0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaKultura i RozrywkaBoże Narodzenie w Ameryce

Boże Narodzenie w Ameryce

-

To najbardziej radosne święto, czas relaksu, wspomnień i wizyt rodzinnych. Na długo przed świętami Ameryka przypomina wszystkim , że nadchodzi ten szczególny czas. Już w październiku błyszczą w sklepach choinki i dekoracje bożonarodzeniowe. Im bliżej świat, tym więcej symboli i wymyślnych dekoracji, cherubinowych Mikołajów i świecidełek. Słychać kolędy. „O, Holy Night”, „White Christmas”, „Jingle Bells”, „Silver Bells”, „Silent Night” i moją ulubioną „The Little Drummer Boy”. Słowa tej ostatniej mówią: Gdy narodził się Chrystus w Betlejem, wszyscy przynosili Mu prezenty. Najpierw Trzej Królowie obdarzyli Go złotem, mirrą i kadzidłem, potem pasterze przynosili zabawki i owoce. Wśród gości pojawił się mały chłopczyk, który nie miał żadnego prezentu. Gdy zobaczył Chrystusa, oniemiał z zachwytu. Pomyślał, że zagra Dzieciątku na bębenku, i tak się stało. Delikatna melodia, przypominająca szum wiosennego deszczu, zabrzmiała jak echo. Dzieciątko odwróciło głowę i uśmiechnęło się do niego. Zapewne był to najlepszy prezent.

 

REKLAMA

Boże Narodzenie w Ameryce bardzo się skomercjalizowało. To ogromny biznes i szaleństwo. Miliony choinek, ozdób, girland, kokardek, świecidełek i prezentów. Tak, prezentów. Każdemu wypada wręczyć prezent, choćby najskromniejszy, ale musi być pięknie opakowany. To działa na wyobraźnię. Szaleństwo zakupów świątecznych ogarnia wszystkich i trwa już od października aż do samych świąt. Złośliwi twierdzą, że Christmas shopping trwa w Ameryce cały rok. Wiele w tym prawdy. Sam czasem obserwuję styczniowe świąteczne zakupy a conto przyszłych świąt.

 

W Chicago Boże Narodzenie to mieszanina obyczajów, obrzędów i tradycji przywiezionych przez emigrantów z całego świata. Nasze, polskie obyczaje znają tu wszyscy i podziwiają słowiańską obrzędowość. Ale wróćmy na ulice Chicago. Na długo przed świętami dekorowane są domy, sklepy i ulice. I to dekorowane nie byle jak, ale arcypięknie i kunsztownie. Gdy zapada zmrok, domy wyglądają jak płonące fortece. Okna, drzwi, nawet dachy i żywopłoty błyszczą i mrugają tysiącami światełek. Powiewają girlandy i wieńce. Zimozielone krzewy, tak popularne przed każdym chicagowskim domem, zamieniają się w łuny ogni i kolorów. Wyglądają czasem jak ogromne grzyby, choinki, czy nieziemskie postacie. Drzwi do domów strzegą woje, renifery ciągną powozy z brodatymi Mikołajami.

 

Santa Claus – tak w Ameryce nazywa się Mikołaja –stoi samotnie przed domem i spoziera na grzeczne dzieci. Tuż obok żłóbek betlejemski, jakże wymowny i kolorowy.

 

Każdego roku, gdy zapada zmrok, objeżdżam Chicago, by nacieszyć się kolorami i dekoracjami. Chłonę ten świąteczny teatr wszystkimi swoimi zmysłami. Mrugają do mnie światełka, machają Mikołaje, Dzieciątko porusza się w żłóbku, pachną sztucznie choinki. Wydaje się, że coś niesamowitego się wydarzy, że każdy dom przygotowuje się na specjalną uroczystość. Bo tak jest istotnie, narodziny Dzieciątka to najważniejsze wydarzenie roku. Downtown Chicago – szczególnie o zmroku – przypomina gwiaździste niebo. Na bezlistnych drzewach mrugają miliony maleńkich żarówek i żaróweczek, arcypiękne dekoracje sklepów i ulic. W witrynach sklepowych sceny z życia Świętej Rodziny i szopki. Na Daley Plaza olbrzymia choinka – pełna ozdób i przepychu. Tuż obok ogromny żłóbek betlejemski ze Świętą Rodziną, są Trzej Królowie, pasterze, zwierzęta. Wszystko to piękne, budzące zachwyt i zdumienie. Słychać kolędy.Chrystus się narodził!

