0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaArchiwumJan Krawiec – 4 - Żywot człowieka nie poczciwego

Jan Krawiec – 4 – Żywot człowieka nie poczciwego

-

Jestem w bardzo trudnej sytuacji. Nie mam stałego miejsca zamieszkania, nie mam pracy i żadnych dochodów. Felek jest w konspiracji wojskowej i może będzie mógł mi pomóc. Pomyślałem, ale nie powiedziałem o najważniejszym powodzie ciągnącym mnie do Przemyśla, że siostra Felka Wanda wpadła mi w oko.

W Przemyślu spędziłem kilka radosnych dni. Felek po kontaktach ze swoim przełożonym i współpracownikami powiedział mi, że ZWZ nie chce mnie w swoich szeregach, ponieważ boi się, że będąc poszukiwany, mogę niechcąco naprowadzić Gestapo na jego sieć organizacyjną. Poza tym, organizacja jest jeszcze słaba poza wielkimi miastami. Radził postarać się o dowód osobisty na fałszywe nazwisko. On nie może mi tego załatwić. Fałszywe dowody osobiste wyrabiają specjalne komórki w Warszawie, może także w Krakowie. Kontakt w Krakowie jest “spalony”, pozostaje Warszawa.

REKLAMA

Po krótkim zatrzymaniu się w Jarosławiu pojechałem do Warszawy. Z Dworca Głównego do księgarni Arcta przy Nowym Świecie, której zarządcą był ojciec Jurka i Staszka, nie było daleko. Gdy powiedziałem swoje nazwisko, p. Hniedziewicz przywitał mnie serdecznie, ale radość zgasiła smutna wiadomość, że Jurek w łapance ulicznej wpadł w ręce Gestapo i został wywieziony do nowego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu.

Matka rozpacza, bo zdaje sobie sprawę, że syn walczący z gruźlicą nie wytrzyma długo o głodzie i chłodzie. Dopiero poznaliśmy się, ale p. Hniedziewicz wiedział dużo o mnie od synów, szczególnie od Jurka, który po powrocie ode mnie opowiadał o pięknych krajobrazach moich stron rodzinnych, a z entuzjazmem o starym, drewnianym kościółku. Zatelefonował do domu i zastał Staszka, który po mnie przyjedzie.

Męczyło mnie to, że jestem na utrzymaniu obcych ludzi, którym się nie przelewa. Nie miałem jednak innego wyjścia. Pieniądze mi się skończyły. Musiałem korzystać z gościnności, bo czekałem na dowód osobisty, co załatwiał Staszek. Z p. Hniedziewiczem jechałem rano tramwajem do księgarni i tam w dużej izbie za sklepem, gdzie był skład książek, także tych, które niemiecka cenzura kazała usunąć ze sklepu, spędzałem większość dnia.

Czytałem i spotykałem tam ciekawych ludzi, m. in. Kornela Makuszyńskiego i wielu innych, których nazwisk nie pamiętam. Ekonomista pożyczał mi maszynopis książki, którą pisał. Polemizował z ekonomią Marksa i wątpię, by mógł ją wydać po wojnie (jeżeli przeżył). Często przerywałem czytanie i słuchałem dyskusji ludzi starszych ode mnie i znanych w środowiskach literackich lub naukowych. Także później, gdy przyjeżdżałem do Warszawy na kilka dni, wolny czas spędzałem w izbie za księgarnią Arcta.

Kontakt z “Konfederacją Narodu”
Z rozmów ze Staszkiem zorientowałem się, że jest w stałym kontakcie z ukrywającym się Piaseckim, który montuje podziemną organizację pod nazwą Konfederacja Narodu. “Komendant” zainteresował się mną, ponieważ jestem ze wsi, znam warunki życia i nastroje ludności. Chce się ze mną spotkać i porozmawiać, ale nie teraz, ponieważ jest bardzo zajęty i nie ma warunków na spotkanie.

