Władze miejskie uzyskały dochody w wysokości 2,4 mln dol. z mandatów za przekroczenie ograniczenia szybkości. Kierowcy byli karani nawet wtedy, gdy kamery powinny być wyłączone lub znaki ostrzegawcze były zasłonięte lub nie było ich wcale.
Śledztwo reporterów „The Chicago Tribune” dowiodło, że miasto systematycznie nakładało mandaty na kierowców w okolicy szkół także wtedy, gdy nie było w pobliżu dziecka w wieku szkolnym. Po drobiazgowej analizie reporterzy doliczyli się ok. 110 tys. bezprawnych mandatów.
W całym mieście zainstalowano kamery w pobliżu 63 szkół i parków. Wprowadzając w życie program kamer rejestrujących nadmierną szybkość przejeżdżających pojazdów burmistrz Rahm Emanuel zapewniał, że celem programu jest ochrona dzieci w pobliżu szkół i parków.
Tymczasem dochodzenie wykazuje, że przepisy regulujące pracę kamer są często ignorowane lub interpretowane zbyt dowolnie. W ponad 22 tys. przypadków mandatami ukarano właścicieli pojazdów przejeżdżających zbyt szybko w pobliżu parków, które były zamknięte od miesięcy. Ponad 11 tys. zmotoryzowanych otrzymało mandaty za zbyt dużą szybkość podczas jazdy w nocy, już po zamknięciu parku.
Przeszło 28 tys. mandatów wystawiły kamery, przed którymi nie było wymaganych przepisami znaków ostrzegawczych. Znaki o ograniczeniu prędkości były usunięte lub zasłonięte gałęziami drzew czy innymi przeszkodami.
Ogółem doliczono się poand 110 tys. mandatów karnych, które nie powinny być wystawione. Tymczasem administracja miasta zapowiada, że kierowcy otrzymają zwroty pieniędzy za 23 tys. mandatów, które nie powinny być nigdy zmotoryzowanym wysłane. (ak)