 

Boże Narodzenie w Ameryce obchodzone jest przez poszczególne grupy etniczne według obyczajów przywiezionych z krajów macierzystych, istnieją też wspólne amerykańskie obrzędy.

 

Skandynawowie z Midwestu i Pensylwanii celebrują dzień św. Łucji, już 13 grudnia. Wczesnym rankiem najstarsza córka odziana w biel, przepasana czerwoną szarfą, z płonącym od świec wiankiem na głowie, serwuje domownikom kawę i ciasto. Śpiewane są kolędy. Na choince należy umieścić słomianą gwiazdę – przynosi szczęście.

 

Norwegowie wypiekają  siedem ciast, na choince wiesza się wieńce sporządzone z borówek i ozdób. Słychać kolędy. Szczególnie jedną, bardzo wzruszającą o Nisse – małym ojcu Bożego Narodzenia – który oczekuje owsianki na zewnątrz domu, ale rodzina zapomniała o nim, za karę same nieszczęścia spotkają domowników.

 

Włosi rozpoczynają świętowanie 13 grudnia, trwa ono aż do Trzech Króli. 23 grudnia dzieci przebrane za wędrowców i pasterzy chodzą od domu do domu, śpiewając kolędy. W zamian otrzymują pieniądze i łakocie. Życie koncentruje się wokół żłóbka. Dopiero 6 stycznia czarownica Befama przynosi dzieciom prezenty.

 

Amerykanie niemieckiego pochodzenia zachwycają się choinką. Podobno przywieźli ją do Ameryki żołnierze z Hesji, walczyli oni w armii Grzegorza III przeciwko wojskom George’a Washingtona. Na adwentowych wieńcach płoną świece. Odwiedza się krewnych, je indyka z żurawiną, szynkę z sałatami, kukurydzę i duszoną cebulę, czasem pieczone prosię. Pod choinką bardzo wymowny żłóbek. Szczególnie Pennsylvania Dutch (Pensylwańscy Holendrzy) sporządzają ciekawe żłóbki. W otoczeniu owiec, wielbłądów i palm spoczywa nowo narodzone Dzieciątko – symbol nadziei dla świata.

 

W Wirginii zapala się yule  log; jest to ogromny kloc drewna, dekorowany jemiołą i świecidełkami. Palenie go ma pogański rodowód. Pod koniec roku palono ongiś kłody drewniane, by słońce ciągle wschodziło, chciano też odstraszyć od domostw złe moce i czarownice. Tydzień przed Bożym Narodzeniem odbywają się huczne parady. Wszyscy przebrani w kolonialne stroje, z pochodniami i bębnami wędrują, śpiewając kolędy. Słychać salwy armatnie, płoną sztuczne ognie. W oknach palą się świece, by oświetlić drogę dla Józefa i Maryi.

 

W stanach Nowej Anglii śpiewane są kolędy, odwiedzani sąsiedzi, „płoną” choinki, pachnie pieczony indyk i żurawina, spożywa się pecan pie.

 

W Wisconsin wypieka się turtle pie (żółwiowy placek) i zapieka w nim 1 centa. Kto znajdzie monetę w swoim kawałku, ma zapewnione szczęście w nowym roku.

 

Na Alasce dzieci wędrują ze złotą gwiazdą od domu do domu, śpiewając kolędy. Otrzymują w zamian słodycze i prezenty. Pojawia się także Herod, który próbuje zniszczyć Dzieciątko Jezus.

 

W Oklahomie na Trzech Króli należy spalić choinkę w Wiley Post Park, inaczej bowiem dom spotkałoby nieszczęście.

