0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaWywiady"Czy to już po polsku, czy jeszcze nie…"

"Czy to już po polsku, czy jeszcze nie…"

-

Zrzeszenie Nauczycieli Polskich w Ameryce pod patronatem Konsulatu Generalnego RP w Chicago zaprasza wszystkich miłośników języka polskiego do uczestnictwa w wielkim konkursie ortograficznym Dyktando 2011, Chicago.

 

REKLAMA

W programie m.in.:

 

• 15-minutowe dyktando,

 

• pogadanka językowa dr Katarzyny Kłosińskiej z Uniwersytetu Warszawskiego,

 

• poczęstunek i niespodzianki.

 

Dyktando odbędzie się w niedzielę 11 grudnia o godz. 11:30 rano w siedzibie Związku Narodowego Polskiego, 6100 N. Cicero Ave.

 

Zgłoszenia wyłącznie drogą e-mailową na adres [email protected].

 

(Komitet organizacyjny)


Poniżej przedstawiony wywiad z dr Katarzyną Kłosińską przeprowadzony w ubiegłym roku przez Alicję Kuklińską i Annę Rosa.

A. Rosa: Czy kiedykolwiek wcześniej była pani w komisji czuwającej nad przebiegiem lub w jury oceniającym dyktando?

Tak. Kilkanaście razy byłam autorką takich dyktand, które osobiście przeprowadzałam. Dyktanda organizowane są dla bardzo różnych grup ludzi – dla mieszkańców jakiejś gminy czy miejscowości, dla uczniów czy dla pracowników firmy; to pocieszające – od pracowników wymaga się nie tylko znajomości prawa czy umiejętności obsługi klienta, ale również znajomości polskiej ortografii. W Stanach Zjednoczonych jestem jednak po raz pierwszy i bardzo mnie to cieszy. Jestem ciekawa, jak to wszystko pójdzie.

 

A. Rosa: Czy Polacy znają zasady polskiej ortografii?

Polacy na ogół umieją pisać, bo polska ortografia nie jest tak trudna dla rodzimych użytkowników języka, jak na przykład ortografia angielska dla Brytyjczyków czy Amerykanów. Polska ortografia jest dość spójna – jeśli wiemy, jak napisać jakieś słowo, to zwykle wiemy, jak napisać wyrazy należące do tej samej rodziny albo podobne do niego pod jakimś względem (np. mające takie samo zakończenie). Oczywiście, jest sporo zasad ortograficznych, których ludzie nie pamiętają, które nie są już tak oczywiste – jak np. ta, że nazwy mieszkańców miast i mniejszych jednostek administracyjnych (gmina, wieś itp. ) piszemy od małej litery, mimo że nazwy mieszkańców regionów geograficznych i większych obszarów pisze się dużą literą (wielu z nas pisze – błędnie, oczywiście – gdynianin czy radomianin od wielkiej litery). Mamy też problemy ze słowami zapożyczonymi: czy już pisać je po polsku, czy ciągle po angielsku. Jeszcze dwadzieścia lat temu dealer czy leader pisało się po angielsku, dziś pisze się je przez i. Nazwę listu elektronicznego zapisujemy zarówno wciąż jeszcze po angielsku (e-mail, mail), jak i już po polsku (mejl). Najczęściej jest tak, że zapożyczenia najpierw są pisane wyłącznie w języku obcym, potem funkcjonują obie formy, a potem zwycięża jedna, zwykle ta polska, chociaż są takie sytuacje, że tylko obca forma jest w użyciu, na przykład jazz.

 

A. K.: Kto decyduje o tym, że wyraz jest już poprawny?

 

Jeśli chodzi o formę ortograficzną, to tu kompetencje ma Rada Języka Polskiego. Robimy to w odniesieniu nie do pojedynczych wyrazów, ale do całych grup słów – tych grup, których pisownia nie była jeszcze uregulowana (jak np. zwyczajowe nazwy szkół: Filmówka, Jagiellonka czy zapożyczone z języka arabskiego nazwy typu Al. -Kaida, Al. -Dżazira). Czasami zmieniamy jakąś zasadę, jeśli widzimy, że często jest nieprzestrzegana, a ma charakter wyłącznie konwencjonalny (tzn. nie ma oparcia w systemie gramatycznym języka) – tak się stało z regułą nakazującą pisanie w tytułach czasopism wyrazów, których forma się nie zmienia, od małej litery (Mówią wieki). Zgodnie z uchwałą przyjętą w 2008 r. poprawny zapis to Mówią Wieki. Jeśli chodzi o pojedyncze wyrazy, jak lider czy diler, to im częściej ich spolszczona pisownia pojawia się w gazetach, tym szybciej utrwala się ona w świadomości społecznej, a potem trafia do słowników ortograficznych. Jeśli wyraz funkcjonuje w języku już długo i odmieniamy go tak jak wyraz polski oraz tworzymy od niego formy pochodne, to dlaczego mamy zapisywać go w obcej postaci, a nie w spolszczonej?

