0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaUncategorizedMichelle wyjaśnia, McCain zaprzecza

Michelle wyjaśnia, McCain zaprzecza

-

Polityczni komentatorzy mają na warsztacie dwa „sensacyjne” tematy. Niezależnie od sympatii partyjnych zajęli się nieostrożną wypowiedzią Michelle Obamy i bliską przyjaźnią, czy też niedoszłym romansem, Johna McCaina z o połowę od niego młodszą lobbystką Vicki Iseman.

Na wiecu kampanijnym na rzecz swego męża, Baracka Obamy, Michelle niedoświadczona w politycznych rozgrywkach i niepomna siły mediów analizujących każde słowo pod każdym możliwym kątem, powiedziała, że po raz pierwszy w swym dorosłym życiu jest dumna ze swego kraju. Reakcja prawicy była druzgocąca. Rush Limbaugh zachłysnął się własnym oburzeniem. Nieobliczalna Michelle Malkin napyskowała się co niemiara, zarzucając żonie Obamy brak patriotyzmu.

Cała ekipa kablowego FoxNews z Seanem Hannaty i Billem OReilly na czele postawiła ją pod pręgież opinii publicznej. Bardziej liberalne środki przekazu z lubością rozkładały jej słowa na czynniki pierwsze.
Tymczasem właśnie opinia publiczna, nieskażona jeszcze komentarzami telewizyjnych publicystów, zrozumiała Michelle zgodnie z jej intencjami. Pani Obama wyraziła dumę z szerokiego, a w przypadku jej męża entuzjastycznego, uczestnictwa Amerykanów w procesie politycznym, w szczególności zaś zazwyczaj apatycznej młodzieży.

Chodziło również o coś więcej. Niewątpliwie była przyjemnie zdumiona olbrzymim poparciem dla swego męża ze strony białych wyborców. Tym bardziej, że jeszcze niedawno nawet czarny elektorat miał wątpliwości, co do tego, czy Obama ma jakiekolwiek szanse na to, by jego kandydaturę potraktowano poważnie.

Rzeczywistość okazała się bardzo łaskawa dla demokraty z Illinois. Zaskoczyła niejednego polityka zanikaniem podziałów rasowych, nawet na południu kraju, gdzie nadal pokutują silne uprzedzenia. Kandydatura Obamy okazała się czynnikiem łączącym Amerykanów niezależnie od pochodzenia, wykształcenia i wieku.

Niewątpliwie Barack Obama w dużym stopniu zawdzięcza swą popularność prezydentowi Bushowi. Tak zmęczył elektorat niedorzecznymi decyzjami w polityce zagranicznej, działaniami w interesie korporacji i wynoszeniem się ponad prawo, że większość ludzi odrzuca to, co choćby w najmniejszym stopniu przypomina dzisiejszy Waszyngton.

Równie bezsensowna jest burza wokół Johna McCaina, jaką wywołał New York Times, publikując artykuł o niedoszłym romansie senatora z lobbystką. Gdyby intymna przyjaźń miała miejsce teraz, to rozgrzebywanie jej mogłoby mieć jakieś uzasadnienie.

Sam McCain miałby w tym jakiś interes, gdyż romans świadczyłby o jego stałym, choć już bardzo wątpliwym wigorze. Byłby niejako potwierdzeniem, że ma wystarczająco dużo siły i energii, by stanąć na czele supermocarstwa.
Prasa zapomina, że obecne wybory są niezwykłe nie tylko dlatego, że wśród kandydatów znalazła się kobieta i Afroamerykanin, lecz również z powodu wieku McCaina (71 lat), najstarszego w historii kandydata.

Jednakże romans-nieromans miał miejsce nie teraz, lecz w czasie pierwszej kampanii prezydenckiej McCaina w 1999 roku. Dziś o niczym nie świadczy.
Media zastanawiają się, po co gazeta ujawnia pikantne szczegóły z dość odległej przeszłości McCaina. Problemem komentatorów jest to, że przedstawiają artykuł w NYT tak, jakby zawierał tylko tę jedną informację. W rzeczywistości autorzy udostępnili cały szereg wiadomości z działalności legislacyjnej republikańskiego kandydata, dużo ważniejszych dla wyborcy niż jego sercowe przeżycia.

Komentatorzy zadziałali zgodnie z przekonaniem, że publiczność interesują afery w Hollywood bardziej niż polityka. I jest to nadzwyczaj łatwe wytłumaczenie własnych potknięć i niechęci do tłumaczenia skomplikowanych zależności legislacyjnych i decyzji Kongresu. A może tylko zwykłe lenistwo?
Elżbieta Glinka

REKLAMA

2091329250 views

REKLAMA

2091329549 views

REKLAMA

2093126008 views

REKLAMA

2091329830 views

REKLAMA

2091329976 views

REKLAMA

2091330120 views