 

W Luizjanie BN to reveil-lon. Spożywa się pieczony drób, szynkę, sałatki i owoce. Trzech Króli to początek Mardi Gras – niesamowitego święta znanego na całym świecie.

 

W Północnej Karolinie (Winston-Salem) w kościele celebrowany jest festiwal miłości. Żarliwie śpiewa się kolędy, a do kościoła przynosi się gorącą kawę i bułki. Wszyscy spożywają te dary jako symbol miłości i przyjaźni. 

 

Boże Narodzenie na Południu USA to mieszanina hiszpańskich, indiańskich i amerykańskich obyczajów. Nie ma śniegu, jest zielono i ciepło. Od 16 grudnia aż do Wigilii wierni i pielgrzymi w kolorowej procesji wędrują od domu do domu. Niosą statuę Józefa, Maryi i Dzieciątka. Nie milknie śpiew kolęd. Proszą o schronienie dla Świętej Rodziny, ale wszyscy odmawiają gościny. Po kilkudziesięciu próbach wreszcie udaje się  znaleźć schronienie. Wybucha szał radości wśród modłów i śpiewu kolęd. Wieczorem dzieci tłuką piñaty – kolorowe gliniane pojemniki w kształcie dzbanu, ptaka lub człowieka. Dzieci z zawiązanymi oczami muszą rozbić piñatę wiszącą pod sufitem. Olbrzymią atrakcją są ferolitos – papierowe brązowe torebki wypełnione piaskiem z zapaloną w środku świecą. Te płonące latarnie kładzie się wszędzie – na dachach domów, werandach, chodnikach, parkingach. Zapalane są, by oświetlić drogę dla Józefa i Maryi, szukających schronienia dla Dzieciątka Jezus. Tradycyjne menu to fasola, chili, enchiladas, marquette…

 

W Arizonie szczep indiański Hopi świętuje soyal. Jest to nocne czuwanie na dachu, aż pojawi się Stary Rok. Zapraszany jest natychmiast do kivy. Kiva to rytualne miejsce w pueblo, symbolizujące połączenie ze światem podziemnym. Tam odbywa się tajemniczy ceremoniał, który ma uspokoić boga i uprosić moce najwyższe, by znów powróciła wiosna.

 

W Nowym Meksyku (Santa Fe) płoną miliony ferolitos. Te tajemnicze latarnie palą się dla Świętej Rodziny. Gdy zapadnie zmrok, wszystkie ścieżki, dróżki i chodniki migotają tajemniczymi światełkami. Na choinkach błyszczą ornamenty indiańskie (ptaki, zwierzęta, lalki Navajo, ceramiczne figurki). Krwistoczerwone wieńce sporządzane z czerwonych strączków chili pysznią się na ścianach. Przy kominku żłóbek betlejemski. Spożywa się chili, tamales, niebieską kukurydzę i tortillas. Podczas targów świątecznych sprzedawane są indiańskie ozdoby. W wigilię rozpoczynają się szaleńcze tańce Indian. Słychać bębny i tajemniczą muzykę. Jest to błaganie bóstw o pomyślność. Zdarza się czasem, że Indianie przynoszą do kościołów gliniane figurki zwierząt i krzyż. Dary te pozostawiają w kościele przez cztery dni, by je potem spalić w lesie. Rytuał ten pomnaża zbiory i zapewnia dobrobyt.

 

Szczep Zuni celebruje shalaco. Według legendy Indianie narodzili się ze świata podziemnego, a tylko chwilowo bytują na ziemi. W Boże Narodzenie umarli przychodzą z zaświatów. Są niewidzialni. Dla ich uhonorowania odbywają się rytualne tańce i obrzędy. Rankiem umarli wracają w zaświaty, a tancerze tańczą jeszcze cztery dni, by w kulminacyjnym momencie prosić Opatrzność o pomyślność i dobre plony.

