Izba Reprezentantów głosowała przeciw niesieniu wojskowej pomocy libijskim rebeliantom, lecz nie wstrzymała funduszy na udział USA w misji NATO.
Republikanie i demokraci zasygnalizowali niezadowolenie z udziału w wojnie domowej w Libii, lecz równocześnie okazali niechęć do zakończenia tej operacji, z czego wynika, że bardziej niż naloty na Libię przeszkadzał im fakt, że prezydent Obama podjął decyzję o obronie opozycji przed Moammarem Kadafi bez zgody Kongresu.
Za propozycją republikanina z Oklahomy, kongr. Toma Cole, która wyklucza „dostawy sprzętu wojskowego, szkolenia, militarne doradztwo i poparcie dla akcji rebeliantów w Libii lub przeciw Libii” opowiedziało się 225 kongresmanów, w tym 47 demokratów.
Intencją ustawy jest niedopuszczenie do przekazywania broni i innej pomocy dla rebelianckiej tymczasowej Rady Narodowej.
Ustawa nie dotyczy zatwierdzonej przez prez. Obamę pomocy humanitarnej, na którą łącznie przeznaczono $75 milionów.
W drugim głosowaniu ustawodawcy odrzucili propozycję wstrzymania funduszy na wydatki związane z udziałem USA – w ramach NATO – w libijskim konflikcie.
Kongresmani zarzucali Obamie naruszenie rezolucji z 1973 roku, która zobowiązuje prezydenta do zwrócenia się do Kongresu o pozwolenie na akcję militarną w ciągu 60 dni od pierwszego uderzenia. Obama tego nie zrobił. W zamian powiadomił Kongres, że nie potrzebuje zgody ze względu na ograniczoną rolę w akcji, która w zasadzie nie jest wojną.
(HP – eg)