0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaBatorySprawy damsko-męskie oraz inne

Sprawy damsko-męskie oraz inne

-

Pani Irenka od różańca, pani Halinka podrywająca kapitana, piękna Małgosia, po której zostało niedokończone wspomnienie i uwodzący naszego bohatera – amerykański profesor literatury z Oksfordu. Barwna opowieść, pełna obyczajowych smaczków, to pokłosie trzech rejsów Batorym Marcina Hencza.

Pomysłem dłuższych wakacji w Ameryce zainspirował go kolega, który miał ustawioną pracę w Chicago i zapewniał, że na początek pomoże także panu Marcinowi. Nasz bohater wziął więc roczny urlop z Akademii Medycznej, gdzie pracował jako lektor. Za zaoszczędzone podczas ONZ-owskiej operacji pokojowej na Bliskim Wschodzie (UNEF II) pieniądze kupił bilet i latem 1976 roku 33-letni kawaler wszedł na pokład Batorego.

REKLAMA

„Samotny to ja byłem, dokąd nie postawiłem nogi na pokładzie. Steward odebrał mi walizki, żeby zanieść je do kajuty, a mnie od razu wpadła w oko czarnoskóra, elegancka Angielka stojąca obok portretu jakiegoś naszego króla. Coś mnie podkusiło, żeby zapytać ją, czy mogę sobie zrobić z nią zdjęcie. No i tak od słowa do słowa okazało się, że wraca do Londynu, że na imię ma Grace i że podróżuje z koleżanką. Szybko się okazało, że koleżanka jest brzydka i wredna i że robi wszystko, by utrudnić mi rozmowy z Grace. Więc skończyło się tylko na próbach. Zresztą Grace wysiadła po paru dniach w Londynie.

Na początek zbadałem wszystkie kąty, starałem się poznać każdy zakamarek. To była dla mnie niezwykła przygoda. Dlatego też robiłem zapiski, tak sobie gryzmoliłem każdego dnia. Lubiłem wychodzić o świcie i obchodzić pokłady. Spotykałem na nich kobietę, która spacerowała z różańcem w ręku. Na początku w ogóle się nie odzywaliśmy do siebie, ale po pewnym czasie dowiedziałem się, że ma na imię Irena, że mieszka w Detroit i że wraca z sanatorium w Polsce.

Szybko poznałem na statku towarzystwo w moim wieku i tak się trzymaliśmy paczką. Z Piotrkiem Piotrowskim i Maćkiem Szymczakiem, wtedy poznanymi, spotkałem się zresztą ponownie na Batorym za rok, w drodze powrotnej do Polski. Ale podczas tego pierwszego rejsu sporo piliśmy, dużo rozmawialiśmy. Któregoś dnia pani Irena od różańca zaprosiła naszą trójkę do baru, a tam – zaprosiła nas do siebie, do Detroit. Chłopaki mieli inne plany, ale ja ostatecznie wylądowałem w jej domu, ale to już zupełnie inna opowieść.

Wszyscy czekaliśmy na bal kapitański. Przy wejściu na salę oficerowie witali się z gośćmi i zapraszali do zajęcia miejsc. Kapitan przedstawił nam gościa honorowego. Okazał się nim profesor literatury amerykańskiej wykładający na Oksfordzie, który dosiadł się do nas w Londynie (nazwisko do wiadomości redakcji). Jechał na wakacje do swojego domu w Oklahomie i jak mówił podczas krótkiego przemówienia, Batorego traktował jak dom, bowiem podróżował nim za każdym razem, kiedy wracał na wakacje do Ameryki. Porównywał go nawet do rosyjskiego statku Puszkin, ale jego zdaniem ten przewoźnik, mimo że może nowocześniejszy, nie zapewniał takiej atmosfery, jaką miał Batory.

Profesor następnego dnia zagadnął mnie, kiedy siedziałem w jednej z sal nad swoim dziennikiem, i zaprosił na przechadzkę. W jej trakcie wynikło, że profesor jest poetą i że chciałby mi w kajucie poczytać swoje wiersze. Przystałem. Nic z tej jego poezji nie rozumiałem, nowoczesna jakaś była, a on po każdym wierszu pytał, jak mi się podoba. Przy którymś powiedziałem „funny”, na co profesor się obruszył i powiedział, że to tragedia. W końcu wykręciłem się jakimiś zobowiązaniami, bo trwało to bardzo długo.