 

W zachodnim Teksasie kultywuje się „ranch style Christmas”. Zapewne pamięta się tutaj kowbojską, pełną przygód przeszłość. Pogoda sprzyja, jest ciepło i zielono (60oF = 15oC). Już w listopadzie kobiety ścinają gałązki winogron, by sporządzić wieńce i powiesić je nad kominkiem. Gdy zbliżają się święta gromadzi się cedrowe gałęzie i ostrokrzew, by udekorować stoły świąteczne. Na zewnątrz  domu spożywa się dziczyznę i wołowinę, jak za dawnych dobrych czasów. Także gotowany jest groch z wieprzowiną lub szynką. Potrawa ta przynosi szczęście. W San Antonio na sławnym „The River Walk” pali się miliony lampionów, nad wodą zwisają girlandy, płoną świece. Z pobliskich hoteli tysiące turystów podziwia płynące po rzece gondole, pełne dekoracji i kolorowe.

 

Boże Narodzenie w Ameryce  obchodzone jest już od Halloweenu. W listopadzie dekoruje się choinki. Te kolorowe drzewka to główny motyw świątecznej dekoracji. W niektórych domach jest ich kilka. W każdym pokoju inaczej przybrane. Nie wspomnę już o zewnętrznym przepychu. Kto nie wierzy, niech się pokusi odwiedzić choćby chicagowskie przedmieścia przed Bożym Narodzeniem. Płoną tam światła na olbrzymich choinkach przed domami, kolorowe żyrandole oświetlają ganki i klatki schodowe. Wszędzie wymyślne, kolorowe dekoracje. Wydaje się, że jesteśmy gdzieś w krainie marzeń, czy ziemskim raju. Ale tylko na chwilę. Parę minut jazdy i jesteśmy w najuboższych chicagowskich slumsach, gdzie straszą odrapane domy, nie ma żadnych dekoracji. Mieszka tam biedota, o której wszyscy zapomnieli. A przecież święta to czas radości dla wszystkich! Jak widać, tylko pozornie.

 

Parę lat temu, będąc na stypendium w USA, mieszkałem przez rok tuż obok pewnej rodziny amerykańskiej w Rochester w stanie Nowy Jork. Ludzie ogromnie sympatyczni i kulturalni. On dumny był ze swych holenderskich przodków, ona wychwalała wyłącznie Szkocję. Dwójka dorosłych dzieci, rozwiedzionych oczywiście. Ich dom był ogromną rezydencją, pałacem niemalże, pełnym antyków, staroci i książek. Gdy zbliżały się święta, panowało jakieś dziwne podniecenie. Louise (pani domu) wiodła prym. Pod choinką przez miesiąc gromadziła prezenty. Czegóż tam nie było, antyki dla męża, kosmetyki i odzież  dla dzieci, słodycze i zabawki dla wnuków. Dla koleżanek książki i ekstrawaganckie stroje, dla sasiadów też coś extra special. Nawet dla psów kupiono nowe obroże i smycze. Wszystko kunsztownie opakowane, z kokardkami i wstążeczkami. Było kilka choinek. W każdym pokoju wisiały wieńce, szczególnie nad drzwiami i kominkami, także czerwone skarpety. Z zewnątrz dom przypominał płonącą pochodnię. Dekorowała go specjalna ekipa. Światła mrugały tysiącem kolorów, przed trzema głównymi wejściami, a wszystkie wydawały się biegnąć w jednym kierunku, do wnętrza domu. Gdy indagowałem Louise, czy nie za dużo prezentów i dekoracji, oświadczyła spokojnie, że to nakaz chwili. Nawet przed –- powiedziała – gdy było trochę biedniej, też wydawała dużo pieniędzy na prezenty.

