0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Dolarowy kryzys

-

W rezultacie spadku wartości dolara już doszło w USA do wzrostu cen importowanych produktów. Coraz niższe notowania amerykańskiej waluty w stosunku do euro i do złotówki są przedmiotem szczególnego niepokoju Polaków wracających do kraju. Dawno już minęły czasy, kiedy dolar miał dużą siłę nabywczą. Dziś w przeliczeniu na złotówki nie gwarantuje polonijnym emerytom wygodnego życia po powrocie do Polski. Analizy amerykańskich ekonomistów nie dają powodu do optymizmu.

Dyrektor Trends Research Institute, Gerald Celeste, przewiduje kryzys finansowy z po-tencjałem obniżenia wartości dolara o 90%. Równocześnie mówi o wzroście cen złota do $2000 za jedną uncję. „Znajdziemy się w takiej sytuacji ekonomicznej, jakiej nikt nie pamięta”. W raporcie zatytułowanym „Panic of 2008”, Celeste, który rok temu trafnie przewidział finansowy kryzys na rynku nieruchomości i skok cen złota, uważa, że jest to jedynie pierwszy upadek małego segmentu rynku, a zarazem groźna zapowiedź tego, co przyniesie najbliższa przyszłość.

„Im kto większy, tym upadek będzie boleśniejszy”, mówi Celeste. Nie zdziwią go straty wielkich korporacji, jakie ostatnio zgłosiły Citigroup Inc. i General Motors Corp., ani ich całkowity upadek. W rezultacie nastąpi spadek poziomu życia w USA i dotychczasowych zwyczajów, jak olbrzymie wydatki w okresie przedświątecznym, które napędzały amerykańską ekonomię od lat czterdziestych XX wieku.

Mniej negatywnie pozycję dolara postrzega profesor Witold Orłowski. Z rozmowy przeprowadzonej z profesorem przez Witolda Gadomskiego i opublikowanej w „Gospodarce” 22 listopada pod tytułem „Całkowity upadek dolara? To nierealne”, wynika, że Chiny, największy wierzyciel Stanów Zjednoczonych, panicznie boją się załamania kursu dolara. A to z tego względu, że za pożyczone od nich pieniądze Amerykanie kupują chińskie towary. W interesie Pekinu nie leży podcinanie gałęzi, na której siedzi, bowiem przerwa w eksporcie na największy rynek zbytu oznaczałaby spowolnienie rozwoju gospodarczego.

„Fundamenty chińskiej gospodarki są w dużo gorszym stanie niż znacznie mniej dynamiczne gospodarki krajów rozwiniętych. Jest ona przyzwyczajona do wzrostu na poziomie 10 proc. i obniżenie dynamiki byłoby dla Chin groźne. Giełda w Szanghaju jest przegrzana, ceny akcji są przeszacowane. Gigantyczne inwestycje są finansowane kredytami z państwowych banków, gdyż bankowość nie została w pełni urynkowiona. To wszystko się kręci, gdy gospodarka szybko rośnie. Rządzący Chinami boją się, że jeśli gospodarka spowolni, choćby do 4-5 procent, wówczas okaże się, że część kredytów nie będzie mogła być spłacona… Rozsądek kazałby wymienić amerykańskie obligacje na obligacje w euro, ale taka operacja musiałaby prowadzić do dalszego osłabienia dolara ze wszystkimi tego konsek-wencjami dla całego świata, w tym Chin”, wyjaśnia prof. Orłowski.

W tej chwili nastąpiło przewartościowanie ogólnie przyjętych zasad. W przeszłości kraj z silną gospodarką miał silną walutę. Spadek wartości waluty świadczył o osłabieniu gospodarczym. Dziś sprawy mają się nieco inaczej. „Stany Zjednoczone wciąż są liderem pod względem innowacyjności i poziomu produktywności, ale z finansowego punktu widzenia są właściwie bankrutem. To, że nie bankrutują realnie, wynika tylko z tego, że ich waluta jest wciąż akceptowana na całym świecie i nikt nie odmawia im kredytu”, mówi profesor.
Profesor Orłowski podziela opinie amerykańskich analityków co do beztroskiego życia Amerykanów na kredyt i równie beztroskiego przyznawania kredytów osobom bez właściwego zaplecza finansowego i możliwości zarobkowych. W rezultacie tych praktyk już doszło do kryzysu na rynku pożyczek na nieruchomości a z powodu niewypłacalności wielu osobom odebrano zadłużone domy.