 

A. K.: Wydaje się, że język polski używany przez Polaków na co dzień staje się coraz bardziej wulgarny.

Wulgaryzmy zawsze były w języku, bo są to wyrazy, które służą do wyrażania silnych emocji. Jednak jeszcze dwadzieścia lat temu mieliśmy świadomość, że są to wyrazy bardzo intymne, a człowiek zaklął sobie jedynie pod nosem lub przy osobie najbliższej. Teraz rzeczywiście się one rozprzestrzeniły, a to, niestety, za sprawą mediów. Z Zachodu zostały przeniesione do Polski różne talk-showy, reality-showy, programy rozrywkowe, których autorom się wydaje, że ludzie chcą obcować z wulgarnością. Potem ludzie słyszą, że w programie telewizyjnym jakaś osoba używa wulgarnego słowa niemal w każdym zdaniu, myślą sobie: „Skoro w telewizji tak mówią, to ja też mogę”, przez co przyzwolenie społeczne na takie zjawiska rośnie.

 

A. K.: Kto ustala, że słowo można uznać za wulgarne?

Społeczeństwo. O tym, jak mają być używane słowa, czy słowo jest poprawne czy nie jest wulgarne, decyduje każdy z nas. Mamy w sobie taki filtr, który sprawia, że w jakiejś sytuacji czy w jakimś towarzystwie nie możemy użyć danego słowa, bo jest ono nieakceptowane. My, jako społeczeństwo, pewne słowa akceptujemy, a innych nie. Społeczeństwo jednak nie jest jednolite. Są takie środowiska, w których używanie słów wulgarnych jest akceptowane, są też takie środowiska, i jest ich na szczęście więcej, gdzie wulgaryzmy uchodzą za coś niestosownego. W języku polskim istnieje takie słowo jak zajebisty – bardzo wulgarne, bo pochodzi od wulgarnego czasownika. Niestety, jest ono powszechnie stosowane przez młodzież (młodszą i starszą) – oznacza tyle co fajny. Zdarzyło mi się, że gdy na zajęciach z kultury języka na pierwszym roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim przekazałam studentom dobrą dla nich wiadomość, oni zareagowali, mówiąc: To zajebiście! W takiej sytuacji byłam zmuszona zrobić wykład o stosowności językowej – tłumaczyłam, że choć w ich środowisku jest to „zwykły” wyraz, to dla osób nieco starszych niż trzydziestokilkuletni jest to wulgaryzm.

 

A. K.: Jak to jest z tą młodzieżą? Podobno młodzież w Polsce mówi wulgarnie, mówi źle. Czy jest to odzwierciedlenie społeczeństwa, domu, szkoły, mody, czy kombinacja wszystkiego?

To zależy od środowiska. Młodzież jest bardzo różna, bo społeczeństwo jest niejednolite. Są środowiska, gdzie wyrazy wulgarne są przerywnikami, są takie, w którym jest tego mniej. Gdyby jednak przejść się ulicą w Polsce i porównać język współczesny z językiem sprzed trzydziestu lat, to byłoby to porównanie niekorzystne dla języka współczesnego – jest on niestaranny i bardziej prostacki.

 

A. K.: Wydaje się, że coraz więcej jest w języku polskim wyrazów obcych. Czy nie uważa pani, że jesteśmy współcześnie zalewani słowami angielskimi?

