Nigdy nie kryłem się w tym miejscu z faktem, że uważam rozpętanie wojny w Iraku za fatalny błąd strategiczny, który nie przyniesie Ameryce niczego dobrego. Dziś, gdy sytuacja w tym kraju zdaje się być znacznie lepsza niż przed dwoma laty, zaczynają się rozlegać głosy, iż wkrótce władze irackie będą w stanie przejąć pełną kontrolę nad państwem, a Amerykanie będą mogli pochwalić się sukcesem. Niestety są to opinie bardzo pochopne, czego dowodem jest treść notki sporządzonej przez pułkownika Timothy R. Reese’a, jednego z głównych doradców amerykańskiego sztabu w Iraku.
Reese jest zdania, że Amerykanie winni czym prędzej zwinąć manatki i wrócić do domu, ponieważ niczego więcej nie są już w stanie w Iraku wskórać. Pisze, że armia iracka jest skorumpowana i nękana wieloma innymi problemami, ale “może przez jakiś czas skutecznie ochraniać rząd i zapobiec ewentualnej rewolcie sunnickiej”. Przedłużanie obecności wojsk USA w tym kraju poza rok 2010 jest jego zdaniem bezcelowe i nie przyniesie żadnych dodatkowych korzyści.
Przesłanie notatki pułkownika Reese’a jest oczywiste: sugeruje on uznanie obecnej sytuacji za “zwycięstwo” i wyruszenie w drogę powrotną do domu. Jednocześnie jednak wyraźnie ostrzega, że obecny stan irackiego państwa jest taki, że wszystko to, co z takim mozołem, za miliardy dolarów, za cenę ponad 4 tysięcy ludzkich istnień budowaliśmy, może się szybko zawalić niczym domek z kart.
Iracka policja praktycznie nie działa, konflikty między Szyitami, Sunnitami i Kurdami są tak samo ostre jak przed laty, a bomby podkładane przez liczne grupy terrorystyczne nadal wybuchają. W tych warunkach nie ma żadnych gwarancji, że zaraz po wyjeździe stamtąd ostatniego amerykańskiego żołnierza nie dojdzie do wojny domowej lub całkowitego rozkładu struktur obecnych władz. Reese słusznie uważa, że z Iraku trzeba dać drapaka jak najszybciej, póki istnieją pewne pozory stabilności, bo to da wycofywującym się dowódcom dobry pretekst do zdeklarowania sukcesu.
Smutne jest to, że dokładnie taki sam scenariusz wydarzeń przewidywano tu i ówdzie już przed 5 laty. Pisano między innymi o tym, że Pentagon musi doprowadzić do takiej sytuacji, w której “można będzie ogłosić jakieś zwycięstwo i wrócić do domu, a jeśli zaraz potem w Iraku dojdzie do rzezi i anarchii, to trudno”. Dziś, po tylu latach przemocy, śmierci i chaosu, w zasadzie nadal jest tak samo – Amerykanie wycofają się, a dalej niech się dzieje co chce. W tym kontekście bezsens całej tej wojny jest jeszcze bardziej przerażający niż zwykle.
Główny dowódca amerykańskiej armii w Iraku, generał Ray Odierno, szybko zapewnił, że poglądy wyrażone przez pułkownika Reese’a nie reprezentują “oficjalnego stanowiska dowództwa”. Jeśli tak, to ciekaw jestem, jak to oficjalne stanowisko wygląda. Zgodnie z planem obecnej administracji, Amerykanie i tak mają wyjechać z Iraku do końca roku 2011.
Reese sugeruje zatem tylko niewielką korektę, polegającą na tym, że ewakuacja winna nastąpić jak najszybciej, póki wszystko tako jako trzyma się w Iraku kupy. Odierno zapewne nie jest zadowolony z tego, iż jego podwładny ujawnił to, co zapewne jemu samemu już dawno przyszło do głowy. Reese pisze, że ryby, podobnie jak goście, zaczynają śmierdzieć po trzech dniach i że “amerykańska obecność w Iraku już cuchnie irackiemu rządowi”. Czas się pakować.
Andrzej Heyduk