0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaFelietonyMarzenia na finiszu - Ameryka od środka

Marzenia na finiszu – Ameryka od środka

-

Prezydent Bush pojeździł sobie nieco po Bliskim Wschodzie i wstąpił nawet do Izraela, gdzie nie było żadnego prezydenta USA od lat. Wycieczka ta miała dowieść, iż obecna administracja “zrobi wszystko”, by doprowadzić do zawarcia trwałego, palestyńsko-izraelskiego pokoju przed końcem rządów Busha. Choć prawdopodobieństwo sukcesu jest tak samo odległe jak zawsze, prezydent zaskoczył wszystkich stwierdzeniem, iż jest “przekonany” o tym, że jego zaangażowanie się w sprawę bliskowschodniego pokoju przyniesie szybko rezultaty.

Tu i ówdzie odezwały się głosy niejakiego zdumienia, jako że przez ostatnie 7 lat prezydent kwestię tę zupełnie ignorował, a gdy zalecane przez USA demokratyczne wybory na tzw. ziemiach okupowanych zakończyły się zwycięstwem Hamasu, nagle okazało się, że Biały Dom wierzy wprawdzie w demokratyczne ideały, ale tylko wtedy, gdy ich praktyczne stosowanie zapewnia korzystne dla Ameryki rezultaty.

REKLAMA

Faktem jest to, iż obecna administracja przejmowała się jak dotąd wyłącznie Irakiem, bezwarunkowym wspieraniem Izraela oraz podtrzymywaniem przy życiu kacykowatych reżimów w krajach “roponośnych” lub deklarujących chęć walki z terroryzmem. I nawet w chwili, gdy Bush zdeklarował swoje niespodziewane zainteresowanie pokojem bliskowschodnim, nie obyło się bez zwykłego w takich przypadkach teatru. Prezydent najpierw pojechał do szejków saudyjskich, gdzie bawił się setnie, wymachując w tańcu mieczem i trzymając się za ręce z lokalnymi feudałami, których kontakt ze współczesną cywilizacją ogranicza się do zbierania pieniędzy za miliony baryłek ropy naftowej. Następnie Bush był gościem prezydenta Egiptu, Hosni Mubaraka, jednego z najbardziej zamordystycznych przywódców arabskich, który systematycznie tłumi wszelkie głosy opozycji i organizuje okresowe, zdawkowe wybory, które potwierdzają jego status “wiecznego” prezydenta.

Innymi słowy, prezydent odwiedził starych kumpli, którzy demokracji nie rozpoznaliby nawet wtedy, gdyby się o nią potknęli na ulicy. Mimo szumnych zapowiedzi o szerzeniu wolności na Bliskim Wschodzie, czego zaczątkiem miały się stać przemiany w Iraku, rząd USA nadal wspiera dokładnie te same siły, co zawsze: Izrael i totalitarne rządy arabskie. W tych warunkach trudno spodziewać się przełomowych zmian w tej części świata.

Prezydent Bush znajduje się na finiszu swoich rządów i z pewnością marzy o jakimś efektownym rezultacie, czymś pozytywnym i godnym pochwały, by zakończyć drugą i ostatnią kadencję “na fali”, a nie w poczuciu totalnego fiaska. Rozwiązanie konfliktu palestyńsko-izraelskiego byłoby na pewno niezwykle pozytywnym finiszem, ale do sukcesu potrzebne są nie tylko deklaracje o zainteresowaniu i dobrych intencjach, ale realne zmiany w amerykańskiej polityce bliskowschodniej. Niestety zwiastunem takich zmian nie jest poklepywanie szejków po plecach i bezkrytyczne popieranie zapatrywań rządu Izraela.

Poza tym istnieje jeszcze inny problem. Nagłe zainteresowanie prezydenta sprawą Palestyny, po latach systematycznego tracenia przez Amerykę autorytetu i narastającego antyamerykanizmu świata arabskiego, jest postrzegane – ze zrozumiałych względów – jako koniunkturalne i bez większego znaczenia. Ogromna większość Arabów uważa dziś USA za partnera Izraela, a nie bezstronnego negocjatora. W tych warunkach tylko nieliczni na Bliskim Wschodzie wierzą, że bieżący rok rzeczywiście przyniesie jakieś przełomowe wydarzenia.

Tymczasem na ziemiach okupowanych wszystko jest po staremu. Gdy prezydent Bush wygrzewał się na słońcu z Mubarakiem. Hamas wystrzeliwał rakiety w kierunku Izraela, a izraelski rajd na Strefę Gazy spowodował śmierć 17 osób. Marzenia o efektownym finiszu prezydentury niemal na pewno pozostaną marzeniami.
Andrzej Heyduk

REKLAMA

2091299915 views

REKLAMA

2091300214 views

REKLAMA

2093096673 views

REKLAMA

2091300495 views

REKLAMA

2091300641 views

REKLAMA

2091300785 views