0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaAmerykaImigracyjne mrzonki Donalda T.

Imigracyjne mrzonki Donalda T.

-

 

 fot.Tolga Bozoglu/EPA
fot.Tolga Bozoglu/EPA

„Nigdzie się nie ruszam. Jestem jedynym stałym elementem. To inni są jak jo-jo” – mówi o sobie Donald Trump. I ogłasza plany reform. Na początek dotyczące regulacji imigracyjnych.

REKLAMA

Rzeczywiście – poparcie dla kontrowersyjnego miliardera pozostaje na niezmienionym poziomie. To jego potencjalni rywale w prawyborczym wyścigu o republikańską nominację do Białego Domu poruszają się jak ślepcy we mgle. Sekret Trumpa jest prosty – wskazał grupie sfrustrowanych wyborców jasny cel, przedstawił wspólnego wroga i rzucił kilka propozycji dotyczących rozwiązania problemu. A to, że jego plan należy wpisać do kategorii political fiction – to już zupełnie inna historia.

Trzy pryncypia Trumpa

Reforma imigracyjna Trumpa ma opierać się na trzech pryncypiach: „naród bez granic nie jest narodem”, „naród bez prawa nie jest narodem” oraz „naród, który nie występuje w interesie własnych obywateli, nie jest narodem”. Wokół tych haseł pojawiają się konkretne propozycje. Miliarder postuluje między innymi zniesienie „prawa ziemi”, czyli pozbawienia automatycznego obywatelstwa osób urodzonych na terytorium USA. Chce zawieszenia wydawania zielonych kart oraz cofnięcia zawieszenia deportacji dla tzw. dreamers, czyli zasymilowanych nielegalnych imigrantów, którzy wjechali do USA jako małe dzieci. Opowiada się też za zniesieniem całych kategorii wiz (np. J), ograniczeniem i zaostrzeniem kryteriów przyznawania innych (H1B), przyznania priorytetów w zatrudnieniu amerykańskim obywatelom. Chce także uszczelnienia systemu wiz turystycznych i kryminalizacji procederu pozostania w USA po ich wygaśnięciu.

Jeszcze dalej Trump posunął się w swoich planach egzekwowania prawa imigracyjnego. Pojawił się projekt wybudowania muru wzdłuż całej granicy z Meksykiem i zmuszenia południowego sąsiada do zapłacenia za jego budowę. Miałaby to być forma rekompensaty za obciążenia ponoszone przez rząd USA i administracje stanowe w związku ze świadczeniami socjalnymi, z których mają korzystać imigranci. Meksykanie mieliby też płacić w konsulatach znacznie więcej za wizy do USA. Projekt wspomina nawet o możliwości przejmowania transferów pieniężnych wysyłanych przez nielegalnych imigrantów za granicę.

Trump chce także zwiększyć liczbę pracowników służb granicznych, wprowadzić obowiązek sprawdzania prawa do pracy wszystkich kandydatów za pośrednictwem systemu eVerify oraz wyrzucać z kraju wszystkich imigrantów, którzy weszli w kolizję z prawem. Miasta, które odmawiają współpracy ze służbami federalnymi, miałyby zostać pozbawione funduszy z waszyngtońskiego budżetu. Trump nawołuje także do deportowania albo zmuszenia do wyjazdu wszystkich nieudokumentowanych cudzoziemców i wpuszczenia z powrotem tylko tych, których Ameryka będzie chciała.

Jeśli fakty mówią inaczej…

Plan podoba się bardzo w najbardziej konserwatywnych kręgach. Ann Coulter nazwała go nawet „najważniejszym dokumentem politycznym od uchwalenia Wielkiej Karty Swobód”. Można pogratulować zręcznej demagogii. Trumpowi udało się powiązać w świadomości części elektoratu nielegalną imigrację z przestępczością i tym samym wskazać wroga, z którym można walczyć. I tak rozwiązanie kwestii nielegalnej imigracji staje się sposobem na rozwiązanie wszystkich problemów – przestępczości i bezpieczeństwa publicznego, bezrobocia (imigranci zabierają miejsca pracy), czy kłopotów budżetowych. Jeśli fakty mówią inaczej, to tym gorzej dla faktów. Cóż z tego, że wszystkie statystyki pokazują, że nieudokumentowani cudzoziemcy popełniają mniej przestępstw od ogółu populacji? I że wykonują głównie prace niechciane przez obywateli? Wie o tym świetnie także Trump, który rękami polskich nielegalnych imigrantów budował w latach 80. i 90. swoje sztandarowe nieruchomości. Cóż z tego, że od 1996 roku większość imigrantów – także tych legalnych – nie ma prawa do większości świadczeń federalnych?

Trochę matematyki i ekonomii

Cel postawiony przez Trumpa wydaje się być jasny i oczywisty. Choć po dokładnym przyjrzeniu się – całkowicie nierealny.

