REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaWywiadyŁukasz Gołota: "Nie dzielę ludzi na tych, którzy są w PiS czy...

Łukasz Gołota: "Nie dzielę ludzi na tych, którzy są w PiS czy PO, tylko dobrych i złych"

-

W polityce jak na ringu

REKLAMA

„Od początku mojej kampanii namawiałem sztab Platformy Obywatelskiej, że Polonia zasługuje na naszą uwagę, że tutaj trzeba przyjechać, wysłuchać, co ludzie mają do powiedzenia. Wtedy spotkałem się z opinią, że choćby w Chicago stanowisko wyborców jest bardzo przeciwne Platformie. I że nie jest to fortunny pomysł. Nie zmieniło to mojej opinii i jestem wśród Polonii” – mówi kandydat do sejmu 29-letni Łukasz Gołota, adwokat i absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, który studiował i ciężko pracował jako malarz w Chicago. „Może dlatego, że jestem z domu historyków, znam historię doskonale i wiem, że nie może ona niszczyć teraźniejszości. Teraz jest czas dla ludzi, który mówiąc po polonijnemu – chcą robić”.

 

– Panie Łukaszu, nie mógł pan wykorzystać w politycznej kampanii reklamowej przeboju Kazika Staszewskiego, bo on śpiewa o niepokonanym Andrzeju Gołocie, a pan jest Łukasz. Obaj jesteście z Warszawy, wielokrotnie przebywał pan i pracował w Chicago, ale na tym podobieństwa się kończą…

Łukasz Gołota: Nie jestem synem Andrzeja Gołoty, tata się zaklina, że nie jestem. Nie jestem też w żaden sposób z panem Andrzejem spokrewniony, choć mieszkając w Chicago, bo tutaj żyłem, studiowałem i pracowałem, miałem możliwość poznać Andrzeja Gołotę, zjeść z nim obiad u naszego wspólnego przyjaciela. To było miłe doświadczenie.

 

– Rozumiem jednak, że pan w swojej politycznej karierze stosuje lewe sierpowe i ma się pan czego uczyć od Andrzeja, żeby zaistnieć w polityce jako kandydat na posła z listy Platformy Obywatelskiej, trzeba ten boks mieć opanowany, a pan do tej polityki aspiruje…

Rzeczywiście ten polityczny ring jest ciężki, trzeba jednak podjąć walkę, próbować… Mam nadzieję, że mi się to uda, pokazując wyborcom jasne cele.

 

– Jest pan absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego z kierunku prawo i stosunki międzynarodowe, także byłym studentem Northeastern Illinois University, stażystą Konsulatu Generalnego w Chicago, pracownikiem biura poselskiego pani Małgorzaty Kidawa-Błońskiej, stażystą różnych kancelarii prawniczych. Także kelnerem, sprzedawcą i malarzem, a spora część tych ostatnich zawodów miała miejsce właśnie tutaj, w Chicago. Doba ma tylko 24 godziny, jak pan na te wszystkie zajęcia znajduje czas?

Każde wakacje wypełniałem pracą, bo zawsze chciałem coś zrobić, coś zmienić. A ile ścian wymalowałem w Chicago, to chyba nikt nie policzy. Zresztą w Chicago zostawiłem dużo serca, nawet miłości, dużo tutaj przeżyłem radosnych chwil. Za każdym razem jak wracam do tego miasta, a jestem tutaj każdego roku, to lądując na lotnisku O’Hare nie mogę się powstrzymać od uśmiechu.

 

– Panie Łukaszu, ponieważ zna pan realia Chicago, to zna pan również realia polityczne tego miasta – zdecydowanie pro Prawo i Sprawiedliwość. Nie bał się pan tutaj przyjechać jako kandydat Platformy Obywatelskiej?

Zupełnie nie. Pisałem pracę naukową poświęconą Polonii amerykańskiej, bo przecież nie da się pisać historii Polski bez pisania o Polonii amerykańskiej, i wiem, że sprawy polskie, to co dzieje się tysiące kilometrów od Chicago czy Nowego Jorku, potrzebuje polonijnego zainteresowania.

 

– A w drugą stronę, zainteresowania Polski tym, co dzieje się wśród Polonii… sądzi pan, że nie?

Oczywiście, że tak. Jest trudna historia relacji polsko-polonijnych, ale jest to historia, która już nas nie dotyczy i nie wiem dlaczego ciągle odciska takie piętno i zniekształca obraz współpracy, która powinna mieć miejsce właśnie teraz. I dlatego tutaj jestem.

 

– Elektorat Platformy czuje się wśród Polonii zaniedbany. Czy to wynika ze strachu, że macha się ręką i mówi się, że np. „w Chicago Platforma jest na przegranej” czy zwykłego zaniedbania?