W następnym roku Staszek dwa razy zawiózł mnie do Piaseckiego, raz do Milanówka, raz do Podkowy Leśnej. Jedno spotkanie przedłużyło się do godziny policyjnej i zostałem na noc w willi, w której mieszkał Piasecki. Była to długa rodaków rozmowa. W swojej ‘‘Nowej Polsce” umieścił dwa moje artykuły, jeden pod ps. Jan z Humania, drugi Jarosław z Orszy. Staszek radził, ażebym wrócił w rodzinne strony, gdzie łatwiej zamelinować się i żywność jest znacznie tańsza niż w mieście. Zapewniał, że mógłby mnie urządzić w Warszawie, ale wydawanie gazetki daleko od wielkich miast jest ważniejsze niż cokolwiek bym robił w stolicy, gdzie jest za dużo ludzi chętnych do pracy konspiracyjnej i wychodzi kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt podziemnych gazet.

Ucieszyłem się, gdy Staszek dał mi dowód osobisty. Obecnie jestem Jan Sobczak, urodzony w Rohatynce, pow. Stanisławów, zamieszkały w Warszawie. Ponieważ Rohatynka jest pod okupacją sowiecką, Niemcy nie będą mogli sprawdzić.

W drodze z Warszawy w rodzinne strony zatrzymałem się w Trześni koło Sandomierza, gdzie mieszkał kolega z Podchorążówki, Staszek Gamoń. Przeżył kampanię wrześniową i był w domu, spędziłem tam kilka dni. Gdy rodzice Staszka dowiedzieli się, że jestem poszukiwany przez Gestapo, zapewnili mnie, że ich dom jest dla mnie zawsze otwarty.

Również w Przeworsku mieszkał kolega z Podchorążówki. Nie było go w domu, przedostał się do Francji. Rodzice nie wiedzą, gdzie jest obecnie. Pod wieczór z żalem powiedzieli, że boją się mnie przenocować. Poszedłem na stację i następnym pociągiem pojechałem do Jarosławia, gdzie z powodu godziny policyjnej przesiedziałem w poczekalni do rana. Był to pierwszy, ale nie ostatni wypadek, że przed godziną policyjną musiałem opuścić dom życzliwych znajomych, którzy bali się mnie przenocować. Noc spędzałem na stacji kolejowej, gdzie w nocy często wpadali gestapowcy i legitymowali obecnych lub w parku w gęstych krzakach.

U Jurka Makowicza czekała na mnie zła wiadomość. Gestapo zabrało brata Mietka (16 lat) na przesłuchanie i zbitego odwiozło do domu. Widocznie, mówił Jurek, gestapowcy myślą, że w domu dowie się czegoś o tobie i następnym razem, bity i kopany, “wyśpiewa” wszystko co wie.

W Jarosławiu od niedawna mieszkał kuzyn Stefan Krawiec z zawodu krawiec, z żoną Kazią. Wysiedleni z Gdyni w jesieni 1939 r. zatrzymali się tymczasowo u teściów w Przemyślu. Było tam ciasno. Przez znajomych znaleźli ładne mieszkanie na drugim piętrze, w dużej kamienicy naprzeciw stacji kolejowej w Jarosławiu. U nich zatrzymywali się rodzice, siostra lub brat, a spotykaliśmy się u Jurka Makowicza. Niedaleko od nich przy ulicy wiodącej do stacji kolejowej była mordownia Gestapo.

Tragedia Mietka i Jurka
Żyłem skromnie, mimo to pieniądze otrzymane w Warszawie skończyły się. Ze wstydem przyjąłem zapomogę od rodziców, którzy nie mieli za dużo. Najbardziej bolał mnie los Mietka, którego gestapowcy zabierali z domu na postrunek Straży Granicznej we dworze i po torturach odwozili do domu. Znosił wszystko z zaciśniętymi zębami. Znał wielu moich kolegów, m. in. Jurka Makowicza i ich adresy, kolportował gazetkę, którą wydawałem w Bachórcu. Nie wydał nikogo. Mama, widząc jego rany i sińce po biciu, cierpiała chyba więcej niż on. Wiadomości o przesłuchaniach i torturowaniu Mietka wywoływały we mnie wściekłość na oprawców i silny ból, że młodszy brat cierpi przeze mnie.

Z Mietkiem łączyła mnie silna więź. Miałem wyrzuty sumienia, że rodzice posłali mnie do gimnazjum (gdyby nie pensja inwalidzka taty, nie stać by ich było). Mietek (4 lata młodszy ode mnie) skończył tylko siedem klas szkoły powszechnej i jeden rok szkoły rolniczej. Był więc “skazany” na gospodarowanie z tatą. Lubiłem go i pomagałem, jak mogłem. Najczęściej były to interwencje u taty, np. ażeby dał mu pod “opiekę”dwa rzędy kapusty.

