0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaFelietonyWygrała Ameryka

Wygrała Ameryka

-

Oczywiste jest to, że wyborcy w USA są nadal mocno spolaryzowani i że dzielą ich liczne, poważne różnice światopoglądowe. Barack Obama wygrał wybory dość wyraźnie, ale nie zmienia to faktu, że przeciw niemu głosowało prawie 50 milionów Amerykanów, dla których ostateczny wynik wyborczej rozgrywki jest zapewne sporym rozczarowaniem. Mimo to, jestem przekonany, że sukces senatora z Illinois jest zjawiskiem pozytywnym dla absolutnie wszystkich mieszkańców kraju, nawet jeśli Obama okaże się kiepskim prezydentem.

Nie chodzi mi o “historyczność” przeprowadzki pierwszego w historii czarnoskórego prezydenta do Białego Domu, choć nie da się zaprzeczyć, że ma ona duże znaczenie. Przeglądając powyborcze statystyki, znalazłem potwierdzenie tego, co jeszcze niedawno wydawało mi się prawie zupełnie niemożliwe: Obama wygrał wybory w niemal wszystkich „blokach” wyborców, łącznie z tymi, które miały na niego nie głosować. Demokratyczny kandydat wygrał z McCainem zdecydowanie w środowisku murzyńskim i latynoskim, co było do przewidzenia. Wygrał jednak również wśród białych Amerykanów zarabiających poniżej 40 tysięcy dolarów rocznie, wśród kobiet oraz wśród ludzi bogatych, którym obiecuje podwyższyć podatki. Na Obamę głosowała większość ludzi w poszczególnych przedziałach wiekowych, z wyjątkiem wyborców w wieku powyżej 65 lat, przy czym w przedziale od 18 do 28 lat nowy prezydent zyskał poparcie rzędu 70%, co jest bezprecedensowe. Obama zdobył też większość głosów ludzi wszystkich orientacji religijnych, łącznie z katolikami, z wyjątkiem skrajnie konserwatywnych „ewangelików”.

REKLAMA

Wszystko to jest bardzo istotne. Okazało się, że Ameryka potrafiła bez większego trudu zerwać z teoretycznie silnymi stereotypami politycznymi i rasowymi oraz wybrać na prezydenta człowieka młodego i mało doświadczonego, ale symbolizującego generacyjną transformację kraju.

Decyzja elektoratu jest pod wieloma względami zdumiewająca, ale budzi powszechny podziw ludzi w wielu krajach świata, którym wydawało się, że USA to kraj w pewnym sensie skostniały i anachroniczny, który stracił blask energicznej, otwartej i silnej demokracji. Tak dobrej prasy Ameryka nie miała na świecie od czasu ataku terrorystów w 2001 roku. Ten niezwykły kapitał proamerykańskiej sympatii jest bezpośrednim rezultatem zwycięstwa Baracka Obamy i nie sposób nie cieszyć się z tego faktu, niezależnie od tego, czy ktoś na czarnoskórego polityka głosował, czy też nie. To, że na ulicach Sydney, Londynu, Bejrutu i Berlina zwykli ludzie bili Ameryce brawo ma dla mnie osobiście znacznie większe znaczenie niż wszystkie dzielące amerykańskich wyborców problemy.

Raz jeszcze okazało się, że w USA możliwe jest w zasadzie wszystko i że slogan „the land of opportunity” nie jest pustym frazesem, lecz codzienną, amerykańską rzeczywistością, która w sumie składa się na fascynujący kraj.

Wybór Baracka Obamy niczego oczywiście nie rozwiązuje: nadal będziemy mieć do czynienia z fatalną gospodarką i dwoma kontrowersyjnymi wojnami, a to czy nowej administracji uda się coś dramatycznie i pozytywnie zmienić pozostaje zupełnie otwartą kwestią. Są jednak w historii takie chwile, które wywołują nie tylko refleksje, ale również poczucie pozytywnego, optymistycznego uczestnictwa w czymś ważnym, przełomowym i doniosłym.

Taką chwilą z pewnością był wieczór 4 listopada 2008 roku, gdy Chicago powitało po raz pierwszy prezydenta Baracka Husseina Obamę. Jeszcze przed rokiem perspektywa tego, iż młody, czarnoskóry senator o tak dziwnym nazwisku może zostać prezydentem kraju była niemal mrzonką. To, że jest dziś rzeczywistością, stanowi ogromny komplement dla wszystkich wyborców i dla amerykańskiej demokracji.
Andrzej Heyduk

REKLAMA

2091270999 views

REKLAMA

2091271299 views

REKLAMA

2093067760 views

REKLAMA

2091271583 views

REKLAMA

2091271731 views

REKLAMA

2091271876 views