Jeżeli zapożyczamy wyraz lub grupę wyrazów, to to zapożyczenie ma szansę bardzo szybko przystosować się do języka polskiego. Zapisujemy je po polsku, odmieniamy według obowiązujących wzorów i wtedy ten wyraz przestaje nas razić, czujemy, że jest to element naszego języka. Jednak są całe konstrukcje przejęte z języka angielskiego, jak sport, telegram, doping, kontrola, ser, festiwal, które są zupełnie obce polszczyźnie. Jak je odmienić? Byłam na ser festiwalu czy na serze festiwal? Inną sprawą jest polski język naukowy – tu rzeczywiście polszczyzna może być zagrożona. Naukowcy piszą po angielsku, bo to daje szansę przebicia się w środowisku międzynarodowym, lecz przestają pisać po polsku. W konsekwencji bywa tak, że ludzie z tytułami profesora piszą po polsku tak nieporadnie, że aż niezrozumiale. Niestety, z nieudolną polszczyzną naukową obcują już studenci – wiele podręczników akademickich jest bardzo źle, z pogwałceniem zasad naszego języka, przetłumaczonych z angielskiego. Skąd więc studenci mają czerpać wzorce? Zmierzamy do tego, że polski naukowiec nie będzie umiał sensownie i ładnie pisać polsku.

 

A. K.: Jest pani sekretarzem Rady Języka Polskiego przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk. Czym zajmuje się Rada?

Rada Języka Polskiego jest instytucją opiniodawczo-doradczą w zakresie używania języka polskiego. Zwracają się do nas różne instytucje z prośbą o konsultacje w sprawach dotyczących nazewnictwa ulic, nadania dzieciom jakiegoś nietypowego imienia, nauczania języka polskiego itp. Rada zajmuje się też sprawami długofalowymi, jak stawianie diagnoz dotyczących polszczyzny w nauce, w biznesie, jakość językowa podręczników szkolnych czy ogólnie rozumiana promocja polszczyzny. Staramy się podnosić świadomość językową Polaków – między innymi uzmysławiamy ludziom, że mają swoje prawa jako użytkownicy języka polskiego, na przykład dlatego, że od 2000 roku obowiązuje Ustawa o języku polskim. Zgodnie z nią, każdy towar, który znajduje się w obrocie handlowym, musi mieć oznaczenie w języku polskim. Okazało się jednak (sprawdziła to Najwyższa Izba Kontroli), że w wielu sklepach większość produktów nie miała polskojęzycznych etykiet. Wobec tego Rada Języka Polskiego zrobiła całoroczną akcję uświadamia ludzi, że jeśli wchodzą do sklepu, to muszą widzieć na towarach oznaczenia w języku polskim, które jednocześnie muszą być równoważne z opisami obcojęzycznymi. Akcja odniosła skutek – na przykład pewna młoda matka, która w sklepie angielskiej sieci z ubraniami dziecięcymi nie znalazła ani jednego towaru opisanego w języku polskim, napisała do Inspekcji Handlowej. Ta przeprowadziła kontrolę, w której wyniku zakwestionowała kilkaset towarów i nakazała w ciągu kilku dni wprowadzenie wszystkich etykiet po polsku pod sankcją kary pieniężnej. Od tej pory polskie matki wiedzą, co kupują swoim dzieciom w sklepach tej sieci.

 

A. Rosa: Czy nie odnosi pani wrażenia, że kultura języka polskiego jest bardzo marginalizowana w życiu kulturalno-politycznym w Polsce?

Język polski jest dla większości Polaków ważny. Prowadzę audycję radiową pod tytułem „Co w mowie piszczy?” i dostaję od 500 do 1000 mejli miesięcznie od słuchaczy, którzy pytają o poprawność jakichś form albo proszą, bym apelowała do dziennikarzy o to, by nie popełniali błędów językowych. Ludzie chcieliby też, by Rada Języka Polskiego podejmowała więcej interwencji, sprawdzała sposób używania języka przez różne instytucje itp. Niestety, na podnoszenie świadomości językowej Polaków, na upowszechnianie kultury języka brakuje pieniędzy – budżet Rady jest bardzo skromny.

 

A. Rosa: A jak to wygląda w szkołach w Polsce? Czy programy nauczania przewidują nauczanie kultury języka w stopniu wystarczającym?

Przedmiot o nazwie język polski zawiera w sobie naukę o literaturze i naukę o języku; oczywiście, są tam elementy kultury języka, ale jeśli się szacunku dla języka nie wyniesie z domu, to szkoła niewiele może pomóc.

