0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaFelietonyGuzlowski JohnPamiętając moją matkę / Remembering My Mother

Pamiętając moją matkę / Remembering My Mother

-

Moja matka umarła w styczniu 13 lat temu, w hospicjum w Sun City, w Arizonie. Uroczystości pogrzebowe zorganizowaliśmy w okolicy Darien, w Illinois, gdzie mieszka moja siostra Donna, a następnie moja mama została pochowana na cmentarzu św. Wojciecha w Niles.
Ksiądz, który odprawiał pogrzeb, Ojciec Bob, nie znał mojej mamy, więc postanowiłem, że wyślę mu trochę informacji o mojej mamie. Oto list, który do niego napisałem.
„Drogi Ojcze,
Moja matka urodziła się w Polsce, w wiosce położonej na zachód od Lwowa, w 1922 roku. Mieszkała tam ze swoimi rodzicami, braćmi i siostrami. Jej ojciec był leśnikiem, a cała rodzina wiodła spokojne życie. Mama lubiła opowiadać historie ze swojego dzieciństwa spędzonego na skraju lasu. Uwielbiała chodzić do lasu na grzyby i jeździć na swojej ulubionej śwince – Karolinie. Żartowała, że Karolina była mądrzejsza niż jej bracia.
Oczywiście wszystko zmieniło się wraz z wybuchem drugiej wojny światowej. W 1942 roku moja mama trafiła do niemieckiego obozu pracy. W Polsce zostawiła za sobą jej mamę, siostrę i dziecko siostry, zabitych przez Niemców i tych, którzy z Niemcami kolaborowali.
Przez kolejne trzy lata moja mama pracowała w okolicy obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Pracowała w polu i w oborach. Wspominała, że obóz, w którym była, nie był obozem śmierci, a raczej obozem powolnej śmierci. Często to powtarzała, zwłaszcza kiedy dokuczał jej ból nóg i pleców, którego nabawiła się w obozie pracy.
Po wojnie moja mama wyszła za mąż za mojego ojca, Jana, który też był więźniem niemieckiego obozu koncentracyjnego. Moi rodzice do 1951 roku mieszkali w Niemczech w obozie dla uchodźców wojennych. W końcu, w 1951 roku moi rodzice, moja siostra i ja otrzymaliśmy pozwolenie, aby wyemigrować do Ameryki.
Zaraz po przybyciu do Stanów, rodzice, ja i moja siostra pracowaliśmy na farmie w stanie Nowy Jork, by przynajmniej w części oddać pieniądze pożyczone na podróż do Ameryki. Mama opowiedziała mi kiedyś zabawną historię z tamtych czasów. Moja siostra miała wtedy pięć lat, a ja trzy, ale naszym zadaniem było pomagać rodzicom. Pewnego razu zbieraliśmy na polu truskawki i narzekaliśmy, że to ciężka praca. Oboje zaczęliśmy płakać i prosić rodziców, żeby zabrali nas z powrotem do Niemiec, do obozu dla uchodźców. Życie, jak twierdziliśmy, było tam łatwiejsze. Mama wytłumaczyła, że przyjechaliśmy do Ameryki i w Ameryce zostaniemy.
Na farmie spędziliśmy rok, a następnie pojechaliśmy do Chicago i zamieszkaliśmy w polskiej okolicy, która rozciągała się wzdłuż Milwaukee Avenue. Moi rodzice ciężko pracowali. Mama pracowała w fabryce, w dziale plastikowych form i odlewów, przy gorącym plastiku, z którego formowano telefony i inne przedmioty. Zdarzało się, że wracała do domu z poparzeniami na rękach od roztopionego plastiku. Kiedy umarła, blizny na jej dłoniach i przedramionach wciąż były widoczne. Przypuszczam, że gdyby zajrzeć do trumny, wciąż byłoby je widać.
Oboje moi rodzice pracowali za najniższe stawki. Moja mama często pracowała na nocną zmianę, od północy do ósmej rano, żeby móc być z nami w ciągu dnia. Ich ciężka praca przyniosła jednak efekty i w końcu rodzice byli w stanie kupić dom, a mnie i moją siostrę wysłać do katolickich szkół. To dzięki nim zakochałem się w nauce, a to z kolei zaowocowało w końcu doktoratem z literatury angielskiej i sprawiło, że mogłem uczyć innych oraz przekazać im to, co o wartości edukacji przekazali mi moi rodzice.
Na emeryturze, w latach 90. moi rodzice przeprowadzili się do Arizony. Mój ojciec zmarł w 1997 roku. Od tego czasu mama mieszkała samotnie i zajmowała się sobą. Była niesamowicie niezależna i nigdy nie chciała być dla nikogo ciężarem. Zanim trafiła do szpitala, już po raz ostatni, wciąż mieszkała sama, nawet wtedy, kiedy ledwie już chodziła, a każdy krok wymagała wysiłku, jaki załamałby każdego o mniejszej determinacji.
Podsumowując, chciałbym napisać o mojej mamie, że była bardzo silną osobą. Przetrwała obóz pracy, przetrwała pracę w fabryce i w drapaczach chmur, w których sprzątała biura od północy do ósmej rano, wynosząc śmieci i polerując blaty biurek. Przetrwała niełatwe czasami relacje z moim ojcem, moją siostrą i mną.
Kiedy umierała, miała w sobie tę samą żądzę, by żyć dalej, by przetrwać. Nawet wtedy, kiedy wylew sprawił, że nie miała szans, żeby kiedykolwiek chodzić, mówić czy oddychać tak jak kiedyś. Przez ostatnie dwa lata, podczas naszych rozmów często powtarzała: „Johnny, jak mogłabym żyć bez nadziei?”.
Nie wiem, jak to robiła, ale potrafiła żyć bez nadziei.
Oczywiście nie twierdzę, że była świętą. Często kiedy myślimy o tych, którzy odeszli, szczególnie jeśli wiele w życiu wycierpieli i widzieli mnóstwo cierpienia, chcemy ich wychwalać i mówić o tym, co w ich życiu było dobre i błogosławione. Ale moja mama nie była osobą, która chciałaby, żebyśmy kiedykolwiek mijali się z prawdą. A prawda jest taka, że jej cierpienie i przeżycia uczyniły ją twardą i zimną. Czasami myślę, że chociaż przetrwała wojnę, część swojego serca zostawiła w niemieckim obozie.

