REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaAmerykaDziurawe bezpieczeństwo

Dziurawe bezpieczeństwo

-

Kontrola TSA na lotnisku Midway w Chicago fot.Kamil Krzaczyński/EPA
Kontrola TSA na lotnisku Midway w Chicago fot.Kamil Krzaczyński/EPA

Przed nami znów wakacyjny koszmar: przyjazd na lotnisko na długo przed planowanym lotem, nadawanie bagażu i ustawienie się w długiej kolejce do kontroli bagażu podręcznego. „To dla naszego bezpieczeństwa” – tłumaczymy sobie cierpliwie, czekając w ogonku i znosząc upokorzenia. Prawda jest jednak zupełnie inna – przez bramki można przemycić dosłownie wszystko.

Najnowszy raport z wewnętrznej kontroli przeprowadzonej na zlecenie biura inspektora generalnego Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) wykazał, że Agencja Bezpieczeństwa Transportu (Transportation Security Administration, TSA) wyrzuca nasze podatkowe dolary w błoto. Na 70 podjętych przez kontrolerów prób wniesienia na pokład niebezpiecznych substancji powiodło się… 67. To nie pomyłka. Doszło do – słownie – sześćdziesięciu siedmiu udanych prób, a udaremniono zaledwie trzy. Na siedemdziesiąt. Daje to TSA niecałe 5 proc. skuteczności.

REKLAMA

Popatrzmy na problem w skali makro: w tegorocznym sezonie letnim między 1 czerwca a 31 sierpnia przez amerykańskie porty lotnicze przejdzie około 222 milionów podróżnych – około 2,4 miliona dziennie. Gdyby każdy z nich miał przy sobie bombę, ładunek wybuchowy wykryto by tylko u 11,1 miliona pasażerów. Na dodatek co rusz dowiadujemy się o braku kontroli samych pracowników lotnisk pracujących w kluczowych dla bezpieczeństwa strefach. A wszystko za około 7 miliardów dolarów rocznie – bo takim budżetem dysponuje TSA.

Gdzie ci terroryści?

Na nikłą skuteczność kontroli wskazują także inne, mniej twarde dane. Jeszcze w 2012 roku John Halinski, szef TSA ds. globalnej strategii, nie potrafił wskazać żadnego przypadku zatrzymania na bramkach osoby, która by była później oskarżona o powiązania z terroryzmem. Do zatrzymania terrorystów nie doszło także w wyniku sfinansowanego kosztem 200 milionów dol. programu obserwowania zachowania osób przechodzących przez bramki, do czego zaangażowano około 3 tys. funkcjonariuszy. W ręce TSA wpadali najczęściej wykazujący nadmierną nerwowość przemytnicy narkotyków oraz inne osoby będące na bakier z prawem kryminalnym. Ale nie terroryści. Za to późniejsze kontrole pokazały, że przed oczami agentów TSA musiało przeparadować co najmniej 16 osób, które później zostały zatrzymane za działalność terrorystyczną.

[blockquote style=”4″]W tegorocznym sezonie letnim między 1 czerwca a 31 sierpnia przez amerykańskie porty lotnicze przejdzie około 222 milionów podróżnych – około 2,4 miliona dziennie[/blockquote]

Kontrola TSA na lotnisku Midway w Chicago fot.Kamil Krzaczyński/EPA
Kontrola TSA na lotnisku Midway w Chicago fot.Kamil Krzaczyński/EPA

Upokarzający cielętnik

Niską skuteczność potwierdzają także moje i nie tylko moje osobiste doświadczenia. Podróżuję często i kilkakrotnie łapałam się na tym, najczęściej już po dotarciu do miejsca docelowego, że w bagażu podręcznym miałam coś, czego 11 września kategorycznie na pokład wnosić nie było wolno. Jakiś pilnik do paznokci, tubka o pojemności przekraczającej dozwolony limit… Któregoś razu odkryłam w plecaczku dziecka dość pokaźny scyzoryk, oczywiście już po wylądowaniu w Warszawie. A wszystko po przejściu procedury, która przypomina przepędzanie bydła w cielętniku. Jednocześnie przypominam sobie awantury związane z przenoszeniem przez bramki butelek mleka przez matki podróżujące z małymi dziećmi…

