– Media izraelskie dostrzegają pan obecność podczas inauguracji Monumentu Tolerancji w Jerozolimie. Dlaczego uczesniczył pan w tym wydarzeniu?
Popieram pomysły zbliżające ludzi. Pomysł integruje wielu, a spotykają się przy nim narody. Mamy wiele pięknych, ale też trudnych kart historii ze starszymi braćmi w wierze. Tu spotyka się naród polski i izraelski, stąd łatwiej narodom tym widzieć jutro, bardziej niż wczoraj.
– Jakie znaczenie ma fakt, ze największy pomnik w Ziemi Świętej jest darem polskim?
Pozytywne. To oczywiste… Polacy mają dobre tradycje tolerancji. Dziś mogą to przypominać i wnosić wiele do globalnego domu.
– Czy idea monumentu sformułowana przez Aleksandra Gudzowatego jest panu bliska? Podpisałby się pan pod nią? Co uważa pan za szczególnie w niej wartościowe?
Gdybym to widział inaczej, nie przyjeżdżałbym na uroczystość. Od lat, niezależnie od okoliczności, uwarunkowań i kosztów, głoszę filozofię dialogu, solidarności, współpracy. Czasem za to siedziałem w więzieniu, czasem dostawałem nagrody. Na takich zasadach musimy budować nową epokę w czasach globalnych, w czasach braku ograniczeń. Dodaję jednak do nich zawsze obowiązki i regulacje, żeby świat jednak w moralnych karbach trzymać. Postawa tolerancji to nic innego jak mądra solidarność. Popieram i idę tą drogą.
– Jak pan myśli, dlaczego polskie media pomijają wydarzenie jerozolimskie milczeniem?
Pewnie byłyby tu w komplecie, gdyby ktoś zburzył monument, a nie stawiał. Żyjemy w takich ciekawych czasach, że raczej rozróba przyciąga uwagę. Zgoda, pokój już nie. Nie lała się krew, to o czym tu pisać. Takie są realia. To tak, jak z naszym finezyjnym pokonaniem komunizmu. Było nie tak efektowne, nie polała się krew, nie było gwałtownego wybuchu radości z nagłej wolności. I zwycięstwo przestawało się w końcu podobać. Skuteczność jest mało atrakcyjna w tym świecie.
– Czy nie jest tak, że wielu polityków koniunkturalnie woli (boi się?) o Monumencie Tolerancji nie wypowiadać się ze względu na postać fundatora? Pan do „strachliwych” nie należy…
Boję się, boję, ale… Pana Boga. Żony też trochę. Boję się też rozliczenia z grzechów zaniechania. A brak wsparcia dla dobrych pomysłów, dla szczytnych idei, jak w tym przypadku, takim grzechem by było. Jeśli ktoś jeszcze o mnie pamięta, jeśli mnie zaprasza w słusznym celu, dla sprawy, to jestem. A jak mogę przy okazji się spotkać z przyjaciółmi z Izraela, to jestem… tym bardziej. Małych politykierów nie słucham, nie dbam, co myślą o projekcie Monumentu Tolerancji. Po owocach ich poznacie…
Rozmawiał:
Waldemar Piasecki,
Jerozolima