Dlaczego żaden normalny polityk nie podejmie się wcielenia w życie planu miliardera? Choćby dlatego, że jest on za drogi. Oficjalny dokument opublikowany przez obóz Trumpa mówi wiele o kosztach nielegalnej imigracji – ale nic o realizacji planu kontrowersyjnego kandydata. Zacznijmy od deportowania lub wyrzucenia 11 milionów osób. Koszt takiej operacji szacowany jest w granicach 140–600 miliardów dolarów, w zależności od metodologii obliczeń. Wyrzucenie takiej liczby osób oznaczałoby też pozbawienie gospodarki 11 milionów konsumentów, co przyniosłoby niewyobrażalne szkody.

fot.Peter Foley/EPA
fot.Peter Foley/EPA

[blockquote style=”4″]Rozwiązanie kwestii nielegalnej imigracji staje się sposobem na rozwiązanie wszystkich problemów – przestępczości i bezpieczeństwa publicznego, bezrobocia (imigranci zabierają miejsca pracy), czy kłopotów budżetowych. Jeśli fakty mówią inaczej, to tym gorzej dla faktów[/blockquote]

Zbudowanie muru odgradzającego Stany od Meksyku kosztem około 3,6 miliarda dolarów jest oczywiście finansowo możliwe, ale zmuszenie Meksykanów do zapłacenia za tę „inwestycję” już nie. Chyba że USA chcą pójść na otwartą wojnę handlową ze swoim południowym sąsiadem. Wszyscy ekonomiści zgodnie podkreślają, że to się po prostu nie opłaci. Meksyk jest trzecim co do wielkości partnerem handlowym USA, a Ameryka związana jest ze swoimi sąsiadami traktatem NAFTA. Na podwyższaniu ceł i stawianiu barier ucierpiałyby nie tylko wielkie amerykańskie korporacje, ale także zwykli konsumenci. Po prostu płaciliby więcej za różne towary.

Propozycja zawieszenia wydawania zielonych kart, po to, aby biznesy zatrudniły wszystkich bezrobotnych Amerykanów, jest także czystą demagogią. Przede wszystkim dlatego, że w pewnych zawodach trudno znaleźć pracowników. Po drugie, przerwałoby to procesy sponsorowania tysięcy pracowników oczekujących na legalizację. Bezterminowe „zawieszenie” wydawania zielonych kart zniechęciłoby także do emigrowania do USA najzdolniejszych i najbardziej przedsiębiorczych ludzi, a to oznaczałoby, że zasililiby oni swoimi talentami kraje nie bardzo Ameryce przyjazne.

Wreszcie zlikwidowanie „prawa ziemi” byłoby pogwałceniem amerykańskiej konstytucji. Obywatelstwo osób urodzonych na terytorium USA gwarantuje poprawka do konstytucji. Podobna do innych poprawek, gwarantujących wolność wyznania, słowa, czy prawo do noszenia broni. Trump proponuje więc albo złamanie obowiązującego porządku konstytucyjnego, albo zmianę ustawy zasadniczej. Tego ostatniego zrobić się jednak nie da. Przypomnijmy – potrzeba do tego większości dwóch trzecich głosów w obu izbach Kongresu, a potem zgody legislatur trzech czwartych ze wszystkich 50 stanów USA. W dzisiejszej podzielonej Ameryce jest to więc po prostu niemożliwe.

Propagandowy sukces

Antyimigracyjna retoryka, jaka pojawia się nie tylko w wypowiedziach Trumpa, ale także innych najbardziej konserwatywnych kandydatów republikańskich, musiała przynieść skutki. W najnowszym sondażu Rasmussena, a więc poważnego ośrodka badań opinii publicznej, aż 51 proc. badanych opowiada się za wybudowaniem muru na całej długości meksykańskiej granicy. Przeciwnych takiemu rozwiązaniu jest 37 proc., a kolejne 12 proc. badanych nie ma w tej sprawie zdania.

Większość wyborców sądzi także, że Stany Zjednoczone niezbyt zdecydowanie deportują ze swojego terytorium nielegalnych imigrantów, a aż 80 proc. opowiada się za bezwarunkowym usuwaniem z kraju wszystkich imigrantów, którzy popełnili poważniejsze przestępstwo.

Co więcej, ponad połowa badanych (54 proc.) nie zgadza się z przyznawaniem automatycznego prawa do amerykańskiego obywatelstwa dzieciom nielegalnych imigrantów. Czyli generalnie – jest przeciwna obowiązującej od lat interpretacji 14. poprawki do konstytucji. Tej samej konstytucji, w której obronie występuje tak głośno Donald Trump. Brak tu pewnej logiki.

Z pewnością jednak antyimigracyjna retoryka przynosi efekty. Jeszcze do niedawna większość Amerykanów akceptowała obecność w USA nielegalnych imigrantów, jeśli ciężko pracują i płacą podatki. Teraz o kompleksowej reformie imigracyjnej, którą dwa lata temu przyjął Senat USA, można już tylko pomarzyć.

Jolanta Telega

[email protected]

fot.Sergei Ilnitsky/EPA

REKLAMA

2091325634 views

REKLAMA

2091325933 views

REKLAMA

2093122393 views

REKLAMA

2091326215 views

REKLAMA

2091326362 views

REKLAMA

2091326506 views