0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaUncategorizedWstrząsnęła mną śmierć Marszałka

Wstrząsnęła mną śmierć Marszałka

-

– W związku ze śmiercią Marszałka Senatu, A. Stelmachowskiego, który był niezwykle szanowaną postacią wśród polskich przywódców emigracyjnych na całym świecie, zwróciłem się do p. Władysława Zachariasiewicza, z którym przez długie lata bardzo blisko zmarły współpracował, o komentarz. 
Chciałbym od razu podkreślić, iż Marszałek Stelmachowski był nie tylko lubiany i szanowany, ale przede wszystkim niezwykle ceniony za historyczną niemal rolę, jaką odegrał w pogłębianiu łączności i wzajemnego zrozumienia między krajem i emigracją.
– Domyślam się, że musiał pan bardzo głęboko przeżyć zgon Marszałka?
Wiadomość o śmierci Marszałka Senatu wstrząsnęła mną do głębi. Nie mogę pogodzić się z myślą, że już nie usłyszę więcej jego życzliwego głosu i nie spotkamy się już więcej na ciekawych konferencjach czy zjazdach poświęconych całej mozaice problematyki emigracyjnej. Boleję również nad tym, że w tym momencie z różnych względów nie mogę wsiąść w samolot, by wziąć udział w ostatnim ziemskim hołdzie temu wspaniałemu człowiekowi.
– Z odejściem Marszałka Senatu zamyka się bogaty i niezwykle ważny etap budowania struktury organizacyjnej, która by skutecznie służyła zarówno interesom narodu polskiego jak i emigracji. Realizacji tej niełatwej, ale niezwykle ważnej misji podjął się Marszałek Senatu i patronował jej niemal do ostatniej chwili swojego pracowitego i owocnego życia w ofiarnej służbie Ojczyźnie. 
Stworzona przez niego organizacja pod nazwą: „Stowarzyszenie Wspólnota Polska” w stosunkowo krótkim czasie nawiązała robocze kontakty z przywódcami polonijnymi na poszczególnych terenach, obejmując jednocześnie swoimi opiekuńczymi skrzydłami niemal każdy zakątek świata, gdzie biją polskie serca. Szczególnym osiągnięciem było dotarcie do naszych rodaków na Wschodzie, którzy przez długie dziesiątki lat byli całkowicie odcięci od reszty świata ponurą sowiecką kurtyną.
Dzięki wysiłkom Marszałka „Wpólnota” pozyskała liczne grono głęboko uspołecznionych współpracowników, wrażliwych na ludzkie potrzeby i dobrze wyszkolonych, jeśli chodzi o znajomość poszczególnych terenów będących przedmiotem zainteresowania „Wspólnoty”. Całą tą dobrze zgraną orkiestrą dyryguje z dużym talentem, pod naczelną batutą Marszałka, jego od początku prawa ręka, Andrzej Chodkiewicz. 
Podjęcie natychmiastowej akcji przez „Wspólnotę” wyeliminowało całkowicie próby penetracji wśród Polonii reżimowego Towarzystwa „Polonia”, które bezskutecznie usiłowało podszywać się pod dobre imię przedwojennego „Światpolu”. 
– A jak pan ocenia osobiście osobę Marszałka Stelmachowskiego?
Nie mam właściwie do tego tytułu – historia go zapewne oceni – wierzę, że sprawiedliwie, wierzę, iż wysoko. Tym niemniej miałem przez długie lata możliwość obserwowania, że tak powiem z bliska, pełnię jego ofiarnego zaangażowania w żywotnych akcjach i debatach emigracyjnych. Marszałek był dla mnie człowiekiem wielkiej klasy, i rzekłbym, wielkiego formatu – miał coś w sobie z naturalnego dostojeństwa, ale bez pompy, bowiem był z natury skromny, otwarty i bardzo przystępny. 
Był cierpliwy na wysłuchiwanie sprzecznych opinii. Był głęboko ideowy, wierzący i uspołeczniony. Był otwarty – miał zawsze czas i dobre słowo dla szukających jego rady, opinii, czy pomocy. Wychodziłem zawsze z jego gabinetu pod wrażeniem potęgi ducha jego osobowości. Dodam jeszcze, że Opatrzność obdarzyła go wyjątkową umiejętnością zjednywania sobie ludzi – potrafił łagodzić powaśnione strony i napięcia środowiskowe szukając zawsze rozsądnego kompromisu. Marszałek, dzięki sile swojego osobistego autorytetu, przyczynił się niemało do podniesienia rangi problemów emigracyjnych.
