0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Pracowita niedziela

-

W zalewie festiwali ulicznych i parkowych, koncertów, pikników, pokazów filmowych i wystaw coraz bardziej zdolnych i rozrastających się liczbowo artystów trudno się będzie tego lata połapać, nie mówiąc o bywaniu. Bo i terminy się nakładają, i aktywność organizatorów wzrasta. W ostatnią niedzielę odbył się doroczny letni piknik Towarzystwa Przyjaciół Krakowa zapoczątkowujący obchodzone od wielu lat Dni Krakowa. A z nowości – wernisaż połączonych sił damsko-męskich przebywającej gościnnie artystki plastyczki Joanny Kapuścieńskiej i tutejszego artysty fotografika i malarza Krzysztofa Babirackiego.

 

REKLAMA

Piknik udał się na 102. Tradycja i pogoda zrobiły swoje. Miała być burza, ale się chmury rozeszły, jedynie lekka duchota pozostała, co wiernym fanom Krakusów zupełnie nie przeszkadzało w tańcach i hulankach do późnych godzin wieczornych. Bo jak tu nie wspominać grodu Kraka, kiedy hejnał z wieży Mariackiej wita, karczma krakowska posiłki wydaje, Sukiennice (niby) zapraszają pod dach chroniący od gorąca, a piwo się warzy.

 

Do tego zespół taneczno-rozrywkowy „Firebeat” rżnie od ucha, aż nogi same do tańca niosą, organizatorki: Barbara Rybińska (prezes), panie Danuta, Anna, Jolanta, Bogusia wśród przybyłych się krzątają, losy na loterię proponują, do stoisk zapraszają i jadłem krakowskim częstują. Panowie również nie próżnowali i, co jest bardzo optymistyczne, młodzież w wieku ponadlicealnym do współpracy zachęcali, jako że tradycja przenieść się musi na następne pokolenia.

 

 

Niedzielny wieczór elita krakowska i nie tylko postanowiła spędzić w dawno nie odwiedzanej Cafe Lura przy ulicy Milwaukee. Tamże odbywał się wernisaż połączony z popisami muzycznymi. Piwniczna atmosfera bardzo sprzyja polonijnej bohemie, która rojnie, gwarnie tłoczyła się w ceglanych ścianach, pośród wina i kanapek, a także dolatujących artystycznych dymów, puszczanych z muzycznej sceny.

 

Tutejsza cyganeria jednak jest bardziej układna i grzeczna. Tematy poruszane w rozmowach dotyczyły sedna sztuki i pomysłu wystawy zatytułowanej „ArtPath”, czyli „Ścieżka sztuki”, wspólna dla wystawiających artystów. Prace Joanny Kapuścieńskiej i Krzysztofa Babirackiego oscylowały wokół ciała. Kobiecego i męskiego. Jednak były to prace symboliczne. Można było się tych symboli doszukać wielu, można było się ich dopatrzeć nawet tam, gdzie artyści wcale nie mieli zamiaru nimi epatować. Ale każdy przedstawiony obraz czy fotografia miały swoją historię i swój cel dotarcia do uwagi widza. Ładnie o tym opowiadał Krzysztof.

 

Oboje artystów ma spore sukcesy na drodze uprawiania sztuki. Krzysztof Babiracki od lat znany jest chicagowskiej Polonii z wystaw fotografii, malarstwa czy grafiki. Rysował  portrety najbardziej zasłużonych i znanych amerykańskich Polaków. Czynnie bierze udział w stowarzyszeniach artystycznych Chicago.

 

Natomiast Joanna Kapuścieńska jest mniej znana na tutejszym gruncie, więc warto kilka słów o jej dokonaniach przytoczyć.

 

Joanna jest absolwentką National-Louis University w Chicago oraz studentką Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Jest dwukrotną stypendystką Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Miała wystawy zbiorowe i indywidualne w Chicago i w Polsce (m.in. we Wrocławiu, Bolesławcu, Jaworze). Oprócz malarstwa uprawia grafikę i ceramikę. Oto co o twórczości Joanny napisano w magazynie ART-ZONE:

 

„Joanna Kapuścieńska uprawia malarstwo, grafikę, ceramikę i rysunek. Jednak wszystkie te technologicznie odrębne dziedziny stają się w jej zamyśle swoistym malarstwem. Jako malarka przenosi «swój świat», osobiste spostrzeżenia dotyczące społeczeństwa na inne grunty sztuki, wykorzystując przy tym różnorodność środków wyrazu. W rysunku pociąga ją ekspresyjność gestu, w ceramice – precyzyjność formy. Prezentuje w formie graficznej podejmowany wcześniej w malarstwie problem «człowieka – manekina» we współczesnym świecie. To postać – twór, który pozując za wszelką cenę na wyidealizowaną personę zmierza nieuchronnie do zatracenia cech człowieczeństwa. Poprzez kolor, swoistą «zmysłowość» laserunku czy «dobitność» farby drukarskiej, Kapuścieńska stara się oddać nastrój i kreuje atmosferę w relacjach pomiędzy bohaterami jej prac. W mięsistości odbijanych wielokrotnie matryc wydobywa coś na kształt materii, która ją fascynuje w malarstwie. Poszukuje wysmakowanych zestawień kolorystycznych i syntetyzmu form. Posługuje się liternictwem stanowiącym wartość kompozycyjną, ale będącym zarazem nośnikiem treści – czynnikiem naprowadzającym odbiorcę na określony problem rozstrzygany w pracach”.

 

Cielesność dominuje także w pracach pokazanych na niedzielnym wernisażu. Tak u Joanny, jak i Krzysztofa. I to jest właśnie (według mego skromnego zdania) ten wspólny dla obojga artystów „ArtPath”.

 

Z nadchodzących niedziel jeszcze niejedna okaże się pracowita. I świetnie. Niech życie kulturalne w polonijnym Chicago wrze, niech się dzieje, niech jedna sztuka inspiruje następną, bo wtedy nuda nam nie zagrozi i… „Niechaj narodowie wżdy postronni znają. Iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają!” I kulturę też!

 

Tekst i zdjęcia:

Bożena Jankowska

 

REKLAMA

2091260532 views

REKLAMA

2091260832 views

REKLAMA

2093057291 views

REKLAMA

2091261114 views

REKLAMA

2091261260 views

REKLAMA

2091261405 views