O dziurawych kontrolach opowiada mi także znajomy, który zawsze musi podlegać ściślejszemu „badaniu” przez agentów TSA. „Mam od kilkunastu lat wszczepiony implant i nie mogę przechodzić przez standardowe wykrywacze metalu” – mówi 53-letni Tadeusz, który z racji wykonywanego zawodu też musi często podróżować. „Za każdym razem przechodzę procedurę ręcznego przeszukania. W każdym porcie wygląda ona trochę inaczej. A i tak mam wrażenie, że gdybym chciał, to mógłbym to i owo wnieść na pokład. Ponieważ za każdym razem jestem odprowadzany na bok i obdarzany podejrzliwymi spojrzeniami współpasażerów, a do tego dość bezceremonialnie obmacywany, po każdej kontroli pozostaje uczucie pewnego upokorzenia, czy degradacji. Dopiero ostatnio, kiedy w wielu portach zamontowano droższe skanery rentgenowskie, mogę poczuć się jak każdy pasażer. Ale nie wszędzie. Do tej pory tłumaczyłem sobie, że to konieczność, bo przecież samoloty muszą być bezpieczne, a ludzie nie mogą się bać. A teraz?” – pyta retorycznie.

Personalne roszady

Próby wykonane przez tajnych agentów w dziesiątkach portów lotniczych wyraźnie pokazały, że na pokład samolotów można wnieść niemal wszystko, co się chce – broń, materiały wybuchowe, czy inne zakazane przedmioty. Dokładnie co i w jaki sposób próbowano na pokład wnieść – dowiemy się ze szczegółowego raportu z kontroli, którzy ujrzy światło dzienne jeszcze tego lata. O ile w ogóle się dowiemy – bo już samo ujawnienie wyników kontroli stanowi zachętę dla terrorystów. Rzecznik Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego ograniczył się tylko do lakonicznego stwierdzenia, że „liczby w tego rodzaju raportach nigdy nie wyglądają dobrze, gdy są wyjęte z kontekstu, ale stanowią kluczowy element nieprzerwanej ewolucji systemu bezpieczeństwa w transporcie lotniczym”.

Po druzgocącym raporcie musiały polecieć głowy. Departament Bezpieczeństwa Krajowego postanowił natychmiast przenieść na inne stanowisko dotychczasowego szefa TSA Melvina Carrawaya. Jego obowiązki przejął tymczasowy zastępca Mark Hatfield. Panika wybuchła nawet w Kongresie. Republikanin Jason Chaffetz, przewodniczący komisji nadzoru i reformy rządu w Izbie Reprezentantów, określił wyniki raportu jako „głęboko alarmujące”. „W ostatnich sześciu latach TSA wykorzystała ogromne sumy z rządowych środków, ale nie ma czym się wykazać. Po wydaniu 540 milionów dol. na nowy sprzęt i kolejnych milionów na szkolenia agencja może wykazać się gorszymi rezultatami niż w 2007 roku. Coś tu nie gra” – atakował Chaffetz. I przypomniał, że często to nie najdroższe, ale najprostsze środki potrafią być skuteczne. Na przykład psy wyczulone na ładunki wybuchowe mogą być bardziej efektywne od najbardziej wyszukanych technologicznie wykrywaczy.

Obietnice i rzeczywistość

Rzecznik prasowy sekretarza DHS Jeh Johnson zapowiedział podjęcie serii kolejnych działań, niektórych ze skutkiem natychmiastowym. Przypomniał też, że nie na kontroli bagażu się kończy. DHS i inne służby korzystają przecież z informacji wywiadu, wyników sprawdzania list pasażerów z danymi o osobach poszukiwanych za terroryzm, przeszukań przez psy, wzmocnień drzwi do kabiny pilota, czy podróżujących samolotami Federal Air Marshals. „Kombinacja tych działań zapewnia wzmocnienie bezpieczeństwa podróżowania” – zapewniał.

Jaki będzie odczuwalny efekt ostatniej kontroli w TSA dla nas, zwykłych pasażerów? Obawiam się, że kolejki jeszcze się wydłużą, bo agenci kontroli będą próbowali się wykazać tym, iż staranniej wykonują swoje obowiązki. Znów będziemy się łudzić, że to dla naszego bezpieczeństwa. Aż do następnej cichej kontroli w TSA.

Jolanta Telega

[email protected]

Lotnisko O’Hare w Chicago fot.Kamil Krzaczyński/EPA
Lotnisko O’Hare w Chicago fot.Kamil Krzaczyński/EPA

 

REKLAMA

2091185576 views

REKLAMA

2091185877 views

REKLAMA

2092982336 views

REKLAMA

2091186158 views

REKLAMA

2091186308 views

REKLAMA

2091186455 views