 

Opowiedziała mi też legendę o Mikołaju i prezentach. Ongiś żył bogaty pan. Miał piękną żonę i trzy urodziwe córki. Pewnej nocy żona śmiertelnie zachorowała i zmarła. Zrozpaczony mąż wydał całą fortunę na nieprzemyślane projekty. Zubożał bardzo. Musiał opuścić pałac i zamieszkać w lepiance. Dorosłe już i piękne córki były zbyt biedne, by wyjść za mąż. Ojciec rozpaczał. Pewnej nocy w Boże Narodzenie przed ich domem przejeżdżał Mikołaj. Zatrzymał się na chwilę i przez szczelinę w drzwiach zajrzał do domu. Wisiały tam nad kominkiem świeżo uprane trzy czerwone skarpety. Szczodry Mikołaj wyjął z torby garść złotych monet i wrzucił przez komin do wnętrza domu. Wpadły do skarpet. Ojciec usłyszał jakieś podejrzane szmery przed domem, ale gdy zbliżył się do okna, Mikołaj odjeżdżał. Chciał go zatrzymać, ale ten szybko zniknął w ciemnościach. Rankiem córki znalazły monety w skarpetach. Pobiegły do ojca, ale ten błogo spał. Wydawał się być uśmiechnięty. Nagle się obudził. W domu zapanowała ogromna radość i szczęście. To dobry Mikołaj przywrócił im znów bogactwo. Wkrótce odbyły się śluby trzech zamożnych panien.

 

Gdy nastał dzień Bożego Narodzenia, wszyscy podążyli do kościoła (prezbiteriańskiego). Potem zaczęli przybywać goście na obiad. Każdy dzierżył pod pachą kolorową paczkę z prezentami. Przy ściszonym dźwięku kolęd podano obiad – pieczony indyk z żurawiną, szynki, jakieś nieznane mi z nazwy mięsiwa, sałaty, różnokolorowe torty i ciasta, lody, kawa i wino. Potem obdarowywano się prezentami, które dotąd spoczywały pod choinką. Czytano życzenia świąteczne, radości było wiele. O nikim nie zapomniano. Odczytano też życzenia dla psów, które nadeszły od sąsiadów: „From our dogs to your dogs the best wishes for Christmas”. Szczególnie jedne życzenia od półkrwi  Indianki utkwiły mi w pamięci: „Niech ciepły wiatr niebios łagodnie wieje nad twoim domem, niech Great Spirit błogosławi wszystkich, którzy wejdą w twoje progi”. Jakież to piękne słowa!

 

Zamęczano mnie o polskie Boże Narodzenie. Gdy mówiłem o opłatkach, wigilii, pasterce, wszyscy słuchali w ogromnym skupieniu. Urok wieczerzy wigilijnej wzbudził największe zainteresowanie. Pytano, po co siano na stole pod obrusem, łamanie się opłatkiem, tyle tradycyjnych potraw, a nawet miejsce dla nieobecnych przy stole. Nie dowierzano, że zwierzęta mówią o północy ludzkim głosem. Również pasterka o północy wydawała się czymś odmiennym i niesamowicie pięknym. Finałem byli kolędnicy niosący kolorową gwiazdę i szopkę, wędrujący od domu do domu, śpiewający kolędy.

 

Gdy skończyłem opowiadać, nobliwa dama rzekła głośno: „O, Holland, what a beautiful country, such interesting customs and traditions”. Powiedziałem: „I was talking about Poland, not Holland”. Odpowiedziała: „You mean  the Netherlands, John”. Ręce mi opadły z niemocy. Dopiero Eric – syn domowników – począł tłumaczyć wiekowej damie, że Polska to duży kraj położony między Niemcami a Rosją. Wszystko zakończyło się humorystycznie.

 

Przedświąteczny czas trwa w Ameryce bardzo długo, ale już dwa dni po BN wyrzuca się choinkę (najpóźniej 2 stycznia). Polskie choinki pysznią się do Trzech Króli. Tu szybko zapomina się o tym radosnym święcie. Pozostaje jednak chyba na jakis czas wspomnienie tego innego okresu i solidarność ludzka. Wszyscy pamiętają reprezentantów  Salvation Army, którzy dzwonią dzwoneczkami, kwestują dary i przypominają wszystkim przed sklepami, że „Sharing is caring”.

 

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia! 

Janusz  Kopeć

REKLAMA

2091204268 views

REKLAMA

2091204568 views

REKLAMA

2093001028 views

REKLAMA

2091204851 views

REKLAMA

2091204999 views

REKLAMA

2091205143 views