[spacer color=”8BC234″ icon=”Select a Icon” style=”1″]

REKLAMA

Z mamą i siostrą na papierowym księżycu / My mother and sister and me on a paper moon

Remembering My Mother

My mother died 13 years ago this January. She died in a hospice in Sun City, Arizona.
When she died, we had her funeral service near Darien, Illinois, where my sister Donna lives. She made the arrangements for the services and the burial later up in Niles, Illinois, at St. Adalbert’s Cemetery.
The priest who was going to perform the service was Father Bob, and he didn’t know my mom at all so I offered to send him some information about her.
Here’s the letter I sent him:
Dear Father Bob,
My mother was born in a village west of Lvov in Poland in 1922. She lived there with her mother and father and sisters and brothers. Her dad was a forest warden and they lived a quiet, peaceful life. She liked telling stories of what it was like being a kid living near a forest. She liked to pick mushrooms and sing and ride her pet pig Caroline. She liked to joke that the pig Caroline was smarter than her brothers.
This all changed of course when World War II started. In 1942, she was taken to a concentration camp in Germany. She left behind her mother, his sister and her sister’s baby, all killed by the Germans and those who collaborated with them.
For the next 3 years she worked on the farms connected to the Buchenwald Concentration District. She worked in the fields and the barns. She said it wasn’t a death camp, but rather a slow death camp. And she used to say that a lot of the pain she felt later in life in her legs and back came from work she did in those camps.

