0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaUncategorizedMasa czasu na aktywizm

Masa czasu na aktywizm

-

Piętnaście miesięcy temu po utracie zatrudnienia w charakterze finansowego konsultanta, Tom Grimes zadzwonił do swego reprezentanta z prośbą o pomoc w uzyskaniu rządowego ubezpieczenia medycznego. 

 

REKLAMA

Krótko później znalazł zajęcie. Został aktywistą „Tea Party”. W ciągu roku zorganizował lokalną grupę w South Bend, Indiana, i stanową koalicję, a na swej stronie internetowej informuje o planowanych protestach. W marcu zmobilizował 200 innych aktywistów „Tea Party” do protestu przed biurem tego samego kongresmana, od którego ponad rok wcześniej oczekiwał pomocy. To, o co zabiegał wówczas, dziś przedstawia jako „przejęcie opieki medycznej przez państwo”. 

 

Grimes jest jednym z wielu Amerykanów popchniętych do akcji obawą o przyszłość. Na wiecach, spotkaniach i sesjach szkoleniowych aktywiści często przedstawiają podobne zdarzenia: stracili pracę, spadła wartość ich domów, są przeciw podatkom i za ograniczeniem rządu. 

 

Wielka depresja również zmobilizowała przedstawicieli średniej klasy do działania. Domagali się większego udziału rządu w ich życiu, oczekiwali na konkretną pomoc. „Tea Party” przeciwnie, opowiada się za zmniejszeniem rządu, choć wielu jego członków korzysta z rządowych programów, jak Medicare i Social Security. Sympatycy tego ruchu to w większości starsi, biali mężczyźni, w tym wielu chrześcijańskich fundamentalistów.

 

Grimes powołuje się teraz na książkę Frederica Bastiata „The Law”, w której autor dowodzi, że programy socjalne są „błędną filantropią”. 

 

„Jeśli nic ludziom nie dajesz, to sami wykombinują, jak sobie radzić”, mówi Grimes. 

 

Fakt, że wielu przyłączyło się do „Tea Party” po utracie zatrudnienia zmusza do postawienia pytania, czy ruch przeżyje poprawę gospodarki, czy też ludzie zamienią tablice protestacyjne na czeki z pracy. 

 

W tej chwili niektórzy przeznaczają własne oszczędności na coś, co uważają za rzecz ważniejszą od pracy, planują forum kandydatów i akcję zachęcania do udziału w wyborach.

 

„Nawet gdybym chciała, to nie mogę się zatrzymać”, mówi 67-letnia Diana Reimer, związana z organizacją Freedom Works, prowadzoną przez byłego lidera kongresowych republikanów, Dicka Armey. Za energiczne wysiłki w zakresie zwalczania reformy medycznej kobieta uchodzi za gwiazdę.

 

Rok temu jej męża postawiono przed wyborem, albo odejdzie na emeryturę albo zostanie zwolniony. Reimerowie próbowali sprzedać dom na przedmieściu Filadelfii, by spłacić długi i przenieść się do mniejszego miejsca w mieście. Sprzedawca nieruchomości powiedział im, że dom jest wart o $40 tys. mniej niż zapłacili za niego 19 lat temu. Kwota ta nie wystarczyłaby nawet na spłatę pożyczki hipotecznej. Pani Reimer nie wyjaśnia w jaki sposób sytuacja na rynku nieruchomości kojarzy jej się z reformą lecznictwa. 

 

Przypomina sobie program telewizyjny o „Tea Party”. 

 

„To coś dla mnie. To sposób na ulżenie frustracjom, na to, by nas ktoś usłyszał”, wspomina. Lubi „Tea Party” ze względu na okazywnay przez jej członków patriotyzm. „Odmawiają przysięgę wierności i śpiewają hymn narodowy”, mówi.

 

Reimer łączyła pracę w Macy´s z aktywizmem. Gdy pracodawca nie dał jej wolnych dni na działalność w „Tea Party” zrezygnowała z pracy. „Znalazłam swoje powołanie”, mówi. 

 

Diana Reimer, obecnie krajowy koordynator „Tea Party Patriots”, kierowała ruchem demonstrantów na Kapitolu przed głosowaniem nad reformą. W czasie prawyborów w Massachusetts chodziła od drzwi do drzwi z grupą innych działaczy, namawiając do głosowania na republikanina Scotta Browna. 

 

Reimer i jej współpracownicy korzystają z rządowych programów Medicare i Social Security. Uważają, że w pełni na to zasłużyli.

 

„Wiem jedynie, że rząd istnieje nie po to, by wtrącać się do banków, kompanii ubezpieczeniowych, opieki medycznej i producentów samochodów, lecz po to, by zapewnić nam bezpieczeństwo”.

 

Pani Reimer nie podobają się akcje rządu skierowane na ratowanie ekonomii i w zakresie opieki medycznej. Po prostu nie ufa administracji Obamy.

 

50-letni Jeff McQueen zajął się organizowaniem „Tea Party” w Michigan i w Ohio, gdy stracił pracę w firmie sprzedającej części samochodowe. „Będąc na bezrobociu miałem dużo czasu. Nie mogłem siedzieć bezczynnie.” Zaczął produkować flagi, które nazywa flagami „drugiej amerykańskiej rewolucji”. Zapakował je do samochodu i ruszył w 700-milową podróż, by przyłączyć się do kampanii Scotta Browna. Sprzedaż nie poszła najlepiej, ale McQueen dostrzegł ważniejszy powód do aktywnego działania. 

 

„Założyciele naszgo kraju przysięgali na własne życie, fortuny i honor. Wierzyli w to tak mocno, że byli skłonni wszystko poświęcić. Właśnie my jesteśmy zwolennikami takiej lojalności”.

 

Za bezrobocie wini rząd. „Bez wątpienia rząd ponosi odpowiedzialność, nie z powodu tego, co ostatnio zrobił z przemysłem samochodowym, lecz tego co robi od lat osiemdziesiątych. Rząd dopuścił do wolnego handlu i nie narzucił żadnych regulacji”.

 

McQueen nie widzi żadnej sprzeczności między argumentami za zmniejszeniem rządu a żądaniami, by rząd tworzył miejsca pracy i nie dopuszczał do cięć w programie Medicare.

 

Po roku ostrych debat emocje wzięły górę nad faktami. 

 

„Jeśli nie ufasz systemowi wartości ludzi kierujących krajem, nie zastanawiasz się nad faktami”, szcerze przyznaje pan Grimes.

(NYT –eg)

REKLAMA

2091276663 views

REKLAMA

2091276965 views

REKLAMA

2093073425 views

REKLAMA

2091277248 views

REKLAMA

2091277398 views

REKLAMA

2091277548 views