Popularny konserwatywny gospodarz programu radiowego, znany z szokujących wypowiedzi i szerzenia pogardy wobec ludzi, którzy nie podzielają jego własnych poglądów, „wsławił” się ostatnio wyrażeniem życzenia, by prezydentura Baracka Obamy okazała się pomyłką. Słowa Rusha Limbaugh oburzyły demokratów i wprowadziły w zakłopotanie republikanów. Tych zwłaszcza, którzy nie widzą powodu do umacniania podziałów w chwili, gdy nowy prezydent nawołuje do wspólnych działań dla dobra kraju.
Nie jest to proste zadanie, gdy obie partie mają diametrialnie różne spojrzenie na szereg spraw, ostatnio na metody wyciągnięcia Stanów Zjednoczonych z ekonomicznego kryzysu.
Zapoznając się z opinią republikańskich ustawodawców na temat programu zmierzającego do rozruszania gospodarki prez. Obama żartobliwie, lecz z przekąsem, zauważył, że republikanie nie we wszystkim muszą słuchać Rusha Limbaugh. Uwaga prezydenta dała Limbaugh kolejne pole do popisu. Oświadczył w swoim programie radiowym, że Obama bardziej boi się jego niż „republikańskich liderów, kongr. Johna Boehnera i sen. Mitcha McConnella, co nie za dobrze świadczy o naszej partii”.
Tego było za wiele nawet dla niektórych republikanów. Kongresman Phil Gingrey z Georgii oświadczył: „McConnell i Boehner postępują jak najbardziej właściwie. Oczywiście sprawy wyglądają znacznie prościej, gdy jest się Seanem Hannity, Rushem Limbaugh, czy Newtem Gingrichem, gdy stoi się z tyłu i rzuca cegłami. Łatwiej, gdy nie jesteś zobowiązany do robienia tego, co najlepsze dla ludzi i twojej partii. Łatwo gadać, gdy ma się z tego wygodne życie, a przy okazji można poruszyć swoich słuchaczy”. Wypowiedź kongr. Gingreya ukazała się we wtorek w internetowym magazynie Politico.
Już następnego dnia Gingrey telefonował do Limbaugh, by go publicznie przeprosić za pochopną wypowiedź. Przypomniało to zachowanie teksańskiego prawnika, któremu Dick Cheney posiekał kulami twarz na polowaniu na kaczki. Zamiast Cheney prawnika, prawnik przepraszał Cheneyego. (eg)