[blockquote style=”4″](…) balangowaliśmy przez trzy czwarte rejsu. Bary były nasze, bale były nasze…[/blockquote]

Profesor poeta nie dał jednak za wygraną. Następnego dnia zapytał, czy przyjąłbym jego zaproszenie na prywatną wizytę w saunie. Umówiliśmy się o konkretnej godzinie. Kiedy się zjawiłem pod drzwiami sauny, masażysta, taki barczysty, upewnił się, że mam na imię Marcin i zapewnił, że wszystko odbywa się w całkowitej dyskrecji i że nikt nam nie będzie przeszkadzał. Profesor już czekał, szybko wyskoczył ze wszystkiego, co miał na sobie, i zaprosił mnie pod prysznic. Wykręciłem się, że szkodzi mi gorąca woda. W końcu znaleźliśmy się jednak w saunie. Profesor zapytał, czy wiem, że prawdziwa miłość może wydarzyć się tylko między mężczyznami, o tym od wieków piszą poeci, i że jeśli tylko chcę, mogę mieszkać w jego domu w Oklahomie, gdzie on będzie przyjeżdżał na wakacje. Na szczęście na komplementach na temat budowy mojego ciała się skończyło.

Skończył się także i pierwszy rejs. Po roku wracałem do Polski na pokładzie Batorego z tymi samymi chłopakami. Dokooptowały do nas Basia Montgomery i piękna Małgosia. W piątkę balangowaliśmy przez trzy czwarte rejsu. Bary były nasze, bale były nasze. Tę Małgosię do dziś pamiętam. Nawet miałem nadzieję, że może pani się nią okaże… Wpłynęliśmy na Bałtyk. W życiu nie myślałem, że taki sztorm może być na naszym morzu. Poprzywiązywane co tylko się dało, pusto w stołówce, wszyscy wymiotują. Ale jakoś dopłynęliśmy. Czekał na mnie ojciec i wiadomość, że nie mam już pracy na uczelni. Za to przed następnym rejsem zdążyłem się ożenić z Krysią, moją byłą studentką.

Rejs Batorym z września 1979 miał być naszą podróżą poślubną. Nie myśleliśmy wówczas, że wyruszamy na emigrację. Przy naszym stoliku siedziała niewiele od nas starsza Halinka. Elegancka i wyraźnie zainteresowana kapitanem. Kiedy nie zjawiła się któregoś dnia na śniadaniu, a później pojawiła się wyraźnie zaspana, wiedzieliśmy, że kapitan nie pozostał obojętny na jej zainteresowania. W czasie postoju w Rotterdamie kapitan zaprosił ją na przejażdżkę po mieście prywatnym samochodem; my z żoną dołączyliśmy do nich na zasadzie przyzwoitek. Kapitan miał w mieście do załatwienia jakąś sprawę, zostawił jednak w aucie swoją marynarkę, której kieszenie Halinka natychmiast splądrowała, wykrzykując po kolejnych znaleziskach: „a mówił, że jest kawalerem!”.

Ach, ile to jeszcze historii do opowiedzenia z tego Batorego, na przykład o tym, jak taki Jugol odbił mi zaraz na początku pierwszego rejsu dziewczynę, co to jej imienia nie pamiętam, i od razu ją „zjugolił” u mnie w kajucie, bo ze mną mieszkał. Ale nie mogę wszystkiego opowiedzieć, bo żona będzie to czytała. Choć z drugiej strony było to tyle lat temu. Piękne, naprawdę piękne wspomnienia…”.

Wysłuchała Małgorzata Błaszczuk

fot.Broszura wydana przez Polskie Linie Oceaniczne w 1971 roku/Wikipedia

  • 5
  • 4
  • 3
  • 2
  • 1

 

REKLAMA

2091282552 views

REKLAMA

2091282854 views

REKLAMA

2093079313 views

REKLAMA

2091283135 views

REKLAMA

2091283283 views

REKLAMA

2091283430 views