„Kryzys amerykańskich kredytów hipotecznych jest przykładem katastrofalnych błędów mikroekonomicznych, które biorą się z parcia do życia na kredyt. Popularne są w Ameryce tzw. kredyty NINJA: no income, no job, no assets (bez dochodów, bez pracy, bez majątku). Na kredyt żyją gospodarstwa domowe nie mające w normalnych warunkach żadnej zdolności do uzyskania kredytu.”
Znaczną rolę w szalonym pędzie udzielania kredytów na prawo i lewo odegrał były szef Federalnych Rezerw, Alan Greenspan, który poprzez zaniżanie stopy procentowej pobudzał gospodarkę. Wskutek polityki Greenspana „na rynku znalazło się zbyt wiele pieniędzy, które generowały popyt na akcje spółek, nieruchomości i inne aktywa”.

Odpowiadając na pytanie, dlaczego świat tak długo nie podejmował działań w celu zdyscyplinowania amerykań-skiego dłużnika prof. Orłowski odpowiedział: „Po II wojnie światowej dolar stał się walutą światową, zastępując złoto, które zostało ostatecznie zdetronizowane w 1971 roku. Amerykanie znaleźli się w sytuacji kogoś, kto posiada drukarnię pieniędzy akceptowanych przez banki i rynek… Skoro dolary były akceptowane przez inne kraje, Amerykanie nie widzieli powodu, by sytuacji tej nie wykorzystywać. Uznali, że swoje długi mogą spłacać, drukując więcej dolarów”.

Bez wątpienia spadek dolara przyczyni się do wzrostu inflacji. Rząd mógłby podjąć działania na rzecz zmniejszenia wydatków własnych i przeciętnego Amerykanina, lecz naraziłby się na krytykę obywateli, którzy uważają, że głównym problemem gospodarczym są podatki, a nie likwidacja deficytu, zanim zagraniczni kredytowcy sięgną po środki dyscyplinarne.

A jeśli dolar przestanie być akceptowany jako waluta światowa? „Całkowity upadek dolara nie wydaje się realny, ale możliwe jest osłabienie jego pozycji. Dolar pozostanie ważną walutą, w której trzymana będzie część rezerw, ale jego udział się zmniejszy. Skutki tego procesu dla globalnej gospodarki są trudne do oszacowania, gdyż zależą od szybkości zmian i ich głębokości. Jeżeli przywódcy Ameryki i przywódcy krajów będących wierzycielami Stanów Zjednoczonych będą ze sobą współpracować po to, by zmniejszyć deficyt w obrotach handlu amerykańskiego, obniżyć poziom zadłużenia i łagodnie zmienić kurs dolara, katastrofy nie będzie”.

Profesor Orłowski przyznaje jednak, że po spadku wartości dolara nie można wykluczyć „dużego trzęsienia ziemi”.

„W tym roku co parę miesięcy dochodzi do wstrząsów, po których powraca zaufanie do stabilności rynku, giełdy ro-sną, ale wystarczy jedno zdanie chińskiego urzędnika z banku centralnego, by inwestorzy wpadali w panikę. Być może wchodzimy w okres kryzysów, które będą krok po kroku przesuwały świat w stronę nowego poziomu równowagi”.

Orłowski wiąże pewne nadzieje z przejęciem władzy w USA przez demokratów, którzy „zwykle lepiej niż republikanie rozumieli świat, więc niewykluczone, że jakaś zasadnicza zmiana polityki gospodarczej nastąpi, o ile wygra demokratyczny kandydat”.

Demokraci faktycznie zaczynają kłaść większy nacisk na ekonomię wobec rosnących obaw społeczeństwa o nadchodzącą recesję. Coraz więcej Amerykanów narzeka na finansowe kłopoty związane ze wzrostem cen benzyny, oleju grzewczego i elektryczności. Ceny domów spadły o 8% w skali krajowej, a w niektórych rejonach aż o 16%. Ludzie tracą domy z powodu niewypłacalności. Od października giełda straciła 10% wartości, a dolar coraz bardziej słabnie w stosunku do euro i innych walut. W tej sytuacji nikt nie gwarantuje poprawy sytuacji.

Elżbieta Glinka

REKLAMA

2091333076 views
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

REKLAMA

2091333376 views

REKLAMA

2093129836 views

REKLAMA

2091333658 views

REKLAMA

2091333804 views

REKLAMA

2091333949 views