Marszałkowi szczególnie leżała na sercu troska o zachowanie polskości młodego pokolenia. Polskie Szkoły Dokształcające miały w nim najlepszego przyjaciela oraz patrona. 
– Czy ma pan jakieś specjalne momenty, czy okoliczności/sytuacje z okresu pana długoletniej współpracy z Marszałkiem, które pozostały w pana pamięci?
Generalnie muszę powiedzieć, że na zawsze zapamiętam jego przyjacielski, pełen zaufania stosunek do mojej osoby. W tym wypadku muszę w to również włączyć osobę jednego z moich najbliższych przyjaciół z przedwojennych lat w Polsce i na emigracji, Bolka Wierzbiańskiego. Co miało swoje źródło w naszym, wspólnym, że tak powiem „Światpolowym”, rodowodzie. Marszałek cenił nasze doświadczenie i od początku zapraszał nas w charakterze „honorowych gości” na wszystkie niemal ważniejsze spotkania w sprawach emigracyjnych.
– A czy zechce pan podzielić się kilkoma osobistymi doświadczeniami z wieloletniej współpracy z Marszałkiem?
Widzę, że sprawdza pan moje zdolności pamięciowe, które mają prawo mnie czasami zawodzić. No, ale odpowiadając na pytanie spróbuję sięgnąć do wydarzenia, które było dla mnie szczególnie wzruszającym i pozostanie chyba na zawsze w mojej pamięci – było bowiem szczególnie zaszczytnym wyróżnieniem i niejako ukoronowaniem mojej emigracyjnej przygody… 
Dwa lata temu dostałem list od p. Marszałka z następującym wyzwaniem. W związku ze zbliżającym się III Światowym Zjazdem Polskiej Diaspory Marszałek zwrócił się do mnie z prośbą, abym był jednym z trzech mówców na uroczystej Inauguracji Zjazdu w Sali Obrad Sejmu RP. Mimo iż zaproponowany temat mojego przemówienia: „Rola Polonii amerykańskiej w odzyskaniu niepodległości przez Polskę” był bliski mojemu sercu, tym niemniej przeszły mnie lekkie ciarki, że mam przemawiać do trzystu delegatów z 60 krajów Polskiej Światowej Diaspory w obecności dostojników rządowych i przedstawicieli polskiego parlamentu z Marszałkiem Senatu R.P., Bogdanem Borusewiczem na czele.
Przyjąłem to wyzwanie – miałem przesłać tekst na dwa miesiące przed Zjazdem, żeby mógł być wydrukowany w programie Zjazdu. Napracowałem się nad tym trochę, by nie zawieść zaufania Marszałka. No i w rezultacie nie zawiodłem go. Dostałem „standing ovation” (przepraszam za tę wzmiankę) i co najważniejsze serdeczne objęcie wzruszonego do łez Marszałka. Jak na politycznego emigranta na ziemi amerykańskiej, to wcale niemały zaszczyt. To był ten wspaniały gest Marszałka, o którym nigdy nie zapomnę. 
– A czy osoba Marszałka kojarzy się w jakiś sposób z pana książką pt: „Etos Niepodległościowy Polonii Amerykańskiej”?
Jak najbardziej. Marszałek zachęcał mnie do jej napisania i dopingował, abym jak najprędzej zakończył. Może brał pod uwagę mój „nieco” zaawansowany wiek. A dodam jeszcze, że „Wpólnota Polska” sfinansowała wydanie książki z dotacji Senatu RP. 
– Miał pan jeszcze inne podobnie pamiętne doświadczenia w swojej barwnej przygodzie emigracyjnej?
Widzę, że pan dalej sprawdza moją „mental capacity”. No to dodam, zaszczytne dla mnie pożegnalne przyjęcie w New Yorku przez majora miasta Roberta Wagnera w jego osobistej rezydencji GRACIE MANSION, ale to już inna dziedzina moich emigracyjnych doświadczeń. 
– Warto na koniec też nadmienić, że pan Zachariasiewicz jest członkiem Polonijnej Rady Konsultacyjnej przy Marszałku Senatu RP. Zaś o wielu jego społecznych, kulturowych i charytatywnych inicjatywach można się dowiedzieć wiele wiecej w wikipedii oraz w wikimedii. 
Warto także nadmienić, iż we wrześniu br. będzie on jednym z zaledwie 29 (i to najstarszym) spośród zaproszonych weteranów do udziału w obchodach 70. rocznicy wybuchu wojny. Ale to także temat na kolejną rozmowę i inne sprawozdanie. 
M
arek Michalski

REKLAMA

2091289170 views

REKLAMA

2091289471 views

REKLAMA

2093085930 views

REKLAMA

2091289753 views

REKLAMA

2091289901 views

REKLAMA

2091290046 views