When the war ended in 1945, she married my father Jan who had also been a slave laborer, and the two of them lived in refugee camps in Germany until 1951. That year my parents, my sister and I were allowed to immigrate to America.
When we first got to the US, my parents and my sister and I worked on a farm in upstate New York to pay off part of the money that it cost to bring us to the states.
My mother once told me a funny story about this time.
My sister and I were 5 and 3 years old respectively. But we were still expected to work. One time we were picking straw berries and we started complaining how hard the work was. We started crying and begging our parents to let us go back to Germany and the refugee camps. Life, we said, was easier there. My mother told us that this was America and we had to stay here.
After putting in a year on the farm, we came to Chicago and lived in the Polish areas along Milwaukee Avenue. Both of my parents worked hard. My mom worked in a factory, in a molding room where she would work with hot plastic. The plastic would be pressed into a mold to make telephone and such. She would come home from work with burns on her arms from the plastic.
When she died, the scars were still on her hands and arms. I bet if you look in the coffin you will see them still.
Both my parents worked at minimum wage jobs. My mother often worked the midnight to 8 in the morning shift, so she could be around when we were home. But their hard work paid off, and they were able to buy a house and to send my sister and me to Catholic grade schools and high schools. This education gave me a love for learning that I’ve never lost and that led me to get a Ph.D. in English Literature and to spend my life teaching others and trying to convey to them what my parents taught me about the value of an education.
My parents retired to Arizona in the early 90s, and my dad died there in 1997. Since then my mother lived alone, taking care of herself. She was fiercely independent and didn’t want to be beholding to anyone. When she went into the hospital that last time, she was still living alone, even though she could hardly stand and every step took effort that would break some one with less resolve.
In summary, what I would like to say about my mom is that she was a very very strong person. She survived the camps and she survived a life of working on factory assembly lines and in skyscrapers where she cleaned offices from midnight until 8 in the morning taking out other people’s garbage and polishing the stains off of their desks. And she survived the sometimes turbulent relationship she had with my dad and my sister and me.
If you could have seen her when she was dying, you would have seen that same desire to go on, to survive, even when there was little hope that she would ever be able to walk or talk or hear or breathe the way she had before her strokes. For the last two years, when she and I talked, she would often say, “Johnny, how can I live without hope?”
I don’t know how she did it—but she did. She lived without hope.
This isn’t to say that she was a saint. A lot of times when we think about those who die, especially when they suffered so much in the concentration camps and had seen so much suffering in their own lives, we want to eulogize them, talk about what was good and blessed in their lives; but my mother wasn’t the kind of person who would want us to turn from the truth. And the truth here was that her experiences and her suffering made her hard and made her cold. I sometimes think that she may have survived the war, but what she left back in the camps was some of her heart.
But still I loved her, and she loved us.

 

John Guzlowski

amerykański pisarz i poeta polskiego pochodzenia. Publikował w wielu pismach literackich, zarówno w USA, jak i za granicą, m.in. w „Writer’s Almanac”, „Akcent”, „Ontario Review” i „North American Review”. Jego wiersze i eseje opisujące przeżycia jego rodziców – robotników przymusowych w nazistowskich Niemczech oraz uchodźców wojennych, którzy emigrowali do Chicago – ukazały się we wspomnieniowym tomie pt. „Echoes of Tattered Tongues”. W 2017 roku książka ta zdobyła nagrodę poetycką im. Benjamina Franklina oraz nagrodę literacką Erica Hoffera, za najbardziej prowokującą do myślenia książkę roku. Jest również autorem dwóch powieści kryminalnych o detektywie Hanku Purcellu oraz powieści wojennej pt. „Road of Bones”. John Guzlowski jest emerytowanym profesorem Eastern Illinois University.

John Guzlowski’s writing has been featured in Garrison Keillor’s Writer’s Almanac, Akcent, Ontario Review, North American Review, and other journals here and abroad.  His poems and personal essays about his Polish parents’ experiences as slave laborers in Nazi Germany and refugees in Chicago appear in his memoir Echoes of Tattered Tongues.  Echoes received the 2017 Benjamin Franklin Poetry Award and the Eric Hoffer Foundation’s Montaigne Award for most thought-provoking book of the year.  He is also the author of two Hank Purcell mysteries and the war novel Road of Bones.  Guzlowski is a Professor Emeritus at Eastern Illinois University.

REKLAMA

2091327725 views

REKLAMA

2091328026 views

REKLAMA

2093124485 views

REKLAMA

2091328307 views

REKLAMA

2091328453 views

REKLAMA

2091328597 views