 

A. K.: Czy zgadza się pani z opinią, że również media są ważnym elementem kształtującym świadomość językową?

Oczywiście, że są. Nienajgorsze pod względem językowym są programy informacyjne. Natomiast fatalnie jest w programach rozrywkowych, np. talk-show; bardzo często zapraszane są tam gwiazdy i celebryci, którzy nie dość, że nie mają nic do powiedzenia, to jeszcze mówią w okropny sposób. Tam się promuje językową bylejakość – widzowie nabierają przekonania, że komunikowanie się z drugim człowiekiem nie musi polegać na przekazywaniu mu starannym, bogatym językiem wartościowych treści, tylko papki informacyjnej – językiem ubogim i niechlujnym.

 

A. K. : Jakie pytania najczęściej pojawiają się w pani audycjach?

Bardzo często ludzie pytają o sprawy oczywiste, o które pytali od zawsze, na przykład wziąć czy *wziąść, twardy orzech do zgryzienia, czy *trudny orzech do zgryzienia. Pytają o pochodzenie wyrazów, nazw, związków frazeologicznych, mówią o zwyczajach językowych, które ich drażnią. Ostatnio pojawił się zwyczaj kończenia zdania twierdzącego pytaniem „tak?”. W niektórych regionach Polski takim natręctwem jest „nie?” lub „prawda?”, a teraz pojawiło się „tak”. Okazuje się, że ludzi irytuje też coraz częstszy wymóg zwracania się do wszystkich po imieniu. Ten, zapożyczony z kultury amerykańskiej, zwyczaj jest niezgodny z naszym poczuciem relacji między ludźmi; mamy przecież szereg form i zwrotów, za pomocą których możemy wyrażać różne stopnie bliskości. Ludzi denerwuje absurdalne kalkowanie zwyczajów obcych – na przykład w wielu sklepach ekspedientki mają przypięte plakietki z napisem „Chętnie pomogę”. W czym kasjerka ma mi pomagać? W tym, że nabija ceny towarów i wydaje resztę? Ona mi nie pomaga, bo to jest jej praca. Przecież nie będzie mi pomagała w pakowaniu zakupów. Ludzie zwracają uwagę na absurdy i to jest budujące, że w społeczeństwie jest jeszcze wrażliwość na to, jak się porozumiewamy.

 

A. K.: Pani prezes, czy pani prezeska, pani dyrektor czy dyrektorka?

W polszczyźnie od wieków istnieją takie nazwy jak aktorka czy nauczycielka. Przez długi czas form żeńskich nie tworzyło się od bardziej prestiżowych zawodów, ponieważ kobiety nie były prezesami, prezydentami, ministrami. Kiedy zaczęły nimi być, język podążał wolniej, pod tym względem, za rzeczywistością i wciąż oficjalnymi formami są: pani dyrektor, pani minister. Coraz mocniej jednak środowiska feministyczne domagają się, aby tworzyć formy żeńskie nazywające kobietę ministra czy kobietę premiera – po to, by pokazać, że bycie ministrem czy prezesem nie przynależy wyłącznie mężczyznom. Ja uważam, że warto przyzwyczajać się do form żeńskich, bo ich używanie ułatwia życie – łatwiej jest powiedzieć: „Rozmawiałem z twoją dyrektorką” niż „Rozmawiałem z twoją dyrektor”. A już zupełnie dziwne (i dwuznaczne) jest zdanie „Fizyk kocha chemik”. Natomiast w zdaniach „Fizyk kocha chemiczkę” i „Fizyczkę kocha chemik” nie ma nic mylącego. Formy żeńskie już się nieźle zadomowiły w języku potocznym, w polszczyźnie oficjalnej utrzymują się nadal męskie. Zachęcam do tworzenia tych form żeńskich, choćby po to, by ustrzec się zabawnych skojarzeń – kiedyś słyszałam w radiu relację z meczu, w którym grali Brazylijczycy. Podekscytowany komentator mówił: „Na trybunach, ubrani w bikini, kibice brazylijscy okazałe biusty mają odziane tylko w skąpe staniki w barwach narodowych”. Gdyby sprawozdawca się odważył i stworzył słowo kibicka, przed oczyma wyobraźni nie staliby rośli Brazylijczycy poubierani w biustonosze.

 

Rozmawiały:

 

Alicja Kuklińska i Anna Rosa

REKLAMA

2091266869 views

REKLAMA

2091267170 views

REKLAMA

2093063631 views

REKLAMA

2091267456 views

REKLAMA

2091267607 views

REKLAMA

2091267751 views