Zamieszki w Libii, Egipcie, Bahrajnie i innych krajach północnej Afryki wywindowały ceny ropy na giełdach: wczoraj na giełdzie w Londynie osiągnęła ona poziom 108 dol. za baryłkę. To najwięcej od dwóch lat. Znajduje to odzwierciedlenia na amerykańskich stacjach benzynowych. Ceny paliwa w lutym tak wysokie nie były od 1990 roku. Średnia krajowa wynosi w USA 3,29. dol.
Tylko minionej nocy ceny wzrosły o 6 centów. Pomimo, że średnia cena paliwa nie przekracza 3,30 dol., to ceny na stacjach benzynowych wielu miasta są zdecydowanie wyższe. W Chicago kierowcy płaca już średnio 3,50 dol.
Eksperci nie mają dla Amerykanów dobrych wiadomości. Do długiego majowego weekendu Memorial Day za galon najtańszego paliwa będziemy płacić powyżej 4 dolarów. Na tym jednak nie koniec. W wakacje ceny mogą przekroczyć 5 dolarów.
Wyższe ceny paliwa, to jednak nie tylko wyższy wydatek przy dystrybutorze na stacji benzynowej. To również wzrost cen transportu, a co za tym idzie podwyżki cen wielu innych produktów – od żywności po bilety lotnicze.
Choć Biały Dom ogłosił wczoraj, że Stany Zjednoczone i cały świat mogą sprostać sytuacji zerwania dostaw z Libii, na miejscu panuje – jak pisze francuski dziennik Le Figaro – bardzo niejasna sytuacja. Niektóre portowe terminale naftowe dostały się w ręce rebeliantów i załadunek tankowców przebiega wolniej niż zwykle.
Również samo wydobycie ropy w Libii spadło z powodu rewolty o 75 procent.
Światowi importerzy ropy spoglądają teraz z niepokojem – pisze Le Figaro – na region Zatoki Perskiej. Arabia Saudyjska i Iran wytwarzają aż 17 procent światowej produkcji ropy. Gdyby i tam nastąpił kryzys polityczny, cena baryłki wspięłaby się – zdaniem gazety – nawet do 200 dolarów.
in