Federalne władze śledcze zidentyfikowały kilkudziesięciu pracowników i kontraktorów Pentagonu, podejrzanych o kupienie i wprowadzenie do internetu dziecięcej pornografii. W grupie tej znajdują się ludzie, którzy uzyskali nielegalny materiał korzystając z rządowych komputerów.
Liczba ta, w porównaniu z tysiącami osób zatrudnionych w agencjach wchodzących w skład Departamentu Obrony, jest stosunkowo niewielka. Jednakże fakt, że ludzie ci mają dostęp do tajemnic rządowych, wystawia bezpieczeństwo narodowe na ryzyko szantażu, łapówkarstwa i innych zagrożeń, tym bardziej, że podejrzani o dzięcięcą pornografię mają dostęp do instalacji wojskowych.
Liczący 50 stron raport, przygotowany przez biuro inspektora generalnego Pentagonu, zawiera podsumowanie dochodzeń rozpoczętych w 2002 roku. Część z nich do dziś nie doczekała się rozwiązania. Specjaliści wskazują na trudności w gromadzeniu dowodów winy. W takich przypadkach prokurator musi znaleźć dowody, że występujące w filmach dzieci faktycznie są niepełnoletnie lub są ofiarami prześladowań. Okazało się także, że sporo dowodów zaginęło.
Na wielu amatorów dziecięcej pornografii natrafiono przy okazji znacznie szerszego śledztwa zainicjowanego przez agencję Immigration and Customs Enforcement w 2006 roku. Operacja pod nazwą Flicker zidentyfikowała blisko 5 tysięcy osób, które zapłaciły za dostęp do stron internetowych obsługiwanych za granicą. Aż do ub. tygodnia nie ujawniano, że znaczna część przypadków została skierowana do Departamentu Obrony do dalszego śledztwa, ze względu na to, iż dotyczyły personelu militarnego, przedstawicieli wywiadu i firm pracujących na kontraktach rządowych.
(Boston Globe – eg)