Kapusta taty była “dorodna” (duże twarde głowy) mówiły z zazdrością sąsiadki. Tato używał pod kapustę kurzy nawóz. Mietek prosił go o oddanie mu dwóch rzędów (z kilkudziesięciu) bez kurzego nawozu, bo chce wypróbować sztuczny nawóz, który otrzymał w szkole rolniczej. Tato odmówił. Mnie się udało przekonać tatę, ażeby oddał Mietkowi dwa rzędy kapusty. Może przekona się, że nawóz kurzy jest lepszy od sztucznego.

Po zasadzeniu kapusty, obydwaj (osobno) co kilka dni szli, by zobaczyć, jak rośnie “ich” kapusta. Mietek zwyciężył. Następnego roku tato dał mu pieniądze na sztuczny nawóz pod kapustę. Mietek był szczęśliwy. Mama m
ówiła, że Mietek za mną skoczyłby w ogień. Jego cierpienia z rąk gestapowców stawały się dla mnie nie do zniesienia.

Po dłuższej szarpaninie z sobą postanowiłem zgłosić się do Gestapo. Wierzyłem, że mając mnie, zostawią brata w spokoju. Pojadę rano do Przemyśla, pożegnam się z Wandą i Felkiem i pójdę do Gestapo. Jurek mi odradzał, ale w końcu zgodził się, wierząc, że Felek, a przede wszystkim Wanda, odwiedzie mnie od tego zamiaru. Po chwili zapytał się, a co z rodzicami? Nie chcesz się z nimi pożegnać? To jest najcięższe zadanie.

Myślę o tym, ale boję się, że mama tego nie przeżyje… A przeżyje, gdy nagle dowie się, że poszedłeś do Gestapo i zostałeś aresztowany? Do rozmowy wmieszała się Henia, żona Jurka, powiedziała, że rozumie moją rozterkę. Sprawa jest zbyt poważna, by pochopnie decydować o wyjściu z sytuacji. Radziła odłożyć wyjazd do Przemyśla, ażebyśmy mieli więcej czasu na przedyskutowanie tej bardzo trudnej sprawy. Zgodziłem się niechętnie.
Nie wiedziałem, że Henia wysłała Kazię (żonę kuzynów) do rodziców.

Następnego dnia rano Kazia przyjechała z rodzicami. Chciał również przyjechać Mietek, ale w ostatniej chwili uświadomił sobie, że jeżeli kapuś Gestapo go pilnuje, zaprowadzi ich do mnie. Tato, jak zwykle małomówny, powiedział, że zgłoszenie się do Gestapo “to głupota”. Mietek prosi bym tego nie robił. On zniesie wszystko, co na niego spadnie. Z mamą dyskutowałem długo, ale gdy objęła mnie i drżącym głosem powiedziała: “synu błagam – nie rób tego! Ciebie wykończą, a nie ma pewności, że Mietka zostawią w spokoju…” – nie wytrzymałem. Wziąłem jej szorstką, twardą, spracowaną dłoń i pocałowałem, mówiąc: dobrze, już dobrze, mamo, nie płacz! Mówiła potem, że była to najcięższa chwila w jej życiu.

W 1958 r. przyleciała do siostry, u której wtedy mieszkałem w Posen, IL i wyznała, że przeżyła jeszcze cięższą chwilę w 1946 r. w piękny majowy dzień. Przez otwarte okna płynęła woń kwiatów z ogródka, a Mietek, płacząc objął ją i prosił ażeby modliła się o jego śmierć, bo nie ma czym oddychać. Rozpłakała się i długo nie mogła się uspokoić. W kilka dni później umarł. Po torturach na Gestapo zachorował i zapłacił życiem za milczenie.

W listopadzie, w czasie pobytu w Warszawie, p. Hniedziewiczowa zaprosiła mnie na święta Bożego Narodzenia. Będzie mi smutno bez Jurka, ale wierzę, że smutek złagodzi obecność kogoś, kto również nie może spędzić najpiękniejszych świąt w roku z rodziną. Jestem pewna, mówiła, że pańskiej mamie będzie również smutno bez pana, ale pociechą jej będzie świadomość, że syn spędza święta u przyjaciół.