Ja od początku mojej kampanii namawiałem sztab Platformy Obywatelskiej, że Polonia zasługuje na naszą uwagę, że tutaj trzeba przyjechać, wysłuchać, co ludzie mają do powiedzenia. Wtedy spotkałem się z opinią, że tutaj stanowisko ludzi jest bardzo przeciwne Platformie. I że nie jest to fortunny pomysł. Nie zmieniło to mojej opinii i jestem wśród Polonii. Może dlatego, że jestem z domu historyków, znam ją doskonale i wiem, że historia nie może niszczyć teraźniejszości. Teraz jest czas dla ludzi, który mówiąc po polonijnemu – chcą robić. Kiedy mieszkałem w Chicago, przygotowywałem projekt o młodej Polonii, o tych, którzy skończyli dobre uczelnie amerykańskie, którzy angażują się w wiele spraw…

 

…mogąc być znakomitym lobbingiem.

Dokładnie. Lobbingiem, którego Polska potrzebuje. Bez Polonii nie byłoby Błękitnej Armii Hallera, wracając do sprawy katyńskiej, nie byłoby śledztwa o 1941 roku, nie byłoby pomocy dla Solidarności, nie byłoby silnej reprezentancji na konferencji w Wersalu. Teraz też Polonia jest bardzo potrzebna, potrzebna jest pomoc ludzi znających amerykańskie realia. Ja uwielbiam kontakt z ludźmi, ja nie dzielę ludzi na tych, którzy są w PiS czy PO, tylko dobrych i złych. Niestety zauważam, że młodzi ludzie odchodzą od polityki, nie chcą się nią interesować.

 

– Czy wynika to może z tego, że być politykiem w Polsce oznacza wystawienie się na najgorsze, brutalne ataki?

Proszę mi uwierzyć, że czasami, jak już jesteśmy przy porównaniach bokserskich, trzeba mieć taką samą odwagę w polityce jak wtedy, kiedy trzeba wyjść na ring. Wyjść przeciwko skrajnym opiniom, czasami nawet nienawiści. Ja się cały czas tego uczę, by rozmawiać nawet z tymi ostatnimi, używać argumentów, przekonywać.

 

– Jest spora grupa kandydatów, którzy przedstawiają się jako „kandydaci Polonii”. Pan też do tego miana aspiruje?

Ja tutaj pracowałem po 12 godzin dziennie na południu Chicago, bawiłem się, poznałem wielu znakomitych ludzi, więc na pewno wiem, co to znaczy żyć, uczyć się i pracować w Stanach. Ja tego nie wyczytałem w broszurze, tylko tę samotność, potrzebę identyfikacji, sam przeżyłem. Stany to mój drugi kraj, Chicago to moje drugie miasto. Ale nie chcę się podpierać tylko sentymentem – mam cały program współpracy, od współpracy na szczeblu ministerialnym, resortowym, ale także na szczeblu edukacyjnym, kulturalnym. Tego nie ma w takim stopniu, na jaki Polonia zasługuje.

 

– Czy Polonia potrzebuje kandydata stąd, ze Stanów, czy kogoś takiego jak pan, który zna doskonale rzeczywistość amerykańską i polonijną, ale jednocześnie jest bliżej tego, co się dzieje w Polsce, zna, mówiąc wprost, co i jak trzeba załatwić?

To temat do całej dyskusji. Może nawet ustrojowej, bo przecież nie ma instrukcji terytorialnej – poseł jest przedstawicielem całego narodu. Ze swojej strony, jeśli udałoby mi się otrzymać mandat poselski – jak wskazują sondaże, mam duże szanse – otworzyłbym w USA filię biura poselskiego i zaprosił ludzi do współpracy. Przekazać do Polski prawdziwe, rzeczywiste głosy, bez krzyku, bez wywołania emocji, i prawdziwych potrzeb. To moja publiczna obietnica. Dlatego prosiłbym o przychylność i głosowanie na warszawską listę Platformy Obywatelskiej, numer 21. Takie „oczko dla Polonii”, dla tych wszystkich, którzy podczas głosowania już 8 października w USA wierzą w to, że można Polsce pomóc, polecając wszystkim moją osobę.

 

– Dziękując za wywiad, polecamy pana osobie sprawy Polonii, bo byłoby sympatycznie, gdyby Polska przypominała sobie o Polonii nie tylko przed wyborami.

W takim razie dokładam jeszcze jedną obietnicę – spotkania się tutaj w Stanach, zaraz po wyborach i konkretne ułożenie planów by hasło „Polonia dla Polski, Polska dla Polonii” nie było tylko dobrze brzmiącym sloganem.

 

Rozmawiał:

 

Przemek Garczarczyk,

z wykorzystaniem wywiadu udzielonego Małgorzacie Błaszczuk dla „Wietrznego Radia 1080 AM” w Chicago

REKLAMA

2091192895 views

REKLAMA

2091193197 views

REKLAMA

2092989660 views

REKLAMA

2091193487 views

REKLAMA

2091193638 views

REKLAMA

2091193782 views