywkaRecenzja na dwie głowy i cztery ręce

Recenzja na dwie głowy i cztery ręce

-

Cz. I: Wywiad pięciolecia

REKLAMA


„Wieczory z poezją” Elżbiety Kochanowskiej-Michalik mają już pięć lat.

 

Pięć lat. Jak krótko i łatwo się to mówi – tylko dwie sylaby. Ale w czasie tych pięciu lat byliśmy słuchaczami i widzami trzydziestu dwóch programów, z czego cztery miały charakter okolicznościowy, a w dwudziestu ośmiu aktorzy z towarzyszeniem muzyka przedstawiali zafascynowanej publiczności postać, życie i twórczość jednego, wybranego poety.

 

Jest to z reguły wybór najlepszych, najciekawszych tekstów i historia życia – zawsze pełna nieznanych przeciętnemu czytelnikowi faktów, wyszukiwanych przez Elżbietę w wielu rozmaitych źródłach.

 

Renoma robi swoje – na publiczność można liczyć.Wystarczy informacja, gdzie i kiedy odbędzie się kolejny wieczór, a sala jest pełna.

 

Tak było i w zamykającą pięciolecie ostatnią sobotę, kiedy bohaterem biograficznej opowieści był Stanisław Wyspiański, a na wpół teatralną ilustracją – jedno tylko z jego wielkich dzieł, „Wesele”.

 

Jak przystało na wyjątkową okazję, program był nieco inny niż zwykle. Aby w drugiej części wieczoru pozostawić całkowicie scenę aktorom, wcielającym się w „weselne” postacie, Elżbieta Kochanowska – po stosownym wstępie, odrobinie wspomnień, podziękowaniach współpracującym kolegom artystom, mediom i publiczności – rozpoczęła opowieść o poecie.

 

Nie wdając się w szczegóły, aby nie popsuć zabawy widzom powtórzeń spektaklu, chylę czoła przed duetem Elżbieta Kochanowska – Andrzej Krukowski, którzy przedstawili „wywiad” sprawnie, inteligentnie, dowcipnie i ciekawie, nie dając publiczności satysfakcji odgadnięcia, czy to był kunsztownie napisany, wyreżyserowany i wypracowany na próbach dialog, czy też błyskotliwa improwizacja dwojga świetnie się znających i rozumiejących aktorów.

 

Ja wiem, ale nie powiem.

 

Tekst i zdjęcie:

Krystyna Cygielska


Cz. II: „Wesele” w migawkach

 

 

Z wszystkich dotychczasowych „Wieczorów z poezją” Elżbiety Kochanowskiej-Michalik ten był najbardziej kreatywny. Połączenie aktorów z różnorodnym doświadczeniem na deskach scenicznych plus filmowych, o różnych poziomach ekspresji i fizycznych możliwościach, zaowocowało pokazaniem klasycznego dramatu w wersji kalejdoskopu. Wybrane sceny z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego odegrane były łącząc jednocześnie zamysł sztuki z wartkością filmowej opowieści. Tak jakby wszystkie dotychczasowe wersje, prezentowane na scenach teatrów całej Polski oraz w filmie Andrzeja Wajdy, zawitały na malutkie podwyższenie sceniczne Art Gallery Kafe.

 

I to wydarzyło się dzięki fascynującym umiejętnościom naszych polonijno-chicagowskich aktorów. Bo cóż można dodać jeszcze nowego do interpretacji tego symbolicznego dramatu narodowego, od lat „przerabianego” w szkołach i stanowiącego żelazny repertuar każdego ambitnego teatru. Właśnie zburzenie schematu, zrównanie scen realistycznych z mistycznymi, podanie tekstu z pełnią aluzji do współczesności.

 

Dobór aktorów do konkretnych ról jest zasługą Elżbiety, natomiast wcielenie się w postaci, w tym wypadku nawet podwójne, to już zasługa naszych wykonawców. Widzowie wierzą, że Ewa Staniszewska jest pełną życia, seksapilu i prostoty Jadwigą Mikołajczykówną. Bogdan Łańko jako Pan Młody, czyli Lucjan Rydel, oddał jego fascynację ludowością aż do granic absurdu (hołubce i atrybuty – m.in. czapka z pawim piórem), a potem jako Wernyhora ponuro wieszczył i pohukiwał złotym rogiem. Alicja Szymankiewicz była zarówno dostojną Radczynią, jak i zwiewną uduchowioną Rachelą. Andrzej Krukowski miał najbardziej podobne role, bo zarówno jako Poeta, jak i Dziennikarz, posługiwał się pięknym słowem i odznaczał ciekawością świata, a dopiero jako przymulony Jasiek oddał całą rozpacz z zagubionego rogu. Natomiast Stanisław Wojciech Malec  w role Stańczyka, a potem Gospodarza, czyli Włodzimierza Tetmajera – poety, malarza i działacza ludowego,  włożył cały swój kunszt aktorski i poraził widzów ekspresją.

 

A Andrzej Balawender jako Chochoł grał i grał, i grał… na skrzypcach.

 

Wieczór to był niepowtarzalny, choć na pewno wkrótce zostanie powtórzony. Według poufnej informacji, nastąpi to 27 kwietnia w DiDi.

 

Tekst i zdjęcia:

Bożena Jankowska

REKLAMA

2091326174 views

REKLAMA

2091326473 views

REKLAMA

2093122932 views

REKLAMA

2091326754 views

REKLAMA

2091326900 views

REKLAMA

2091327044 views