Michelle Obama między listopadem 2008 roku a grudniem 2009 pojawiła się publicznie 189 razy, przynosząc projektantom i firmom odzieżowym niebanalny zysk w wysokości 2,7 mld dol. – tak wynika z szacunków profesora finansów z Uniwersytetu Stanu Nowy Jork, Davida Yermacka. Za każdym razem, gdy Pierwsza Dama występuje publicznie, do kieszeni producentów marki, których ubrania właśnie na sobie nosi, trafia ok. 14 mln dol.
Profesor twierdzi, że wybierane przez Pierwszą Damę marki wygenerowały w tym samym okresie zyski w wysokości 2,3 proc., ale te które nie przyciągnęły jej wzroku straciły 0,4 proc.
Naukowiec sformułował nawet „efekt Pierwszej Damy”. Co się na niego składa? Po pierwsze – technologia. Setki stron internetowych informuje na bieżąco o jej wyborach odzieżowych (jedną z nich jest mrs-o.org). A chwile później podobne kreacje każdy konsument może już nabyć on-line… Drugi czynnik to uprzywilejowana pozycja – wybory pierwszych dam od zawsze wpływały na konsumentów. Co więcej, Michelle Obama, jako osoba publiczna, która za promowanie marek nie dostaje ani gorsza, tym bardziej zjednuje sobie serca Amerykanów. Po trzecie, autentyczność. Okazuje się, że konsumentów przekonuje zainteresowanie i wiedza o modzie żony prezydenta.
Co więc na to Barack Obama? Cóż, krawiec prezydenta i producent o ponad stuletniej tradycji, Hart Schaffner Marx, złożył wniosek o bankructwo dzień po zaprzysiężeniu…
Skromność czy prawdziwe wyczucie stylu? Zobaczcie sami…
[cincopa AEAANT6fabCa]
as (Harvard Business Review)
Zdjęcia: MSNBC
Copyright ©2010 4NEWSMEDIA. Wszelkie prawa zastrzeżone.