Gestapo postarało się, ażeby święta Bożego Narodzenia w 1940 r. były najsmutniejszymi świętami w życiu rodziny Hniedziewiczów. W wigilię doręczono im telegram, że w obozie koncentracyjnym Auschwitz ich syn Jurek zmarł na atak serca. Perfidia i nikczemność Gestapo nie miała granic. Być może, że Jurek zmarł kilka tygodni wcześniej, ale wiadomość o śmierci doręczono w wigilię, by zwiększyć ból rodziny.

Były to smutne święta także dla mnie. P. Hniedziewiczowa zalewała się łzami, mąż i Staszek, hamując łzy, próbowali pocieszać, ale bez powodzenia. Mnie również było smutno. Współczułem rodzinie. Lubiłem i ceniłem Jurka. Znaliśmy się krótko, ale wywarł na mnie wpływ. Rodzice stracili syna, ja przyjaciela. Pobyt w gościnnym domu Hniedziewiczów stał się ciężki dla mnie. Na szczęście, przed wyjazdem do Warszawy, Felek Pikulski przekazał do Jurka Makowicza wiadomość, ażebym w ważnej sprawie zaraz po świętach przyjechał do Przemyśla.

Los uśmiechnął się do mnie na krótko
W Przemyślu u Felka poznałem mjr. Stanisława Ruśkiewicza z KOP, inspektora ZWZ w Rzeszowie i szefa, niezależnej od ZWZ, sieci wywiadu brytyjskiego. Jego agent mieszka w Przemyślu pod okupacją sowiecką i za ‘‘gościnę’’ musi dzielić się wiadomościami z sowieckim GRU (wywiad wojskowy). Dla Polski będzie korzystnie, gdy okupanci chwycą się za gardła i zaczną dusić jeden drugiego. Pamiętamy, że wojna między zaborcami w latach 1914-1918 przyczyniła się decydująco do odzyskania przez Polskę niepodległości.

Wywody majora były przekonujące. Zgłosiłem się do pracy w sieci jego wywiadu. Umówiliśmy się na spotkanie w restauracji jego siostry, niedaleko od mostu na Wisłoku przy drodze do Tyczyna. Ponieważ siostra dobrze gotuje, brat poradził jej by na froncie domu, gdzie był sklep, otwarła restaurację. Będzie to dobry punkt kontaktowy dla jego organizacji podziemnej.

Od Felka dowiedziałem się, że mjr Ruśkiewicz długo był oficerem 17. pułku piechoty w Rzeszowie. Kilka lat przed wojną, po awansie na majora, dowodził batalionem KOP “Czortków” w brygadzie ‘‘Podole”. We wrześniu 1939 r. dowodził batalionem w 36. dywizji piechoty rezerwowej w rejonie Szydłowca i Końskich. Wyróżnił się brawurowym kontratakiem na Kazanów i wyparciem Niemców z tej miejscowości. Zbiegł z niewoli i przedostał się do Rzeszowa, zamieszkał u siostry i rozpoczął działalność konspiracyjną.

Zatrzymałem się u Grzesików na Pobitnem, skąd było blisko do restauracji sostry majora. Po podaniu hasła, siostra zaprowadziła mnie do pokoju za restauracją. Wkrótce potem wszedł major Ruśkiewicz. Po “wyspowiadaniu się’’ z krótkiego życia, major powiedział, że nie chce mnie umieścić w ZWZ, lecz przyjmuje do sieci wywiadu. Ponieważ powiedziałem mu, że jestem wrogiem komunizmu i Rosji, dodając, że każdej Rosji, major poświęcił dużo czasu na uzasadnienie zamieszkania agenta brytyjskiego pod okupacją sowiecką i ceny, jaką musi za to płacić. Lubiłem historię i znałem ją dużo lepiej niż wymagano w 8-klasowym gimnazjum. Mimo to major imponował znajomością historii i spraw międzynarodowych.
cdn.

REKLAMA

2091306439 views

REKLAMA

2091306738 views

REKLAMA

2093103197 views

REKLAMA

2091307019 views

REKLAMA

2091307165 views

REKLAMA

2091307309 views