0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

A jednak Szymborska

-

W comiesięczne sobotnie wieczory wypełnione życiem i poezją polskich twórców, Art Gallery Kafe pęka w szwach. Tak było m.in. z Leśmianem, Twardowskim, Gałczyńskim, Pawlikowską-Jasnorzewską, Tuwimem, a nawet Słowackim!

Kiedy Elżbieta Kochanowska-Michalik, autorka „Wieczorów z poezją”, postanowiła wziąć na warsztat Wisławę Szymborską, pojawił się niepokój, na ile ludzie będą chcieli odpuścić tejże jej niesławną biografię, i jednak zechcą posłuchać, bądź co bądź, noblistki…

REKLAMA

Niepokój uzasadniony, bo przecież trudno udawać, że grzechy Szymborskiej popełnione w czasach, o których jedni chcą zapomnieć, inni zaś wręcz przeciwnie, nie istnieją. Istnieją. Ale czy to powód, żeby pomijać milczeniem obecność tej poetki, żeby nie starać się zgłębić jej – mądrej przecież – twórczości, a dodatkowo dostrzeżonej i uhonorowanej przez „innych/obcych” Noblem? Na szczęście Kochanowska uznała, że nie powód.

Art Gallery Kafe co prawda nie pękała tej soboty w szwach, ale te kilkadziesiąt osób, którym poezja bliska pomimo, miało czym nacieszyć ucho.

– Jest 10 grudnia 1996 roku. Sala Filharmonii Sztokholmskiej wypełniona po brzegi. Marszałek dworu zapowiada przybycie króla Karola XVI Gustawa, królowej Sylwii, królewskiej rodziny i dostojników dworskich. Wszyscy wstają – król ze świtą zajmuje miejsce. Orkiestra gra hymn Szwecji.

Na podium stoi drobna postać kobieca w pięknej długiej sukni z francuskiego atłasu, a na niej żakiecik z widocznym ornamentem roślinnym. Kłania się królowi, kłania widowni – jakby zaskoczona i… zawstydzona.

To Wisława Szymborska odbiera największe na świecie odznaczenie, Nagrodę Nobla w Dziedzinie Literatury – „za poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości” – tak Elżbieta Kochanowska-Michalik rozpoczyna spotkanie z poezją Szymborskiej.

– W Europie popłoch – okazuje się, że na ogromnych Targach Książki we Frankfurcie nie ma ani jednej pozycji świeżo upieczonej noblistki! – kończy wstęp autorka Wieczoru i zaprasza do wysłuchania kilku wierszy w interpretacji dwojga aktorów, Julitty Mroczkowskiej i Bogdana Łańko, i sama do nich w jakiś czas później dołącza.

„Nic dwa razy się nie zdarza” – śpiewała na festiwalu w Sopocie w sześćdziesiątych latach Łucja Prus, wiele lat później ten sam wiersz Szymborskiej rockowo wyśpiewała Kora Jackowska, a w „Wieczorze z Poezją” Julitta Mroczkowska, za co zresztą dostała burzę braw.
Kiedy Bogdan Łańko mówił ostatnie wersy „Fotografii z 11 września”:
”…Tylko dwie rzeczy mogę dla nich zrobić –
opisać ten lot
i nie dodawać ostatniego zdania.” – jestem przekonana, że każdemu ze słuchaczy stanęły przed oczami walące się wieże WTC.
A „Kot w pustym mieszkaniu”, który usłyszeliśmy w wykonaniu Elżbiety Kochanowskiej-Michalik, jest chyba najwrażliwszym wierszem o umieraniu, stracie. Gdybym chciała mieć nagrobek, to chętnie z wyrytą w kamieniu jego treścią.

Ale przecież nie tylko tak nabrzmiałych filozoficznym smutkiem wierszy Szymborska jest autorką. Jest ironiczna, dowcipna, pytająca, odpowiadająca. I nigdy nie natrętna. I nie!natrętna była trójka aktorów-interpretatorów jej poezji. Znają i cenią wartość słów.

Niedaleko Art Gallery Kafe przebiega linia Metry. Pociąg zawiadamia, że jest tuż tuż, oszalałym gwizdem. Wiecho Gogacz – żeby lżej było znieść ten obłędny dźwięk – twierdzi, że maszynista będąc dobrze wychowanym człowiekiem, pozdrawia go w ten niekonwencjonalny sposób. Pozdrowił i tego wieczoru.
Mieczysław Wolny, który z wielkim wyczuciem towarzyszył na flecie prosto a pięknie mówionej poezji Wisławy Szymborskiej, wpisał się idealnie w dźwięk gwiżdżącego żelastwa, i fletem… „dopowiedział” resztę. Improwizacyjna perełka nagrodzona wielkimi brawami!

Siedziałam wygodnie, zatopiona w kanapę, z głową opartą na ramieniu współsłuchaczki, z przymkniętymi powiekami pod które wsączało się słowo-obraz.

I żeby sparafrazować noblistki (proszę wybaczyć tupet i kulawość)
„Może być bez tytułu”:
Doszło do tego, że siedzę w kafejce,
zanurzona w miękkiej kanapie,
w małojesienny wieczór.
Zdarzenie błahe
i do historii nie wejdzie.
Tak się złożyło, że jestem i słucham
przede mną ludzi kilkoro
słowem za słowem
się dzieli,
a flet to dzielenie mnoży.
I nic wielkiego się nie dzieje
poza spokojną ciszą we mnie.
Nastałą.

Ewa Uszpolewicz

REKLAMA

2091281826 views

REKLAMA

2091282125 views

REKLAMA

2093078585 views

REKLAMA

2091282409 views

REKLAMA

2091282558 views

REKLAMA

2091282703 views